A A+ A++

Realizowany jest projekt, który zrodzić się mógł tylko w głowach mężów stanu pokroju Schumana czy Monneta – wizjonerów, których, jak wiadomo, na świecie brakuje. Na naszych oczach przesuwają się płyty tektoniczne na geopolitycznej mapie Europy.

Czytaj też: Unia Europejska przyznaje Ukrainie i Mołdawii status kandydatów. „Historyczny moment”

Putin przesunął granicę UE

Atakując Ukrainę Władimir Putin uzyskał efekt odwrotny od zamierzonego – raz na zawsze przesunął granicę UE, czyli Zachodu, za Dniepr. Stał się tym samym niejako kolejnym – obok Jeana Monneta i Roberta Schumana – ojcem integracji europejskiej.

Odłóżmy jednak sarkazm na bok – podsumujmy fakty. Chcąc zniszczyć zachodnie aspiracje Ukraińców, Putin jeszcze bardziej je wzmocnił. Błędnej kalkulacji imperialnej obecnego lokatora Kremla zawdzięczamy swoisty przełom historyczno-polityczny i mentalny w Europie.

Gdyby nie agresja, UE raczej nie zdecydowałaby się na jeszcze szersze otwarcie drzwi dla Ukrainy. Kraj ten pozostawałby całe dekady w unijnym przedsionku, mogąc liczyć co najwyżej na część z przywilejów bycia w UE. Nawet po Majdanie, który też przecież spłynął krwią (choć ofiary były nieliczne), żaden z zachodnich polityków nie myślał poważnie o tym, by przyznać Ukrainie status kraju kandydackiego i uchylić tym samym dla niej szerzej drzwi do Unii.

Przy zdaniu „Putin przesunął granice Zachodu za Dniepr” trzeba by postawić gwiazdkę. Potrzebny jest bowiem ważny przypis. Kiedy przywódcy UE decydowali o przyznaniu Ukrainie i Mołdawii statusu krajów kandydujących do UE, w Donbasie i na południu Ukrainy trwały zaciekłe walki. Rosja nie zrezygnowała z planu oderwania od Ukrainy Donbasu i innych części kraju – być może Zaporoża, Odessy, itd.

Celem Putina jest zapewne wciąż zmiana władzy w Kijowie i osadzenie tam ukraińskiego klona Łukaszenki. To się raczej nie uda, bo Ukraińcy dzielnie się bronią. Powinniśmy dalej im pomagać, wysyłając ciężki sprzęt wojskowy, dbając o uchodźców, ale też dając jasną perspektywę przyszłości, jaką jest bycie razem w europejskiej rodzinie. Jeśli bowiem przegrają, Putin wcześniej czy później zwróci się przeciw Europie, a UE może nie przetrwać rosyjskiej agresji. Silna, integralna i europejska Ukraina leży więc w interesie całej Europy. Nasze losy są ze sobą powiązane.

Czytaj też: Putin igra z ogniem. Rosję czeka bieda i przemoc, ale jej rozpad nie oznacza bezpieczeństwa dla Zachodu

Bruksela tworzy historię

Na rozpoczętym w czwartek szczycie w Brukseli przywódcy krajów UE otworzyli nowy rozdział historii Europy. Na szczęście wszyscy w UE zrozumieli, że nie czas na szukanie dziury w całym. Ci, którzy mieli wątpliwości, ugryźli się w język. Zwyciężyło poczucie historycznej odpowiedzialności. Polityczna moralność wzięła górę nad politykierstwem. Przywódców nie zawiódł dziejowy kompas, zaś unijne instytucje – Parlament Europejski i Komisja Europejska – stanęły na wysokości zadania.

Oczywiście przyznanie statusu kandydata do UE nie oznacza jeszcze, że Ukraina na pewno wejdzie do Unii. Po drodze są jeszcze różne etapy politycznej integracji i same negocjacje. Polsce cały ten żmudny proces zajął aż 10 lat, przy czym negocjacje w sprawie członkostwa trwały cztery lata.

Unia, do której wchodziliśmy, była zupełnie inna niż obecna. Sprzyjała nam pogoda polityczna i konstelacja geopolityczna na świecie. Zachód wierzył jeszcze wówczas w „koniec historii”. Rozszerzenie nazywano symbolicznym zerwaniem z podziałem Europy, jaki nastał, kiedy opadła żelazna kurtyna.

Teraz jest inaczej. Trudno cokolwiek przewidzieć. Można zakładać, ze w przypadku Ukrainy proces integracji zajmie więcej czasu, choćby dlatego, że w kraju toczy się wciąż wojna i część ukraińskiego terytorium pozostaje pod rosyjską okupacją.

Ukraina nie pójdzie drogą Turcji

Niewiadomych jest wiele. Nie wiemy, kiedy i czym skończy się rosyjska agresja, ani czy i w jakim kształcie Ukraina wejdzie do Unii? Z Krymem, Donbasem czy bez tych regionów? Nie wiemy też, jak pod wpływem tego, co dzieje się w Ukrainie zmieni się sama Unia? Na ile wpłynie na sam proces integracji Ukrainy z UE fatalny przykład reżimów w Budapeszcie i Warszawie, które zniechęciły społeczeństwa Zachodu do otwierania się na Wschód…

Ci, co w głębi ducha nie wierzą w kolejne rozszerzenie, bo uznają Ukrainę za kraj nienadający się do UE, pocieszać się będą przykładem Turcji – kraju wiecznego kandydata. Turcja status członka stowarzyszonego z Europejską Wspólnotą Gospodarczą zyskała w 1963 roku, wniosek o członkostwo w UE złożyła w 1987, w 1999 roku otrzymała status kraju kandydującego, zaś negocjacje rozpoczęła sześć lat później.

Rokowania z Unią jednak ugrzęzły – jak dotąd otwarto tylko 16 z 35 tak zwanych rozdziałów negocjacji, a rozmowy zakończono tylko w przypadku jednego. W międzyczasie miały bowiem miejsce pucze wojskowe, do władzy doszedł prezydent o autokratycznych zapędach, a politycy z dwóch kluczowych krajów UE – Niemiec i Francji – zaczęli coraz głośniej przebąkiwać, że Turcja to nie Europa, więc do Unii się nie nadaje.

Dziś żaden z przywódców krajów Unii nie ma wątpliwości, że Ukraina to Europa. Intuicja podpowiada mi więc, że choć kraj ten nie wejdzie do UE w przewidywalnej przyszłości, to nie stanie się „wiecznym kandydatem” jak Turcja. Zresztą Ukraina jest już poniekąd jedną nogą w UE. Uświadomił mi to ukraiński pisarz Andrij Ljubka, który od czasów inwazji zajmuje się pozyskiwaniem funduszy na samochody terenowe dla Ukraińskich Sił Zbrojnych i dostarczaniem ich potem na front w Donbasie.

Unijna perspektywa równie ważna jak broń

Zadzwoniłem do Andrija, bo chciałem się przekonać, jak na decyzję szczytu UE reagują ukraińskie elity. Myślałem, że powie mi, iż od mglistych obietnic i statusu kandydata, Ukraińcy woleliby kilkaset haubic kalibru 155 mm i co najmniej setkę nowoczesnych wyrzutni rakietowych MLRS M270, ale Ljubka zwrócił uwagę na coś zupełnie innego: –Decyzja o przyznaniu statusu kraju kandydata jest dla nas równie ważna, co dostawy ciężkiej broni. Nie przeciwstawiałbym więc tych dwóch procesów. Nawet mglista obietnica wejścia do Unii to broń duchowa. Oto bowiem pojawia się światełko w długim i mrocznym tunelu. Potrzebujemy tego światła, potrzebujemy jasnej perspektywy, potrzebujemy dobrych wiadomości, tak samo jak haubic”.

Co więcej, Andrij przekonywał mnie, że Ukraina już jest częścią Zachodu: – Stajemy się jednym organizmem. Nasza sieć energetyczna podłączona jest do europejskiej, benzyna, którą właśnie zatankowałem, pochodzi z rafinerii w UE, w sklepach są europejskie towary. Ludzie mentalnie przestawili się – myślą po europejsku. Z kolei na Zachodzie elity zrozumiały, że Ukraina to nierozerwalna część Europy. Samo wejście do Unii, niezależnie od tego kiedy to nastąpi, będzie tylko podsumowaniem, zwieńczeniem procesu, który ma właśnie miejsce.

Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMŚ w pływaniu: Jakub Majerski awansował do finału 100 m stylem motylkowym
Następny artykułPotańcówki wracają na Stary Rynek w Płocku. Pierwsza impreza już w piątek…