Ta historia pokazuje, jak wprowadzone przez rząd przepisy na czas pandemii mogą być absurdalne w zderzeniu z życiem zwykłych ludzi. Do „Gazety Krakowskiej” napisała mieszkanka Sromowców Niżnych, której mąż pracuje jako policjant na Słowacji (w Spiskiej Starej Wsi). Obydwie miejscowości dzieli od siebie 5 km. Jednak żeby wrócić do domu, mąż góralki z Pienin w czasach koronawirusa musi pokonać trasę liczącą… 250 km.
Długa droga do domu
Jak to możliwe? Polska straż graniczna na południowej granicy przepuszcza ludzi i towary tylko w dwóch miejscach. To Chyżne w Małopolsce i Barwinek na Podkarpaciu.
Choć męża kobiety od najbliższego przejścia dzieli 2,5 km, nie może w tym miejscu przekroczyć granicy, bo Łysa nad Dunajcem jest wyłączona z ruchu. By dojechać do przejścia w Chyżnem, a stamtąd do domu, Słowak musi pokonać ok. 250 km. To nie koniec kłopotów kłopotów.
Jako pracownik transgraniczny może wrócić do domu w Polsce bez konieczności przechodzenia 14-dniowej kwarantanny. Taką izolację musi jednak odbyć na Słowacji, bo nasi sąsiedzi zwalniają bowiem z kwarantanny tylko na obszarze do 30 kilometrów. To oznacza, że mężczyzna od dwóch miesięcy nie widział rodziny. „Moje dzieci (8 miesięcy i 12 lat) bardzo tęsknią za tatą, z którym były do tej pory codziennie. Nie jestem odosobniona ze swoim problemem” – pisze w liście do redakcji.
Straż graniczna problemu rozwiązać nie chce
Straż graniczna uznała, że nie jest w stanie rozwiązać problemu i odesłała kobietę do administracji rządowej. W liście do SG żona Słowaka prosi o zauważenie rodzin dwunarodowych i otwarcie przejść na polsko-słowackim pograniczu (między Łysą nad Dunajcem a Niedzicą, Kacwinem i Frankową, Jurgowem i Podspadami). Odpowiedzi nie dostała.
W związku z pandemią koronawirusa granice mają być zamknięte przynajmniej do 15 czerwca.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS