A A+ A++

Jeśli w turnieju “Milionerzy” kiedykolwiek pojawiłoby się pytanie, który selekcjoner nie jeździ na ekstraklasę i omija piłkarzy grających nad Wisłą, byłaby szansa na łatwe przejście etapu. Z całą pewnością należałoby zaznaczyć odpowiedź wskazującą na Paulo Sousę. Absolutnie nie czynimy mu z tego powodu żadnych złośliwości, raczej doceniamy jasny osąd sytuacji.

Zobacz wideo
Burza wokół powołania Casha. Polska może stracić wielkie talenty [SEKCJA PIŁKARSKA #93]

Było ich czterech, został jeden

Można zauważyć, że pracę w naszym kraju Portugalczyk zaczął z ekstraklasowym optymizmem. Może i zbyt dużym. Ubrany w ciepłą kurtkę, a czasem ogrzewający się też kocem pojawiał się na stadionach głównie w Szczecinie, Poznaniu, Warszawie. Zaznajamiał się z ekstraklasą i Pucharem Polski. Sam był na około 10 meczach, sporo ich śledził też w telewizji. Do monitorowania krajowego podwórka zostali wyznaczeni też Maciej Stolarczyk (trener kadry U-21), Hubert Małowiejski (szef banku informacji kadry) i Marcin Dorna (trener reprezentacji młodzieżowych). Sztab pozakreślał nazwiska niemal 10 graczy i bacznie ich obserwował. Sousa nawet zaskoczył w swych pierwszych powołaniach, bo na marcowe zgrupowanie na liście 27 graczy znalazło się aż czterech piłkarzy z polskiej ligi: Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa), Bartosz Slisz (Legia Warszawa), Sebastian Kowalczyk i Kacper Kozłowski (obaj Pogoń Szczecin), a w szerszej kadrze był też Tymoteusz Puchacz z Lecha. Szczególnie zastanawiała obecność dwóch graczy Pogoni.

Po każdym kolejnym zgrupowaniu, wspólnych treningach czy dalszych obserwacjach ligowych, liczba zaproszeń na zgrupowania dla graczy z polskiej ligi się zmniejszała. Trudno napisać, że na Euro 2020 Sousa zabrał czterech piłkarzy z naszej ligi (Piątkowski, Puchacz, Jakub Świerczok, Kozłowski). Ten pierwszy, był już bowiem graczem RB Salzburg, drugi w maju potwierdził, że przechodzi do Unionu Berlin, a trzeci zamiast do Gliwic, z Euro wracał do Japonii.

To również dlatego w październiku powołanie z polskiej ligi otrzymał już tylko Kozłowski. Reszta, którą jest zainteresowany Sousa, albo z Polską się pożegnała, albo nie spełnia oczekiwań selekcjonera. Bo czy przed meczami z Albanią i San Marino czyjś brak szczególnie nam doskwiera? O Bartoszu Sliszu i Jakubie Kamińskim usłyszeliśmy, że na ostatnim zgrupowaniu rzucało się w oczy, iż poziomem odbiegali od reszty drużyny. Być może ich czas jeszcze nadejdzie. Na razie został tylko Kozłowski. A jeśli zimą i on wyjedzie za granicę? Być może tylko kwestią miesięcy są historyczne powołania, bez żadnego nazwiska z polskiego klubu.

25 procent ekstraklasowiczów na Euro

Coraz mniejsze zasilanie kadry przez graczy z polskiej ligi to tendencja widoczna od kilku lat. Właściwie przy każdym selekcjonerze powtarza się podobny schemat. Kolejni trenerzy najpierw badają swoje krajowe pomysły, często zaskakują, ale zgrupowania i mecze tę fantazję tonują.

Adam Nawałka epizodycznie sięgnął po bramkarza Dolcanu Ząbki, Rafała Leszczyńskiego czy Dawida Nowaka, krótka była też przygoda w kadrze Adama Dźwigały czy Tarasa Romanczuka – to już za kadencji Jerzego Brzęczka. Waldemar Fornalik na wstępie tak bardzo nie zaskakiwał, ale potem sięgał choćby po Arkadiusza Piecha, czy “odgrzebał” wówczas 34-letniego Marka Saganowskiego. Każdy z tych selekcjonerów miał jednak kilku ważniejszych dla kadry graczy znad Wisły. Złote czasy ekstraklasowicze mieli za Nawałki.

To były trener Górnika według naszych wyliczeń dokonywał najwięcej powołań z polskiej ligi w ostatniej dekadzie. Na Euro 2016 Nawałka zabrał aż 9 ligowców spośród 23 graczy. Stanowili oni zatem niemal jedną czwartą składu na imprezę, w której doszliśmy do ćwierćfinału. Tyle że wtedy powoływani byli mocnymi punktami ekipy selekcjonera. Tacy gracze jak Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński, czy nawet Bartosz Kapustka przyczynili się do sukcesu biało-czerwonych.

Tyle że liczba graczy znad Wisły spadała też z każdym kolejnym rokiem Nawałki. Na MŚ w 2018 roku selekcjoner wziął ich już tylko czterech. Również Jerzy Brzęczek po sprawdzeniu paru nazwisk miał zgrupowanie, gdzie tylko dwóch piłkarzy reprezentowało polskie kluby. Aż dwóch można by rzec, bo jednym z nich był bramkarz Legii Radosław Majecki, który na kadrę przyjeżdżał bardziej po naukę. To, z ilu ligowców średnio korzystało czterech ostatnich trenerów kadry na jednym zgrupowaniu, prezentuje poniższe zestawienie. Średnią zebraliśmy z 3 lub 4 losowych powołań każdego selekcjonera, przy czym nie patrzyliśmy na pierwsze powołania.

Powołania z polskiej ligi za różnych selekcjonerów/ graf. MK, KS

Przy Paulo Sousie zaznaczyliśmy też ostatnie, październikowe powołania. Gracz z polskiej ligi będzie na nim jeden, co stanowi ok. 4 proc. wszystkich kadrowiczów – prawdopodobnie w historii jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji. Warto też zauważyć, że poprzedni selekcjonerzy ogłaszali kadrę z podziałem na tury. Najpierw wysyłano zaproszenia zawodnikom z zagranicy, potem tym z Polski. Tak robili Fornalik, Nawałka i Brzęczek. Było to tłumaczone formalnościami – koniecznością wcześniejszego poinformowania zagranicznych klubów. Z polskimi klubami nie było problemów, poza tym selekcjonerzy mieli zwykle dodatkową kolejkę na obserwację naszych ligowców. Można było mieć wrażenie, że choćby Nawałka mobilizował ich nawet w ten sposób do zażartej walki o kadrę, cały czas powtarzając, że drzwi do niej zawsze są otwarte. Sousa nie dzieli powołanych, wszystkich ogłasza jednocześnie. Sama ekstraklasowa lista i tak świeciłaby pustkami.

Najlepsi wyjeżdżają, liga leci na łeb na szyję. “Próbowałem pomóc”

Nietrudno odnieść wrażenie, że zestawienie prezentujące spadek liczby powołań z polskiej ligi jest skorelowane z jej poziomem i tym, że najlepsi polscy piłkarze coraz szybciej wyjeżdżają za granicę. Gdy Nawałka szykował kadrę na Euro we Francji, Polacy stanowili 65,5 proc. graczy ekstraklasy (sezon 2015/16). W ostatnim sezonie obcokrajowcy byli już w połowie. W dodatku polskim klubom coraz trudniej grało się w europejskich pucharach, przez co rodzima liga spadała w europejskim rankingu. W 2015 roku zajmowaliśmy w nim 18 miejsce. W każdym kolejnym było gorzej. W roku 2020 nasz ranking ligowy pokazywał 30. miejsce.

Ligowy ranking UEFA/Ligowy ranking UEFA/ graf. MK, KS

Lekkie odbicie zapewniają teraz dobre wyniki Legii w Lidze Europy i wygrane nad Spartakiem i Leicester. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że jeśli piłkarze z zagranicy dalej będą zastępować Polaków, a polskie kluby mieć problemy w europejskich pucharach, polska liga będzie dla reprezentacji niemal bezużyteczna. A wspomniane 10 meczów Sousy obejrzane nad Wisłą na żywo, za chwilę może być wynikiem wspominanym z sentymentem.

– Próbowałem pomóc i wspierać polską piłkę, także Ekstraklasę, pomagałem promować zawodników, ale na końcu muszę być uczciwy ze sobą i swoimi przekonaniami. Nawet jeśli chciałbym dołączać do kadry piłkarzy z Ekstraklasy, to nie mogę pokazać innym zawodnikom z kadry, że stracą pozycję dla zawodnika o mniejszych umiejętnościach – komentował to szczerze Sousa w wywiadzie zamieszczonym na kanale “Po Gwizdku”. Brak potrzeby odwiedzania ekstraklasowych stadionów warto zatem rozpatrywać nie jako zarzut do selekcjonera, ale pewien rodzaj istotnego alarmu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja w domu dziennikarza „Gazety Wyborczej”
Następny artykułPSG znalazło następcę Kyliana Mbappe. Sensacyjny transfer coraz bliżej