A A+ A++

Wyprawa na Azory to jak skok w głębiny wszechogarniającej zieleni. Na szczęście kamizelka ratunkowa nie jest potrzebna, ponieważ buszowanie wśród bujnej roślinności, przywodzącej na myśl najbardziej egzotyczne zakątki świata, to stan czystej przyjemności, z którego nie chce się wynurzać. Zobaczenie São Miguel, największej wyspy azorskiego archipelagu, jest doświadczeniem zostającym w pamięci na długo. Grzechem byłoby się nim nie podzielić.

Azory — unikatowy krajobraz i wulkaniczne przyjemności

Rozpoczęcie wycieczki od lekcji geologii może nie brzmieć szczególnie fascynująco, ale zaryzykuję. Nie da się pominąć kilku podstawowych informacji, aby wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Archipelag dziewięciu wysp zaliczanych do Azorów powstał wskutek procesów wulkanicznych związanych z ekspansją dna oceanicznego w odległym trzeciorzędzie.

Wyspy, które zamieniły się w kawałek nieba na ziemi zlokalizowany na środku Oceanu Atlantyckiego, dzięki swojemu pochodzeniu zachwycają niezwykle urozmaiconym krajobrazem. Mieniące się różnorodnymi odcieniami i refleksami jeziora uformowane w kalderach wygasłych wulkanów, pofalowane wzgórza stające się oazą zarówno dla miłośników pieszych wędrówek, jak i krów będących wizytówką São Miguel, a także buchające gorącą parą źródła, widoczne niemalże na każdym kroku. To tylko część atrakcji, które sprawiają, że po powrocie z łezką w oku przeglądam zrobione zdjęcia, utwierdzające mnie w przekonaniu, że azorska przygoda faktycznie miała miejsce, a nie była wyłącznie senną fantazją.

Od czego zacząć dzień na Azorach? Od herbaty!

Każda z wysp archipelagu posiada przypisany do siebie kolor. Symbolem São Miguel jest zieleń. Nie mogło być inaczej, biorąc pod uwagę, że barwa otacza nas na z wszystkich stron, pięknie korespondując z Atlantykiem. Poruszanie się po wyspie jest więc doświadczeniem niezwykle odprężającym. Do teraz cieszę się, że nie musiałam być skupionym na ruchu drogowym kierowcą, za to miałam okazję napawać się widokami podczas przemieszczania się z miejsca na miejsce.

Jesienią Azory powitały mnie nieco pochmurnym i mglistym porankiem z lekką mżawką. Taki już urok tego miejsca! Jednego dnia można doświadczyć właściwie wszystkich pór roku (no, może poza śnieżną i mroźną zimą, w to mi graj). Wybierając się na zwiedzanie, warto mieć w plecaku zarówno coś ciepłego, przeciwdeszczowego, jak i podkoszulek z krótkim rękawem. Azory uczą elastyczności. Masz przygotowany szczegółowy plan wyjazdu? Potraktuj go raczej w kategoriach sugestii i nie trzymaj się go zbyt sztywno — jeśli rano chmury zdają się wisieć ciężko tuż nad twoją głową, wyprawa na górskie punkty widokowe raczej nie ma sensu, lepiej przełożyć to na inną porę. Tego nauczyłam się już pierwszego dnia, który po sprytnej zmianie harmonogramu rozpoczął się od wizyty w Fabrica de Cha Gorreana — najstarszej europejskiej plantacji herbaty.

Według niektórych źródeł uprawa herbaty rozpoczęła się na wyspie w drugiej połowie XVIII wieku, lecz produkcja pełną parą ruszyła oficjalnie w wieku XIX. Skąd pomysł? Trochę z przypadku, trochę z konieczności wywołanej kryzysem w dotychczasowych uprawach pomarańczy. Czym je zastąpić? Wybór padł między innymi na herbatę, której pierwsze nasiona dotarły na wyspę z Brazylii. Były chęci, było zainteresowanie tematem, ale inwestorom nadal brakowało fachowej wiedzy na temat tajników uprawy. Postanowiono sprowadzić na miejsce herbacianego mistrza prosto z Chin i było już właściwie pewne, że europejska stolica aromatycznego napoju będzie zlokalizowana na wyspie z daleka od kontynentu.

Zwiedzając fabrykę, ma się poczucie podróży w przeszłość. Niektóre ze sprzętów wyglądają niczym wyjęte ze skansenu — działają jednak bez zarzutu. Zobaczysz przy pracy panie, które cierpliwie, a zarazem energicznie pakują liście do torebek, spróbujesz napoju na własnym podniebieniu. Degustacja w miejscu pochodzenia to jest to!

Furnas z widokiem na obiad zakopany w ziemi

– Spójrzcie w dół, widzicie ten buchający dym? Tam właśnie przygotowują nasz obiad! – Jesteśmy na wzgórzu nad Lagoa das Furnas. Słońce nieśmiało wyszło zza chmur, zanim jeszcze tu dotarliśmy, więc pierwszy punkt widokowy, do jakiego trafiam po przylocie na São Miguel, prezentuje w pełnej okazałości walory Azorów. Żałuję jedynie, że jestem tu po sezonie intensywnego kwitnienia hortensji, które opanowują całą wyspę. Nic straconego, bo jestem przekonana, że nie jest to mój ostatni pobyt w tym miejscu.

Ale przejdźmy do posiłku, który przyrządzany jest na łonie natury. Dym unoszący się nad brzegiem jeziora wydobywa się z otworów w ziemi, w których robiony jest Cozido das Furnas. Po co zamykać się w restauracyjnych kuchniach, skoro do obróbki jedzenia można wykorzystać energię pochodzącą z wnętrza ziemi? Sprytnie i efektownie.

Cozido to tradycyjny gulasz, w skład którego wchodzą najróżniejsze gatunki mięsa i warzyw. Czy warto wyruszać w podróż aż do Furnas, by skosztować specjału przypominającego dania, jakich w polskich kulinariach nie brakuje? Jak najbardziej, ponieważ smak i zapach potrawy, która spędziła w wulkanicznej ziemi około sześciu-ośmiu godzin, jest niepowtarzalny. Rarytas ten serwuje większość lokali w miasteczku, a każdy z nich ma przypisane do siebie ziemne stanowisko. W okolicach południa będziesz mieć okazję przekonać się, że wyjmowanie garnków z apetyczną zawartością wymaga nie lada krzepy i współpracy dwóch osób. 

A jakie kąski znajdziesz na swoim talerzu? Wołowina, drób, świńskie ucho, lokalna kaszanka, ziemniaki, marchew, kapusta… Lepiej przyjść naprawdę wygłodniałym, bo posiłek do lekkich nie należy. Na szczęście na São Miguel nie brakuje miejsc, w których da się spalić nadprogramowe kalorie.

Parque Terra Nostra — tajemniczy ogród

Cozido trzeba rozchodzić. Z pełnym brzuchem trudno jednak myśleć o wymagającym trekkingu, więc co teraz? Kurs na Parque Terra Nostra — ogród botaniczny o powierzchni 12 hektarów, poprzecinany ścieżkami, które ciągną się kilometrami. Nie ma tu jednej trasy, którą odwiedzający musieliby przemierzać gęsiego. 

W dowolnym momencie możesz skręcić w intrygujący zakamarek, podziwiając setki gatunków składających się na azorską roślinność. Zwiedzanie na własnych warunkach? Jak najbardziej! Momentami jest bardzo egzotycznie, a teren parku przywodzi na myśl dżunglę.

Nie sposób nie zauważyć ogromnego basenu termalnego, znad którego unosi się lekki aromat siarki. Choć osobom oczekującym na wakacjach lagun z lazurową wodą zbiornik na pierwszy rzut oka może nie przypaść do gustu, warto skusić się na kąpiel. Według naszej przewodniczki woda z basenu działa leczniczo na wszystko. No, może poza włosami, które wysusza, ale nadal brzmi to jak całkiem dobry (a przede wszystkim przyjemny) interes.

Zobacz też: Madera to nie tylko piękne krajobrazy. Tu codzienne historie piszą kobiety

Canyoning na Azorach, czyli jak wyjechałam ze swojej strefy komfortu

– Zobaczycie, będziecie zachwyceni! Na pewno sobie poradzicie, a canyoning na Azorach to wspaniała przygoda. – Takimi słowami raczyli nas lokalni przewodnicy w dniach poprzedzających wyprawę do przyrodniczego parku Ribeira dos Caldeirões. Tym razem plan nie obejmował spokojnych spacerów i niespiesznego delektowania się oszałamiającą roślinnością. Tym razem mieliśmy wskoczyć w kombinezony i uprzęże, a następnie ruszyć na spotkanie prawdziwego azorskiego wyzwania.

Na czym polega canyoning? Niektórzy nazywają go ekstremalną wersją aquaparku na łonie natury. Mamy trochę trekkingu, wspinaczki, pokonywania potoków, skoków do wody… To rozrywka dla fanów aktywnego spędzania czasu … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCharlie English – Galeria cudów i obłędu