A A+ A++

​Potężna kula ognia rozbłysła na niebie Paryża. Szczątki pasażerskiego airbusa, który uderzył w wieżę Eiffla, niczym deszcz płomieni runęły na ziemię… Taki miał być finał samobójczego ataku terrorystów. Do “europejskiego 11 września” ostatecznie nie doszło – dzięki perfekcyjnie przeprowadzonej akcji oddziału specjalnego.

Siedemnastominutowy szturm był pokazem odwagi i taktycznego kunsztu. Rannych zostało kilkanaście osób, ale nie zginął żaden policjant ani zakładnik. Na atak zdecydowano się dosłownie w ciągu sekund, bo wywiad doniósł, że porywaczom nie chodzi o uwolnienie swoich towarzyszy, lecz o rozbicie maszyny o wieżę Eiffla. Działo się to siedem lat przed zamachami na World Trade Center i pomysł uderzenia samolotem o budynek wydawał się wówczas szaleńczy, jednak Francuzi uwierzyli informatorom. Jak się okazało – mieli rację.

Upiorna wigilia

Dwudziestego czwartego grudnia 1994 roku o 11:00 Airbus A300 linii Air France szykuje się do startu z lotniska im. Huariego Bumediena w Algierze. Celem jest paryskie Orly. W fotelach czeka już 220 pasażerów, gdy na pokład wchodzi czterech mężczyzn. Ubrani w mundury pracowników obsługi proszą o okazanie paszportów.

Algieria przeżywa trudny okres. Kiedy po wygranej fundamentalistów trzy lata wcześniej unieważniono wybory, radykałowie stworzyli Zbrojną Grupę Islamską (Groupe Islamique Armé, GIA), a kraj spłynął krwią. Dlatego załoga airbusa składa się z ochotników, świadomych ryzyka. Pasażerowie są przekonani, iż wizyta funkcjonariuszy jest dodatkowym środkiem bezpieczeństwa, więc bez protestów wyciągają dokumenty. Stewardesa zauważa jednak, że mężczyźni są uzbrojeni, co nie zdarzało się podczas poprzednich kontroli. Wszystko staje się jasne, gdy ochrona lotniska zaniepokojona postojem maszyny wysyła zespół interwencyjny. Jeepy podjeżdżają do samolotu. Wtedy “kontrolerzy” zrzucają uniformy.

“Allah jest wielki!”

Mają na sobie kamizelki z granatami. Trzech z pistoletami wpada do kokpitu. Czwarty mierzy z kałasznikowa do pasażerów i krzyczy: – Wszyscy zostają na miejscach! Allah jest wielki!

Mówią, że są członkami GIA i za pośrednictwem kapitana A300, Bernarda Delhemme’a, żądają uwolnienia przywódców Islamskiego Frontu Ocalenia (FIS). Szybko jednak zmieniają plan: chcą lecieć do Paryża, gdzie – jak twierdzą – zamierzają zorganizować konferencję prasową.

We Francji błyskawicznie zbiera się sztab kryzysowy. Sytuacja jest skomplikowana, bo Algieria zdążyła wkroczyć do akcji. Samolot blokują pojazdy opancerzone. Zresztą i tak nie może on odlecieć, bo ruchome schody, po których weszli terroryści, nie zostały odstawione. Paryż proponuje władzom północnoafrykańskiego kraju albo ustąpić, albo zgodzić się na atak z użyciem komandosów francuskich. Żadna z opcji nie zyskuje akceptacji. Przez radio prowadzone są negocjacje: szef tamtejszego MSW domaga się zwolnienia kobiet, dzieci i osób starszych.

“Jeśli bóg pozwoli”

Tymczasem porywacze pokazują, na co ich stać. Sprawdzając dokumenty, dostrzegli, że jeden z pasażerów jest algierskim policjantem. Stawiają go przy otwartych drzwiach maszyny i strzelają mu w głowę. Ciało spada na płytę lotniska. Po chwili podobny los spotyka attaché ambasady Wietnamu w Algierze. Wydaje się, iż ofiar będzie więcej, lecz negocjatorzy opanowują sytuację – egzekucje ustają. Zapada zmrok.

Dzięki noktowizorom zidentyfikowano szefa zamachowców. To 25-letni Abdul Abdullah Yahia, ps. “Emir”, fanatyk, który każde zdanie kończy wezwaniem – Inszallach! (“Jeśli Bóg pozwoli!”). Ale to nie on zabija, tylko jego pomocnik. Inny członek grupy niesie “słowo Boże” i wykorzystuje okazję do… nawracania stewardes. Wymachując kałasznikowem, usiłuje też rozdzielić kobiety i mężczyzn. Żąda od tych pierwszych zasłonięcia włosów, uszu i szyi. Panie szukają szmatek, by zastąpić nimi hidżaby, w końcu używają ręczników.

“Spotkamy się w raju!”

Francuski konsulat w Oranie dostaje od swego “kreta” w GIA informację, która przyprawia o dreszcz grozy: “Plan zakłada rozbicie samolotu o wieżę Eiffla”. Podobne przecieki Paryż ma z algierskiego wywiadu. Nad ranem terroryści zwalniają część kobiet z dziećmi, seniorów i chorych. W Boże Narodzenie samolot opuszcza 63 zakładników. Policjanci odnajdują tymczasem matkę herszta terrorystów. – W imię Boga błagam cię, synu, wypuść pasażerów – mówi przez radio. Yahia wścieka się i krzyczy do mikrofonu: – Matko, spotkamy się w raju!

Na Majorkę leci grupa komandosów. Mają czekać na rozwój wypadków i ćwiczyć szturm na A300. Uchodzą za najlepszych z najlepszych. Dowodzi nimi 35-letni major Denis Favier. Zdaniem niektórych – za młody. Ale przełożeni w niego wierzą. I słusznie.

“Chcieliście grać ostro?”

Dwudziesty piąty dzień grudnia dobiega końca. Terroryści grożą, że jeśli nie dostaną zgody na start do 21:30, będą co pół godziny zabijać jednego zakładnika. Algierczycy podejrzewają blef, lecz niestety się mylą.

Porywacze wybierają Yannicka Beugneta, kucharza ambasady Francji w Algierze. Ciągną go do kokpitu, tam mężczyzna woła do mikrofonu: – Pozwólcie im odlecieć, bo mnie zabiją! Stawiają go w drzwiach, pada strzał. Kapitan Delhemme krzyczy do wieży: – Chcieliście grać ostro? No to widzicie, co narobiliście!

Paryż jest wzburzony, premier Édouard Balladur dzwoni do prezydenta Liamine Zérouala. Władze algierskie zezwalają na start. Jedna ze stewardes powie później, iż terroryści “cieszyli się jak dzieci”. A300 ma jednak za mało paliwa, by dolecieć do francuskiej stolicy, bo przez 36 godzin pracował generator prądu.

Pada propozycja międzylądowania w Marsylii, na co porywacze się godzą. Kapitan Delhemme nie wierzy w ich intencje i pyta Yahię: – Po co mam startować? Żebyście wysadzili samolot między Algierem i Marsylią? Ten obiecuje jednak, że wylądują we wskazanym miejscu, dotankują i polecą do Paryża. Pilot rozpoczyna kołowanie. Dochodzi północ 25 grudnia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPROŚBA O POMOC DLA TYMKA Z GMINY OSTRÓDA CHOREGO NA NOWOTWÓR MÓZGU
Następny artykułGowin: Nie ma buntu przeciw prezesowi, ale są różnice zdań