A A+ A++

Arka i Puchar Polski to w ostatnich latach wyjątkowo udany związek. Gdyński zespół na przestrzeni pięciu ostatnich sezonów już po raz trzeci zagra w decydującym spotkaniu. W dwóch poprzednich podejściach – na Stadionie Narodowym w Warszawie – skuteczność była 50-procentowa. W 2017 r. żółto-niebiescy po zwycięstwie z Lechem Poznań sięgnęli po trofeum, rok później musieli uznać wyższość Legii Warszawa. Tym razem finał rozegrają w Lublinie (2 maja) i tu również mamy niezwykły kontekst historyczny. Wszak kiedy Arka po raz pierwszy zdobywała Puchar Polski – w 1979 r. – finał odbywał się właśnie w Lublinie. Wówczas gdynianie pokonali Wisłę Kraków 2:1.

Co ciekawe, będzie to piąty z rzędu finał Pucharu Polski z udziałem zespołu z Trójmiasta. Po dwóch występach Arki również dwukrotnie w finale meldowała się Lechia Gdańsk, teraz pałeczkę znów przejął jej lokalny rywal.

Arka Gdynia. Młodziutki bramkarz bohaterem

Sam półfinał z Piastem był daniem ciężkostrawnym, ale w takich meczach styl liczy się najmniej, ważny jest tylko końcowy wynik. Arkowcy postawili faworyzowanemu rywalowi trudne warunki i choć przez większość spotkania się bronili, to jednak sami również potrafili stwarzać sytuacje bramkowe.

W samej dogrywce celem było już tylko dotrwanie do karnych, w których gdynianie wykazali się większym opanowaniem, wygrywając 4:3. Symboliczne, że decydującą jedenastkę wykorzystał Marcus da Silva, żywa legenda klubu, który brał udział w obu wspomnianych finałach i lada moment powinien zostać najlepszym strzelcem w historii Arki (w tej chwili 61 goli, lider Stanisław Gadecki ma ich 62). 

Jednak największym bohaterem spotkania był 21-letni bramkarz Kacper Krzepisz. W trakcie spotkania popisał się on kilkoma ważnymi interwencjami (szczególnie przy strzałach Jakuba Świerczoka), a w konkursie rzutów karnych obronił uderzenie Bartosza Rymaniaka. Jego przeciwnik, uznawany za jednego z najlepszych bramkarzy ekstraklasy Frantisek Plach nie odbił ani jednej piłki.

Z lewej bramkarz Arki Gdynia Kacper Krzepisz Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta

Wyczyn Krzepisza jest tym bardziej godny podkreślenia, że w tym sezonie występuje on tylko w meczach Pucharu Polski. W lidze nie zagrał do tej pory ani minuty, tam numerem 1 jest Daniel Kajzer.

– To oczywiście mój najlepszy i najważniejszy do tej pory mecz w karierze. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie, właściwie to nadal do mnie nie dotarło, co się stało. Pamiętny finał sprzed czterech lat oglądałem w telewizji, a teraz sam mogę w nim wziąć udział. Jestem wniebowzięty! – mówił po spotkaniu Krzepisz. – Chciałbym podziękować kibicom, którzy zebrali się poza stadionem, za głośny doping. Mimo że nie było ich na trybunach, czuliśmy ich wsparcie – dodał bramkarz Arki.

A jaki miał sposób na rzuty karne rywali?

– Mieliśmy rozpracowanych wszystkich zawodników Piasta. Jednak decydująca była nie tylko analiza, było też troszeczkę szczęścia, troszkę wyczekania rywala. To wszystko złożyło się na końcowy sukces – przyznał 21-latek.

Poprzeczka dała awans

Bardzo szczęśliwy był również po spotkaniu trener Arki Dariusz Marzec. Jak się okazuje, on sprawę awansu przesądził już dzień wcześniej.

– Kiedy wychodziliśmy na ostatni przedmeczowy trening, to powiedziałem do jednego z asystentów: “jak trafię za pierwszym razem w poprzeczkę, to będziemy w finale. A wiesz, że trafię”. No i rzeczywiście mi się  udało, a teraz już po meczu mi to zdarzenie przypomniał. Chyba trzeba będzie częściej stosować ten manewr – śmiał się po spotkaniu Marzec.

Co ciekawe, do awansu Arki mocno przyczynił się pomocnik Piasta Michał Chrapek, który z rzutu karnego trafił w… poprzeczkę. I jak tu nie wierzyć w alchemię futbolu!

Trener Arki był bardzo zadowolony z postawy swojego zespołu. 

– Piast jest w tym roku na fali wznoszącej i od dawna nie przegrał meczu, a my graliśmy z nimi jak równy z równym. Oni mieli swoje sytuacje, my też mieliśmy swoje, remis po 120 minutach był wynikiem sprawiedliwym. A karne jak wiadomo to już loteria. Cieszymy się z tego awansu do finału, ale jeszcze większa radość będzie, jeśli uda się go wygrać. Zarówno ja, jak i piłkarze bardzo w to wierzymy – podkreślił szkoleniowiec Arki.

Gdynianie finałowego rywala poznają 14 kwietnia, kiedy Cracovia podejmie Raków Częstochowa (godz. 17.30 – transmisja Polsat Sport). Wątpliwości, z kim chciałby się zmierzyć, nie ma Michał Marcjanik.

– Niech to będzie Cracovia i mecz przyjaźni – zawyrokował obrońca gdyńskiego zespołu.

Teraz trzeba skupić się na lidze

Jednak zanim odbędzie się finał Pucharu Polski, Arkę czeka aż pięć spotkań ligowych w ciągu 18 dni (zaplanowane na 1 maja starcie z Sandecją Nowy Sącz zostanie rzecz jasna przełożone na inny termin). A sytuacja w tabeli – w kontekście walki o awans do Ekstraklasy – jest niewesoła. Gdynianie zajmują 6. miejsce, ostatnie barażowe (35 pkt). A za ich plecami czają się Widzew Łódź (34), Miedź Legnica, Puszcza Niepołomice oraz Odra Opole (po 32). Właśnie z tym ostatnim zespołem Arka zmierzy się w najbliższą niedzielę w Gdyni (godz. 12.40).

– Nie ma czasu na świętowanie, już w niedzielę gramy kolejny mecz i w tej chwili na nim skupiamy się w 100 procentach. Pamiętamy, jaki jest nasz główny cel na ten sezon, dlatego przez kilka najbliższych tygodni skupiamy się tylko na lidze – podsumował trener Marzec.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZasiłek opiekuńczy po zamknięciu przedszkoli i żłobków
Następny artykułAMD Radeon Pro z układem Navi 21 i 16 GB pamięci GDDR6 pozuje na pierwszych szczegółowych zdjęciach