A A+ A++

Dziś system nie nagradza aktywnych lekarzy. Wręcz przeciwnie. Jeśli do placówki przyjdzie mniej pacjentów, im mniej czasu się im poświęci oraz im mniej badań zostanie im zleconych tym więcej zarabia przychodnia. To nie jest zdrowy system – komentuje Michał Sutkowski, Specjalista medycyny rodzinnej i chorób wewnętrznych, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, rzecznik prasowy KLRwP

W listopadzie głośno było za sprawą umów zawieranych między dyrektorami placówek, a lekarzami, na podstawie których to, lekarze zobligowani byli to ponoszenia części kosztów za zlecone pacjentom badania (czy też pokrycia kosztów za zlecenie „ponadlimitowej” liczby badań).

Czytaj również: NRL: lekarz nie może podlegać ekonomicznej presji przy wyborze form diagnostyki

System działania POZ wymaga zmiany

-To niewłaściwe, ale takie są realia – mówi. Jest jednak druga strona medalu. -Umowy między Funduszem, a placówkami POZ są skonstruowane bardzo podobnie – mówi Michał Sutkowski. Fundusz, finansując działania POZ poprzez ryczałt powoduje, że dyrektorzy placówek szukają oszczędności tam, gdzie nie powinni ich szukać.

–Powinniśmy szukać oszczędności poza systemem opieki zdrowotnej – mówi.

– Przychodnia musi mieć budynek czy pracowników, za których gotowość też winno się płacić. Dlatego lwia część finansowania powinna być ustalona w stawce kapitacyjnej.

Muszą się jednak pojawić elementy zachęty i elementy jakościowe, np. za odpowiednią opiekę nad pacjentem z chorobą przewlekłą – dodaje.

Czytaj: NFZ zapłaci za efekt w POZ

Zmiana paradygmatu

Lekarze rodzinni oczekują zmiany paradygmatu funkcjonowania ochrony zdrowia, która jak stwierdzają, „obecnie stoi na trzonie, a nie fundamencie”. “U podstawy powinien być lekarz rodzinny i specjalistyczna opieka ambulatoryjna, a nie szpitalnictwo”.

– Nie możemy wydawać 52 proc. środków ze świadczeń na szpitalnictwo, a jedynie 13 proc. (liczone z transportem sanitarnym) na POZ, kiedy w Holandii, Danii czy Szwecji na podstawową opiekę zdrowotną przeznacza się 20 proc budżetu– mówi Michał Sutkowski.

W opinii Michała Sutkowskiego nawet 90 proc potrzeb pacjentów może spełnić lekarz pierwszego kontaktu, a niekoniecznie specjalista. Do tego potrzebują narzędzi i wiary. Wiary w lekarzy rodzinnych – mówi. -To nie jest tak, że jedni lekarze są gorsi czy lepsi od innych. Ich zadania są zgoła inne, choć wspólnym mianownikiem ma być utrzymanie społeczeństwa w zdrowiu – podkreśla.

Czytaj również: prof. P. Czauderna o propozycjach zmian w ochronie zdrowia

Ustawę o podstawowej opiece zdrowotnej powinniśmy „unarzędziowić”

– Sprowadziliśmy lekarza rodzinnego do roli biurokraty. Do roli człowieka „ogarniającego przychodniany bałagan”. Nie tylko naszą rolą, ale i polityków jest odkręcanie tego kota ogonem. Politycy nigdy nie stawiali na lekarzy rodzinnych, a teraz okazuje się, że bez lekarza rodzinnego nie osiągniemy oczekiwanych efektów zdrowotnych w społeczeństwie – stwierdza Michał Skutkowski. – To my jesteśmy najbliżej pacjenta – podkreśla.

W opinii lekarzy rodzinnych, pilotaże takie jak „POZ Plus” skierowane są do dużych placówek w ośrodkach miejskich, a zapomina się o małych ośrodkach, choć to „na najmniejszych placówkach opiera się opieka zdrowotna w Polsce powiatowej”.

Może Cię zainteresować: A. Niedzielski o POZ: docelowo będziemy dążyć do płacenia za zdrowie w populacji

Powinniśmy tak kształtować by pilotaże, czy ustawa o podstawowej opiece zdrowotnej zabezpieczała i koncentrowana byłą w pacjentach małych miast, miasteczek i wsi – stwierdza Michał Skutkowski.

Lekarze pierwszego kontaktu przekonują, że ustawę o POZ należy „unarzędziowić”, tzn. Zadbać o to by w placówkach działały zespoły POZ składające się z pielęgniarki, położnej, dietetyka, diagnosty, pracownika socjalnego, czy rehabilitanta. – Dlaczego nie? Przecież nie wszyscy Ci pracownicy muszą być w jednym miejscu i czekać na pacjenta. Część tych kadr może być mobilna – podkreśla Michał Skutkowski.

Takie rozwiązania działają już w Europie Zachodniej. Kompleksowa opieka przy pacjencie przekłada się na liczbę późniejszych hospitalizacji, a przede wszystkim „na ograniczoną liczbę kłopotów pacjenta”. 

Pod prąd w słusznej sprawnie: „albo odwaga, albo oportunizm”

-Warto wrócić do koszyka świadczeń. Wymaga on przedefiniowania. Choć jest to anty-tezą dobrego PR-u w polityce, to warto rozważyć współpłacenie pacjenta. Albo odwaga, albo oportunizm- stwierdza Michał Skutkowski. 

Może Cię zainteresować: Pacjenci popierają współpłacenie, ale pod pewnymi warunkami 

Nie może być tak, że do mojego gabinetu jedna Pani przychodzi po receptę dwa razy dziennie. Rano i popołudniem. Wcale nie dlatego, że cierpi ona na demencję. Po prostu ma taką ochotę

 –W życiu nie powiedziałem tej Pani „po co Pani przyszła?” – opowiada lekarz. Ma takie prawo. Może przyjść tyle razy dziennie, ile ma na to ochotę. Przepisy dopuszczają do tego, by blokować wizytę innym pacjentom. Dla lekarza może być obojętne czy przyjmuje Państwa X, Y, Z czy Panią X trzy razy. Dla pacjentów jest to już znacząca różnica – zauważa Michał Skutkowski.

– Może nie dziś, ale za pięć, siedem lat warto byłoby wprowadzić krok po kroku takie rozwiązanie – przekonuje Michał Skutkowski. Nie będzie to proste. – Trudno będzie wyjść spoza skorupy politycznej i podjąć odważne decyzje. Pewnie wiązałoby się to z atakiem drugiej strony. Jednak bez odważnego ruchu, w końcu nasz system całkowicie „się wykolei.” – ocenia.

JK

Zobacz również: 

PPOZ: nie ma porozumienia z Narodowym Funduszem Zdrowia

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIV edycja Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy o Prawie Wyborczym „Wybieram Wybory”
Następny artykuł“Falcon and The Winter Soldier”: czy w serialu pojawią się członkowie X-Men? To sugeruje zdjęcie z planu