W małych miejscowościach, w których z powodu emerytury lekarza lub jego śmierci, zamyka się przychodnia rodzinna, często nie ma kto jej przejąć. Najtrudniejsza sytuacja z dostępem do lekarza rodzinnego jest w woj. lubuskim.
Kożuchów – mała miejscowość w woj. lubuskim. Wraz z okolicznymi wioskami liczy ok. 10 tysięcy mieszkańców. W połowie 2020 r. została bez przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, po śmierci jedynego pracującego tam lekarza.
Województwo lubuskie w ogóle świeci pustkami, jeśli chodzi o przychodnie rodzinne. Przez lata nie było tam ośrodka akademickiego kształcącego lekarzy. Dopiero kilka lat temu uruchomiono kierunek lekarski na Uniwersytecie w Zielonej Górze, a pierwszy rocznik w tym roku opuścił mury uczelni. Wcześniej młodzi ludzie wyjeżdżali studiować do Wrocławia, Szczecina czy Poznania i tam już zostawali.
Emeryci wśród lekarzy
– W tamtym rejonie sytuacja jest tragiczna. Jest dużo białych plam, jeśli chodzi o przychodnie rodzinne. W Kożuchowie i tak nikt przychodni nie otworzył, tylko dojeżdża tam lekarz- wskazuje Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz rodzinny z Porozumienia Zielonogórskiego praktykująca w Białymstoku.
Zaznacza jednak, że sytuacja w woj. lubuskim jest dramatyczna, ale braki lekarzy rodzinnych da się odczuć także w woj. warmińsko-mazurskim i w podlaskim.
– Na naszym terenie, w Grajewie, przychodnia poszukuje rezydenta medycyny rodzinnej. Oferuje nawet mieszkanie i dopłaty. Ale chętnego brak. Po prostu im dalej, im dalsze tereny wiejskie, tym o lekarza trudniej. W małych miejscowościach, liczących do tysiąca mieszkańców, nikt nie chce otwierać placówki, a mieszkają tam starsi, schorowani ludzie, którzy mają daleko do ośrodka miejskiego – mówi Joanna Zabielska-Cieciuch.
Jej zdaniem, choć kilka lat temu powstały mapy potrzeb zdrowotnych, nikt z rządzących tego nie koordynuje. W samym woj. podlaskim na 800 lekarzy rodzinnych, 60 proc. osiągnęło wiek emerytalny. Praktykuje tam trzech 80-latków, Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zaznaczają, że resort zdrowia i NFZ mają dane dotyczące struktury wiekowej medyków.
Ubywa placówek medycyny rodzinnej
Ze sprawozdania Narodowego Funduszu Zdrowia za 2021 r. wynika, że nieznacznie spada liczba świadczeniodawców, mających podpisaną umowę z NFZ na wykonywanie usług medycyny rodzinnej. W 2020 r. kontrakty miało zawarte 9 452 przychodni rodzinnych, zaś rok temu było ich 9 439. Są to niewielkie wahnięcia, ale jednak sygnalizują, że być może jakiś lekarz gdzieś przeszedł na emeryturę.
O brakach kadry medycznej w Polsce powszechnie wiadomo, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że dotyczy to także lekarzy rodzinnych. O zamykaniu oddziałów z powodu braku kadry głośno jest zazwyczaj w przypadku szpitali. Zwłaszcza w wakacje, gdy zaczyna się sezon urlopowy. Z racji tego, że nie ma jak dopiąć grafiku, dyrektor szpitala zgłasza do wojewody zawieszenie oddziału z powodu siły wyższej. Wojewoda prowadzi bowiem rejestr podmiotów leczniczych. Lekarz rodzinny, który chce iść na urlop, a ma podpisaną umowę z NFZ, może mieć nie lada wyzwanie. Umowa z Funduszem nie przewiduje zawieszenia działania przychodni z powodu siły wyższej.
Ubywanie praktyk lekarskich to zjawisko, którego nie widać z perspektywy dużych miast. W mniejszych ośrodkach coraz częściej dochodzi jednak do dramatycznych sytuacji. Niemniej, Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej, uważa, że białe plamy są zauważalnym zjawiskiem, ale wymaga to głębszej analizy.
Przejęcia przychodni przez szpitale
– Zdarza się, że placówka POZ jest zamykana i nikt nie podejmuje się kontynuacji świadczenia, zwłaszcza w małych miejscowościach. Bywa również, że są sprzedaże i przejęcia placówek przez inne podmioty – wówczas ta kontynuacja jest zapewniana, ale w formie np. filii większego podmiotu. W wielu małych miejscowościach nie ma lekarza dostępnego w POZ codziennie, jest np. dwa-trzy razy w tygodniu. To efekt narastającego kryzysu kadrowego w POZ – wskazuje Agnieszka Mastalerz-Migas.
W ostatnim czasie obserwowane jest zjawisko przejmowania przychodni przez szpitale. Skoro nie ma komu jej prowadzić w powiecie, to zajmuje się tym podmiot leczniczy. Tak np. stało się w Żywcu.
– Lepsze takie rozwiązanie, niż brak lekarza rodzinnego/POZ w ogóle w terenie. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że prowadzenie POZ przez szpital jest wypaczeniem idei medycyny rodzinnej. Szpital zawsze będzie nastawiony na specjalistyczne leczenie, dlatego przychodnia rodzinna nie będzie odgrywać w nim roli wiodącej – mówi Agnieszka Mastalerz-Migas.
Według rejestru lekarzy, prowadzonego przez Naczelną Izbę Lekarską, w Polsce jest około 10 tys. medyków rodzinnych. Aby wypełnić luki, lekarze rodzinni szacują, że potrzebnych jest drugie tyle. Ministerstwo Zdrowia przez ostatnie lata zwiększa limity przyjęć na rezydentury z zakresu medycyny rodzinnej. Jest też ona coraz lepiej finansowana. Jest zatem duża szansa, że za kilka lat zniknie luka pokoleniowa i zapełnią się puste miejsca w gabinetach.
W POZ wprowadzana jest obecnie opieka koordynowana, rozszerzony został wachlarz badań diagnostycznych zlecanych przez lekarzy rodzinnych. Jak zaznacza w wywiadzie dla Polityki Zdrowotnej szef Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski, to dopiero rodzi wyzwania w małych miejscowościach i na wsiach.
– Mówimy o Polsce POZ już nie tylko dwóch, ale trzech prędkości. To będzie 5-10 proc. placówek, które wdrożą zmiany z marszu, grupa pośrednia i te najmniejsze, którym dostosowanie zajmie lata, chociażby nawet z uwagi na dostęp do infrastruktury internetowej. – podsumowuje Jacek Krajewski.
Jacek Krajewski (PZ): 90 proc. placówek nie będzie w stanie dostosować się do zmian w POZ od października (WYWIAD I cz.)
Jacek Krajewski (PZ): Powinien być pilotaż opieki koordynowanej w małych ośrodkach i na wsiach (WYWIAD II cz.)
Telemedycyna konkurencją
Ale POZ ma jeszcze jedną konkurencję. Bardzo kusząca jest dla młodych lekarzy dynamicznie rozwijająca się ostatnio telemedycnyna. Dziś, dzwoniąc na medyczną infolinię można dostać receptę na lek, w tym antybiotyk, a nawet zwolnienie lekarskie.
– Takie usługi świadczą zazwyczaj młodzi lekarze w trakcie specjalizacji, lub jeszcze przed jej rozpoczęciem, traktując to na ogół jako rodzaj dodatkowego zarobkowania. Taka forma pracy niesie wiele zagrożeń i może zostać wypaczona – wypisywanie dowolnych leków i zwolnień lekarskich na życzenie w różnych prywatnych firmach telemedycznych to tajemnica poliszynela. Dziwię się lekarzom, którzy chcą brać w tym udział – mówi Agnieszka Mastalerz-Migas.
Być może jednak będzie widać pierwsze jaskółki zwiastujące pozytywne zmiany. Na przykład do przychodni w Białymstoku zgłasza się wielu rezydentów medycyny rodzinnej. Doceniają, że praca w POZ oznacza brak dyżurów nocnych i że finansowanie ze strony NFZ jest coraz lepsze.
Polecamy także:
Lekarze rodzinni bronią teleporad
Duże szpitale wchłaniają mniejsze przychodnie
Lekarze POZ pilnują udziału teleporad
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu:
Przychodnie rodzinne znikają z mapy Polski. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku “zgłoś”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS