“Jestem w Zakopanem, jest piękna pogoda, jesień, co mnie bardzo cieszy. Biegam sobie z pieskiem. Jest przyjemnie. Zawsze dobrze jest wrócić do domu” – mówi Andrzej Bargiel. Rozmowę ze skialpinistą, który wrócił wraz z ekipą z Himalajów przeprowadził Krystian Walczak.
Jak idzie regeneracja?
– Dobrze! Po powrocie jak zwykle miałem trochę obowiązków, ale już się odgrzebałem. Jestem w Zakopanem, jest piękna pogoda, jesień, co mnie bardzo cieszy. Biegam sobie z pieskiem. (śmiech) Jest przyjemnie. Zawsze dobrze jest wrócić do domu.
Dokończ zdanie. Jak nie serak, to… ?
– (śmiech) … wiatr. Mieliśmy trudną pogodę w tym sezonie. Generalnie na wszystkich ośmiotysięcznikach była masakra. To był niekończący się monsun. Nawet jak wyjeżdżaliśmy, to w dolinach dało się odczuć jego skutki. Generował opady i duże zagrożenie lawinowe. To były takie chwile, kiedy dochodzisz do granicy pomiędzy odwagą i szaleństwem. Czułem, że to za dużo, że te warunki są zbyt niebezpieczne.
Ale nie można przecież mówić o prześladującym cię pechu. Ze wszystkich wypraw, na których byłeś, to chyba tylko Everest dwa razy spłatał ci figla. Statystycznie i tak masz niezłą skuteczność.
– (śmiech) Żeby zjechać z Everestu musisz jechać tam jesienią, kiedy warunki są trudniejsze. Ale jest też coś w tym monsunie. Przez ocieplenie klimatu sezonowość jest zaburzona. Najlepsze okna pogodowe się zmieniają i przesuwają. Monsun teraz to jest coś niespotykanego, co nie powinno się wydarzyć w normalnym układzie. Wszystko było trudniejsze. Rano było słońce, a w południe przychodziły opady. To było powtarzalne. Zaaklimatyzowaliśmy się, cisnęliśmy do góry, forsowaliśmy drogę i zakładałem, że skoro tak się staramy i walczymy, to pomimo tego, że warunki są trudne, skoro jest progres, to na koniec przyjdzie taki moment, że pogoda się poprawi. Niestety wzmógł się wiatr i zrobiło się jeszcze gorzej. Nie poskładało się.
/…/
Czy twoim zdaniem przejazd tamtędy w ogóle byłby możliwy? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby powtórzyć drogę Karnicara? (dop. Davo Karnicar zjechał w 2000 roku wspomagając się tlenem)
– Minęło już 22 lata i ten lodowiec jest już zupełnie inny. Myślę, że na siłę można to jakoś zrobić, ale ryzyko jest bardzo duże i nie wiem, czy to jeszcze narciarstwo. (śmiech) To byłoby coś „na zaliczenie”. Są takie dwa momenty – przynajmniej w tym sezonie takie były – że musisz podejść na nartach. To nie jest naturalny ciąg zjazdu. Musisz wchodzić do szczelin i wychodzić z nich z powrotem. No i jedziesz pod ramieniem Everestu, gdzie nieustannie się sypie. Miałem nawet stworzony plan, w jakich godzinach mogę się tam znaleźć, ale na koniec jak tam podchodziliśmy mój model się zepsuł. O godzinie, o której lawina nie powinna spaść, spadła dość potężna. Wtedy chłopaki też dostali podmuchem, który ich mocno przestraszył. To pokazuje, jak te warunki są nieprzewidywalne.
Wrócisz tam?
Zobaczymy. Na razie jest za wcześnie. Musimy odpocząć i troszeczkę się zdystansować. Jest też mnóstwo innych fantastycznych miejsc i rzeczy, które chciałbym zrobić. Warto też czasem trochę bardziej poeksplorować. Może kiedyś wrócę, ale myślę, że tak od razu to chyba za wcześnie.
Cała rozmowa na stronie Redbull.com
opr.s/ zdj. z profilu Andrzej Bargiel/FB
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS