Pamiętam z dawnych lat naturalną i organiczną pogardę z jaką odnosiliśmy się do „wariatów”. Nadpobudliwe emocjonalnie lub po prostu dysfunkcyjne dzieci w szkole były gnębione bez żadnej litości. Zachęcano ich też, aby szaleli: niech tarzają się po ziemi i zabawnie krzyczą.
U mnie w kamienicy mieszkał pewien człowiek. Wyglądał trochę jak Rasputin, wbity w niedorzeczną liczbę swetrów i marynarek, z których zwisały liczne, złączone taśmą klejącą karteluszki, pokryte niemożliwym do rozczytania pismem. W podobny sposób ozdabiał klatkę schodową. Mowa o gęstych tablicach słów o niepojętym znaczeniu. Nad drzwiami swojego bajkowego mieszkania umieścił napis: POD PATRONATEM MERKUREGO.
Dużo spacerował, rozmawiał ze sobą, a także ze mną. Interesował się dalekimi krainami ze wskazaniem na pustynię Gobi, zdumiewał też spokojem i łagodnością.
Nikogo nie zaczepiał i nikogo nie krzywdził. Lokatorom przeszkadzały jego napisy i on sam, ze swoją osobliwością.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS