A A+ A++

Czym kierował się generał Franco, gdy rozpoczynał program budowy hiszpańskiej bomby atomowej?

Najważniejsza była chęć dołączenia do ekskluzywnego klubu krajów dysponujących bronią nuklearną, który w latach 40. tworzyły USA i ZSRS. Grupa mocarstw atomowych zaczęła się powiększać dopiero w latach 50. i 60. Atom dałby prawdopodobnie Hiszpanii prawo veta na forum ONZ i mocną pozycję w regionie.

Amerykanie dysponowali bronią atomową już w 1945 r., ale na przykład pierwszy francuski wybuch jądrowy miał miejsce dopiero w 1960 r. Tymczasem instytucja powołana przez gen. Franco do pracy nad bombą powstała już w 1951 r. Jak zmieniłaby się pozycja międzynarodowa Hiszpanii, gdyby udało się jej wyprodukować broń atomową już wtedy?

Możliwość produkcji hiszpańskiej broni nuklearnej, jak alarmowały zresztą raporty CIA, stała się realna dopiero w latach 60. Gdyby ta sztuka powiodła się gen. Franco,znacząco wzmocniłaby siępozycja międzynarodowa Hiszpanii, bo stałaby się ona jedynym – oprócz Francji – krajem na kontynencie europejskim dysponującym arsenałem jądrowym. Dzięki broni jądrowej Franco zyskałby też skuteczny środek nacisku na odwiecznego wroga – Maroko, i inne kraje Maghrebu. Zresztą pierwsza próba jądrowa z pewnością miałaby miejsce na Saharze.

Gdzie znajdowało się centrum badań nad tajną bronią?


W Madrycie. Kompletowaniem zespołu badawczego zajął się gen. Juan Vigón. Musiał ściągnąć do stolicy rozproszonych po całym półwyspie inżynierów i fizyków. Badaniami zajęła się Junta de Energia Nuclear, czyli specjalnie w tym celu powołana instytucja. Jeszcze w 1948 r. nazywała się Junta de Investigaciones Atómicas, ale w 1951 r. wyszła z podziemia (wcześniej Franco ją utajnił) i zmieniła nazwę. Istnieje do dziś, ale pod jeszcze inną nazwą i zajmuje się badaniami z dziedziny energetyki, środowiska i technologii.
Kiedy w 1955 r. zmarł gen. Vigón, projektem jądrowym zajął się, aż do swojej tragicznej śmierci, adm. Luis Carrero Blanco. Franco dał mu praktycznie wolną rękę. Budowa bomby atomowej stała się też jego obsesją.

Amerykanom udało się zbudować bombę dzięki pracy wielu noblistów, sławnych naukowców, także niemieckich. Hiszpanie byli w stanie poradzić sobie sami?

Być może to brzmi zaskakująco, ale w Hiszpanii w latach 60. nie brakowało teoretyków i eksperymentatorów, którzy byli zdolni do skonstruowania broni jądrowej. Zresztą, według moich informacji, część niemieckich naukowców, którzy wcześniej pracowali dla Hitlera, zgodziła się prowadzić badania dla Franco.

Czy Hiszpanię było stać na ten projekt?

Koszty były rzeczywiście wysokie. W 1971 r. Centrum Studiów Obrony Narodowej (Centro Superior de Estudios de la Defensa Nacional) szacowało, że koszt doprowadzenia do pierwszej próby wynosi około 9 mln peset, czyli 50 mln dzisiejszych euro. Początki były jednak stosunkowo łatwe dzięki… Amerykanom.

No właśnie. To jeden z najbardziej karkołomnych fragmentów pana książki. Jak to możliwe, że Amerykanie dali się tak nabrać?


W czerwcu 1955 r. Hiszpania podpisała z USA porozumienie o współpracy nuklearnej w ramach „Atom dla pokoju”. To był międzynarodowy program wymyślony przez amerykańską administrację na czasy zimnej wojny. Chodziło o przekazywanie sojusznikom wiedzy i technologii pozwalającej na rozwój cywilnej energetyki jądrowej. Franco skwapliwie z tego skorzystał. Już w grudniu 1958 r. w towarzystwie adm. Carrero Blanco otworzył Narodowe Centrum Energii Nuklearnej (Centro Nacional de Energia Nuclear Juan Vigón), które powstało w Madrycie. Z USA spłynęły do Hiszpanii niemałe środki – 350 tys. dol. – na rozwój energetyki nuklearnej, które Franco, za plecami Amerykanów, przeznaczył na rozruch projektu budowy hiszpańskiej bomby atomowej. Pod koniec lat 60. budowa broni jądrowej w Hiszpanii była już więcej niż realna. Mieliśmy przecież pochodzący z naszych własnych kopalń uran, byliśmy pod tym względem samowystarczalni (Hiszpania ma drugie co do wielkości złoża uranu w Europie). Przez przypadek zdobyliśmy też resztki amerykańskich pocisków termojądrowych, w których pluton służył jako zapalnik syntezy termojądrowej. 17 stycznia 1966 r. Amerykanie stracili nad wodami Morza Śródziemnego bombowiec strategiczny B52, a wraz z nim cztery pociski termonuklearne. Trzy z nich, oczywiście uszkodzone, znaleziono w małej rybackiej wiosce Palomares, w regionie Almeria. To – nawiasem mówiąc – jeden z największych wypadków w historii amerykańskiej armii, który Amerykanie określają terminem „broken arrow”.

W każdym razie, kiedy hiszpańscy inżynierowie wiedzieli już, jak działa zapalnik, trzeba było rozwiązać już tylko jeden problem – wyprodukować takie zapalniki i wziąć skądś pluton (powstaje jako efekt rozpadu ze wzbogaconego uranu, potrzebna jest specjalna aparatura, żeby spowolnić tę reakcję – przyp. red.).

I w tym momencie do gry, dość niespodziewanie, weszła Francja.

Francuzi, którzy od 1960 r. byli już nuklearną potęgą, zdecydowali się odstąpić nam technologię jednej ze swoich elektrowni atomowych, w której można było wyprodukować wszystko, czego nam brakowało. Carrero Blanco podpisał z Francją w tej sprawie specjalne porozumienie i w ten sposób powstała elektrownia Vandellós I w Katalonii. Dzięki pomocy Francuzów byliśmy w stanie wyprodukować nawet 200 kg plutonu rocznie.

Dlaczego Francja zdecydowała się na taki krok?

Wszystko to działo się za plecami Amerykanów, zresztą zwykli Hiszpanie również nie zdawali sobie sprawy z ambicji caudilly. Generał Charles de Gaulle zawsze myślał o Francji jako o kraju najważniejszym w Europie, próbował budować jego wielkość, m.in. dlatego dążył do budowy energetyki atomowej i skonstruowania francuskiej broni jądrowej. Chciał, aby Francja stała się nuklearną potęgą. Dlatego pomagał gen. Franco. Sądzę, że był przekonany, iż jeśli Hiszpania będzie dysponować bronią atomową, to wpływ USA na Europę się zmniejszą. Oczywiście amerykańskie służby wiedziały już w pewnym momencie, co się święci, i alarmowały administrację. USA zaproponowały nawet Francji i Hiszpanii podpisanie traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Tratado de No Proliferación Nuclear). Jeden z punktów tego traktatu nakładał m.in. na sygnatariuszy zobowiązanie do zaprzestania prób rozwoju broni jądrowej. Oba kraje odmówiły.

Z jaką misją przyjechał do Hiszpanii w 1973 r. sekretarz stanu USA Henry Kissinger?

Czytaj także:
Zapomniany polski noblista. Zbudował broń atomową, a potem z nią walczył

To było w grudniu. Rozmawiał wtedy z najważniejszymi osobami w państwie, włącznie z gen. Franco i ks. Juanem Carlosem. Spotkał się także z adm. Carrero Blanco, z którym rozmawiał kilka godzin. Treść tych konsultacji jest nadal owiana tajemnicą, ale wiadomo, że obaj panowie rozmawiali podniesionym głosem, szczególnie w momentach, kiedy padły pytania o potencjał nuklearny Hiszpanii i o odmowę podpisania traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Podobno Carrero miał później powiedzieć, że czuł się w czasie tej rozmowy zastraszany. Tłumaczył Kissingerowi, że potencjał nuklearny ma wzmocnić Hiszpanię, na co sekretarz stanu miał odpowiedzieć: „Owszem, ale kiedy Hiszpania jest ważnym krajem, staje się niebezpieczna”.

Krótko potem Carrero Blanco zginął. ETA zorganizowała na niego zamach. Wysadziła w powietrze jego samochód.

To się stało niecałe 24 godziny po spotkaniu z Kissingerem, Carrero Blanco wyleciał w powietrze 400 metrów od amerykańskiej ambasady w Madrycie. Oczywiście nie wiadomo dokładnie, jak do tego doszło, ciekawe jednak – to zawsze mnie zastanawiało – że kilka dni wcześniej z pobliskiej bazy amerykańskiej w okolicach Torrejón de Ardoz zginęły cztery pociski przeciwczołgowe. Zostały tam przewiezione z Fort Bliss w Teksasie i były naszpikowane nowoczesną technologią, m.in. miały specjalne czujniki bezprzewodowe. Śmierć Carrero i ta dziwna akcja sabotażowa w amerykańskiej bazie zahamowały oczywiście prace nad hiszpańską bronią jądrową.

Ale projekt się nie skończył nawet po śmierci gen. Franco?

Prace nad bronią jądrową zostały zarzucone dopiero pod koniec lat 80. W latach 70., w czasach premiera Adolfo Suáreza, szanse na wyprodukowanie bomby w krótkim czasie (nie więcej niż pięć lat) były bardzo duże, ale naciski na Hiszpanię stawały się coraz bardziej dokuczliwe. W końcu, w lutym 1981 r., Hiszpania zgodziła się nawet na międzynarodową kontrolę swoich „podejrzanych” instalacji nuklearnych. Myślę, że kilka lat później, kiedy władzę zdobył Felipe González, czas potrzebny do wyprodukowania bomby był jeszcze krótszy, może nawet trzy lata. Hiszpania mogła wyprodukować nie tylko bombę, ale także rozpocząć seryjną produkcję broni nuklearnej. Wystarczyłyby: decyzja polityczna i odpowiednie środki. Dzięki bombie Hiszpania stałaby się wtedy małą potęgą nuklearną i to bez wstępowania do NATO. Nie musiałaby też podpisywać traktatu TNP. Jednak za czasów rządów Gonzáleza doszło do serii spotkań z Amerykanami, które zakończyły się podpisaniem przez Hiszpanię traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, tego samego, którego w latach 60. nie chciały firmować ani Francji, ani Hiszpania. To był ostateczny koniec marzeń o hiszpańskim potencjale nuklearnym.

José Lesta – hiszpański pisarz i dziennikarz, z wykształcenia fizyk, autor książek badających tajemnice gen. Franco i Hitlera. W „Claves ocultas del poder mundial” przypomina historię badań nad hiszpańską bombą atomową, a w „El enigma nazi” opisuje ezoteryczne zainteresowania Hitlera.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMIĘDZYRZECZ: Kalina Tomysek is singing
Następny artykułUczelnie w Łodzi z nowymi terminami wyborów rektorów. Najpierw Akademia Muzyczna