A A+ A++

Aquafilling kilka lat temu był uważany za innowacyjną alternatywę dla chirurgicznego powiększania piersi. Polecali go lekarze w luksusowych klinikach medycyny estetycznej. Tymczasem okazało się, że preparat, którym ostrzykuje się biust, jest toksyczny, a jego migracja w organizmie może wywołać sepsę i doprowadzić do śmierci. W rozmowie z WP Kobieta Anna Rutkowska opowiada, jakie konsekwencje zdrowotne miał dla niej feralny zabieg.

Piersi za 16 tysięcy

Anna Rutkowska w klinice medycyny estetycznej robiła drobne zabiegi: korektę ust czy botoks. Lubiła swój biust, ale rozważała powiększenie. – Lekarz, któremu ufałam, przekonywał mnie, że zabieg ostrzykiwania piersi jest bardzo prosty, niewymagający długiej rekonwalescencji. Nie było mowy o powikłaniach – mówi Anna.

Partner kobiety postanowił go sfinansować. Zapłacił, bagatela, 16 tysięcy złotych. – Paradoksalnie wysoka cena przekonała mnie, że to jest dobry preparat, bezpieczny zabieg. Cieszyłam się, że procedura jest prosta. Wprowadzenie wypełnienia trwało 1,5 godziny. Następnego dnia byłam już w pracy – wspomina kobieta.

 Piersi po zabiegu prezentowały się wspaniale. Były bardziej jędrne, pełniejsze. Anna zachwyciła się efektem i namawiała koleżanki, by też się mu poddały. Problemy zaczęły się, gdy nasza bohaterka zaszła w ciążę.

 “Przez ból piersi nie mogłam spać”

Piersi kobiety naturalnie powiększyły się wraz z ciążą. Przed samym porodem pojawiła się bolesność w jednej piersi. – Nie mogłam spać, tak bardzo mnie bolało. Nie wiedziałam, co się dzieje. Poszłam najpierw do jednego lekarza, potem do kolejnego. Konsultowałam się też ze specjalistą, który przeprowadzał zabieg. Powiedział, że nic się nie dzieje, że po porodzie wszystko wróci do normy – opowiada Anna.

W końcu postanowiła zrobić USG. Lekarz zauważył mały stan zapalny w dole piersi. Na kilka dni przed porodem ból samoistnie ustąpił, więc bohaterka była przekonana, że wszystko jest w porządku.

Tymczasem prawdziwe powikłania zaczęły się już po rozwiązaniu. W miejscu, w którym kaniulą wprowadzano preparat, powstał guzek, który rósł z każdym dniem. – W pewnym momencie ten naciek pękł i wszystko ze mnie wyleciało. Wypełnienie plus mleko i krew. Prosto na podłogę. Preparat miał formę żelu, więc sączył się i sączył jeszcze przez dłuży czas – wspomina Anna.

 W międzyczasie naszą bohaterkę zaczęła boleć druga pierś. Wtedy zaczął się kolejny rajd po lekarzach. W pierwszej kolejności Anna poszła do specjalisty, który powiększył jej biust. – Wymyślił, że on mi tę ranę wyczyści, a reszta się samoistnie zagoi – mówi Anna.

Objawy jednak nie ustąpiły. Ból, gorączka i połóg sprawiły, że nie miała siły wstać z łóżka. Z noworodkiem pojechała do swoich rodziców, bo już wtedy wymagała nieustannej opieki.

– W pewnym momencie powiedziałam partnerowi, że nie chce mi się żyć. Nie byłam w stanie nawet usiedzieć na krześle. Jeździliśmy po lekarzach, ale wszyscy rozkładali ręce, nie wiedzieli w ogóle, co się ze mną dzieje i dlaczego. Przetrwałam kolejny tydzień. Teraz wiem, że niewiele brakowało do najgorszego – komentuje nasza bohaterka.

 “Zobaczyli mnie i powiedzieli: “natychmiast hospitalizacja”

Po kolejnym tygodniu cierpienia kobieta trafiła w końcu do renomowanej kliniki, gdzie była diagnozowana jednocześnie przez lekarzy różnych specjalizacji. Orzekli oni, że stan jest na tyle poważny, że pacjentka wymaga natychmiastowej hospitalizacji.

– Otarłam się o sepsę. Kazali mi natychmiast przerwać laktację i zgłosić się do państwowego szpitala. Trafiłam na wspaniałego lekarza, doktora Turkowskiego, który zrobił mi USG i preparat dosłownie ze mnie “wycisnął” otworami, którymi został on wprowadzony. Miałam szczęście, bo wiem, że są kobiety, którym amputowano piersi. Zresztą, gdybym trafiła na stół tydzień później, pewnie by mnie rozharatali bez większego zastanowienia – opowiada Anna. Po operacji pacjentka zaczęła powoli wracać do zdrowia. Jednak po zabiegu jej piersi były w fatalnym stanie, musiała też przestać karmić synka.

 “Wiedział o powikłaniach i nadal przeprowadzał zabiegi”

Początkowo nasza bohaterka była pełna złości na lekarza, który wstrzyknął jej toksyczny preparat. Zamierzała podjąć kroki prawne. Przyznaje, że najgorsze było dla niej świadomość, że specjalista, wiedząc o szkodliwości wypełnienia, nadal je stosował. – Jedna z pacjentek przygotowywała pozew zbiorowy, nie wiem, na jakim jest on etapie – mówi nasza rozmówczyni.

Teraz gdy sytuacja zdrowotna jest już stabilna, Anna rozważa implanty piersi. – Teraz ten biust wygląda ok, ale zastanawiam się nad ponownym powiększeniem. Być może się zdecyduję, ale wtedy nie będę korzystać z żadnych innowacji, tylko zdam się na wiedzę i doświadczenie lekarza – podsumowuje kobieta.

Zapraszamy na grupę FB – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzwecja przekaże 5,5 mln koron na Fundację Auschwitz-Birkenau
Następny artykułPożar w Białej. Palił się wagon z granulatem siarki