A A+ A++

Potrzebna nam obrona terytorialna, ale inna

Z prof. Romualdem Szeremietiewem, byłym ministrem obrony narodowej, rozmawia Maciej Pieczyński

Maciej Pieczyński: Gdyby wybuchła wojna, Rosjanie w cztery dni doszliby do Warszawy, a polska armia praktycznie przestałaby istnieć. Taka prognoza wynika z niedawno przeprowadzonej symulacji w ramach ćwiczeń sztabowych Zima-20…

Romuald Szeremietiew: A skąd ma pan takie informacje?

Z przekazów medialnych. Oficjalnie MON sprawy nie komentuje, bo przebieg ćwiczeń i płynące z nich wnioski to informacje niejawne. Nie wierzy pan w tak pesymistyczne wyniki symulacji?

To nie jest kwestia wiary. Pewności do przekazu mediów oczywiście mieć nie możemy, ale taki przebieg ewentualnej wojny z Rosją jest według mnie prawdopodobny. Kiedy Rosja rozpętała wojnę na Kaukazie i Polska zaczęła bardzo silnie naciskać, aby w NATO opracowano tzw. plany ewentualnościowe działań Sojuszu w razie zagrożenia bezpieczeństwa wtedy okazało się, że pomoc wojsk sojuszniczych może być problematyczna. Kierujący agencją Stratfor prof. Friedman w jednym z wywiadów powiedział, że pomoc wojskowa może dotrzeć do polski po trzech miesiącach. Mamy dziś flankę wschodnią NATO i są wojska USA, m.in. na terytorium imagePolski, ale są to przecież siły niewielkie. Rosja ma nad nami przewagę militarną. Nieustannie wzmacnia siły na kierunku zachodnim, w rejonie Smoleńszczyzny rozlokowana została odbudowana silna 1 Armia Pancerna Gwardii. Wojska rosyjskie nie tylko są liczniejsze i mają więcej rakiet, samolotów, czołgów niż stacjonujące na flance wschodniej siły NATO, ale też cały czas ćwiczą, odbywają nieustanne wielotysięczne manewry. Żołnierze rosyjscy utrzymują stale sprawność bojową, a dowódcy mają spore doświadczenie wojenne zdobywane w konfliktach, w których mniej lub bardziej bezpośrednio uczestniczy Federacja Rosyjska. Pozwolę sobie na ponury żart oddający nasze położenie militarne: w 1939 r. mieliśmy trzydzieści dywizji, broniliśmy się przez trzydzieści dni, obecnie mamy trzy dywizje (czwartą odtwarzamy), więc wytrzymamy trzy-cztery dni…

Jak podają media, w symulacji uwzględniono zamówione przez Polskę nowe systemy uzbrojenia: zestawy przeciwlotnicze Patriot, artylerię rakietową HIMARS i wielozadaniowe samoloty F-35. A jednak przegraliśmy z kretesem. To po co nam ten drogi sprzęt? Po co się zbroić?

O naszym bezpieczeństwie nie decyduje ilość posiadanego uzbrojenia. Rzecz w tym, aby znaleźć taki sposób obrony kraju, by potencjalny agresor doszedł do wniosku, że nie będzie w stanie Polski podporządkować i skutecznie okupować. A co za tym idzie – aby zrezygnował z agresji. Trzeba sprawić, aby była na zewnątrz widoczna wola oporu w społeczeństwie, aby była ona powszechna.

Czyli trzeba rozwinąć obronę terytorialną?

Tak. Chodzi o zdolność do działań nazwanych asymetrycznymi. Tego typu działania spowodowały, że nawet Rosjanie musieli skapitulować i wycofać się z Afganistanu. Niestety, kiedy podnoszę ten argument, zaraz rozlega się krzyk, że chcę, aby Polacy prowadzili wyniszczające nas działania partyzanckie…

Pojawia się zarzut, że Wojska Obrony Terytorialnej to niewykwalifikowane mięso armatnie, nieprzygotowane do nowoczesnej wojny, że nadaje się do walki z epidemią, ale już niekoniecznie z przeciwnikiem ze Wschodu…

imageTymczasem chodzi właśnie o to, by żadnej wojny partyzanckiej nie trzeba było prowadzić. Jeżeli przygotujemy terytorium kraju do obrony, jeśli żołnierze OT w każdym miejscu i w każdym momencie będą gotowi podjąć działania nieregularne, wówczas nieprzyjaciel, wiedząc o tym, będzie wiedział również, że musi użyć ogromnych sił, aby ten opór spacyfikować. Polsce zapewne długo nie uda się uzyskać przewagi militarnej nad Rosją. Dlatego wskazuję na działania nieregularne. W starciu armii regularnych (wojska operacyjne) zwycięstwo zapewnia trzykrotna przewaga, trzy dywizje na ogół rozbiją jedną. Ale już w przypadku działań asymetrycznych, żeby okupować teren i uniemożliwić opór trzeba mieć dwudziestokrotną przewagę – żeby jeden „partyzant” nie mógł nic zrobić musi pilnować 20 okupantów. Tak więc przygotowanie przez Polskę 500 tys. do działań asymetrycznych oznacza, że agresor powinien dla sparaliżowania takiego oporu zgromadzić 10-milionowe siły okupacyjne. Trudno wyobrazić, aby nawet Rosja miała taką zdolność.

No to chyba jesteśmy na to gotowi. Mamy Wojska Obrony Terytorialnej. Czy to oznacza, że agresja już nam nie grozi, bo Putin przestraszy się naszych partyzantów?

Nie jesteśmy gotowi. Obecne wojska OT nie są formacją, stanowiącą główne ogniwo naszego systemu obrony, tak naprawdę to tylko formacja pomocnicza na potrzeby wojsk operacyjnych, tego „prawdziwego” wojska uzbrojonego w czołgi, samoloty. WOT nie może więc spełnić wskazanej przeze mnie funkcji odstraszającej. Wojska OT trzeba budować inaczej, od dołu i dużo szerzej, to musi być struktura zakorzeniona w społeczeństwie, już na poziomie gminy, powiatu, tworzona z mieszkających tam ludzi. Dobrym przykładem jest system obronny Szwajcarii, sformowany zresztą na podstawie doświadczeń polskiego powstania styczniowego 1863 r.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułStraż pożarna nie obsługuje już numeru 998. Przejęło go Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Rzeszowie
Następny artykułKosmetyki naturalne – dlaczego warto?