Poprzedni tydzień był u mnie gorący za sprawą wysokiej temperatury i pewnego osobliwego zachowania. Podtrzymajmy więc tą atmosferę za sprawą produkcji od Ubisoftu, gdzie liczy się precyzja i szybkość jednocześnie, a błąd boli. I to bardzo.
Witam was po przerwie spędzonej w dość słonecznych i ciepłym (choć to niedoszacowanie) Egipcie – kto chciałby wiedzieć/podpytać o wrażenia z owego wyjazdu, jestem otwarty. My tymczasem wróćmy do Piątkowej GROmady, gdzie tym razem będzie kilka słów o Trials: Rising (Ubisoft Red Lynx/Ubisoft). Jest to przedstawiciel gatunku gier zręcznościowych w 2D, gdzie głównym środkiem transportu jest motocykl oraz wszelkiej maści dwukołowce. Środki te są potem wykorzystywane na trasie, gdzie czasem trzeba wykonywać szalone akrobacje czy dotrzeć w określonym czasie. Może więc warto sprawdzić tą produkcję? Sprawdźmy w pojedynkę, bo tytuł oferuje jedynie taki tryb. Aspekt sieciowy opiera się tu o rywalizowanie z innymi osobami (choć to bardziej wizualizacja trasy niż ich aktywne uczestnictwo w wyścigu), by uzyskać najlepszy czas na torze.
ps. Tytuł jakiś czas temu przygarnąłem za darmo (kiedy dokładnie, nie pamiętam) i nie kupowałem do niego dodatkowej zawartości. Ogrywałem go w angielskiej wersji językowej, bo lokalizacji na j. polski nie ma. Angielski w serii Trials do skomplikowanych się nie zalicza – jeśli coś może sprawić problemy, to bardziej zaawansowane poradniki, szczęśliwe są wizualizowane – niemniej wciąż szkoda.
Gdy do Elasto Manii dodasz „syndrom jeszcze jednej tury”
Poznaj naginające fizykę wyścigi motocyklowe po bandzie w najnowszym wcieleniu serii Trials. Nowe funkcje, więcej rywalizacji i torów – to oznacza nowe wyzwania. Wymagające tory z całego świata – od Wielkiego Muru Chińskiego przez wieżę Eiffla po Nowy Jork i wszędzie pomiędzy nimi. Zabierz przyjaciół na nowy, komiczny motocyklowy tandem i spróbujcie kierować nim we dwójkę. Zaczynając jeździć na swoim podwórku, a kończąc na największych stadionach, pokonaj sieciowych przeciwników i zdobądź wielką sławę. Stwórz i udostępnij wyjątkowe trasy w Track Central, wybierając spośród ponad 10 000 dostępnych elementów. Nieograniczone możliwości – niekończąca się zabawa.
Opis tytułu na platformie Steam
Już opis wskazuje na to, że w przypadku produkcji RedLynx nie mówimy o skomplikowanej historii z wyborami, a wcielamy się w zwyczajnego rajdowca z niezwyczajnymi marzeniami. Rozpoczynamy więc od treningu, później startujemy w wyścigach celem dostania się na stadion, gdzie jest kolejny wyścig. Po powtórzeniu tego schematu kilka razy uczestniczymy w czymś w stylu Grand-Prix wieńczącym całość. Po nim mogę ewentualnie podejść do nowych tras z extremalnym poziomem trudności albo spróbować przejść stare w nowej aranżacji. Przez słowo “aranżacja” (dokładniej kontrakt* od sponsora) rozumiem dodanie nowego zestawu wyznań z nagrodą pozwalającą rozwinąć postać. Same wyzwania natomiast są z dość sporej puli, bo mamy zarówno takie zwyczajne jak ukończyć określonym pojazdem czy zrobienie 10 obrotów w tył/przód po przejechanie określonego dystansu na tylnym kole czy wciskanie gazu do dechy od mety aż po finisz. Z tej całości najgorzej wspominam chyba Osiołka, czyli skuter z średnią mocą oraz wysoką skłonnością do przewrotów, skąd też brałem się z nim tylko wtedy gdy nie było limitu czasowego czy wywrotek.
Wszystkie wcześniejsze wyścigi byłem w stanie przejść, nawet jeśli kończyłem ze statusem “ukończył wyścig” (nie jest to brązowy medal) – niestety nawet tak nie mogłem się przygotować na finałowy wyścig. To była jedna z tych instancji, gdzie momentami czułem absolutną irytację. Niemniej JAKOŚ dotarłem do końca i uznałem, że tyle z obcowania z grą. Nie, żeby nie było czego robić, bo end-game ma swoje trasy, ale to nie na moje nerwy ze względu na poziom trudności. Trudna nauka skomplikowaną nauką, ale za frustrację podziękuję. Zwłaszcza wtedy, gdy łatwo o poważny w skutkach błąd.
Z tego też powodu zrezygnowałem z brania rozszerzeń, co okazało się niestety dobrą decyzją. A dlaczego, to wystarczy spojrzeć na ich cenę – dublującą to, ile trzeba wyłożyć na podstawkę. Zwłaszcza, że goła podstawka oferuje zabawę na tyle długo (55 godzin, choć ukończyłem około 60% tras), że po jej przejściu byłbym jeszcze mniej chętny na kontynuowanie przygody.
* – Z perspektywy mapy gry kontrakty wizualizowane są za pomocą “przedstawiciela sponsorów” (czy jakoś tak). Już we wczesnym etapie gry jest to informacja o tym, czego można się spodziewać w owym “kontrakcie”.
Trials: Rising to przedstawiciel gatunku gier wyścigowych w jednokierunkowych z opcjonalnymi akrobacjami. Podróż rozpoczynamy od tradycyjnego przyspieszania/hamowania, później dochodzi do tego istotne wychylanie się w przód/tył celem utrzymania równowagi, a później także “bunny hopping”. Jakbym najkrócej miał opisać tą precyzyjną i nawet przyjemną mechanikę rozgrywki, to jest ona stosunkowo prosta do zrozumienia i nauczenia postaw, ale bardziej zaawansowane sztuczki wymagają już czegoś więcej.
W ramach produkcji RedLynx zaimplementował także rozwój postaci oparty o motorki oraz modyfikację wyglądu postaci. W pierwszym przypadku wystarczy po prostu jeździć i *bum*, najważniejsze pojazdy są łatwe do odblokowania. I po prawdzie, przynajmniej dla mnie, przygoda z rozwojem postaci zakończyła się na odblokowaniu skuterka (Donkey). Bo jeśli mówimy o modyfikacji wyglądu, to… w sumie nawet nie wiem co o nim powiedzieć, bo z blisko 50 godzin gry na modyfikację postaci poświęciłem może 10 minut. Kwestia tego, że nie widzę sensowności dla inwestowania czasu w ten element, skoro domyślny rajdowiec wygląda lepiej niż przyzwoicie. No i jakoś średnio jestem skłonny do modyfikowania go w bardziej osobliwym kierunku, przy tym raczej “źle osobliwym”.
Widać więc, że największym problemem nie jest nawet sam aspekt monetyzowania, a sensowność tego rozwoju. A dokładnie to wyłączając wizualizację „ducha dobrego przejazdu”*, jego brak. I to wszystko pomijając pewien detal, czyli koncepcję mikropłatności w tytule sprzedawanym w sytemie “Buy 2 Play” – nie dość, że może ono irytować niektórych graczy (co pewnie tłumaczy ranking “Mieszany” wersji dystrybuowanej poprzez Steam), to jak wspomniałem średnio byłem zmotywowany nawet tam spojrzeć.
* – Przy dobrym wyniku może się zdarzyć, że nasza postać będzie widoczna u innego gracza, gdy ten będzie próbował ukończyć daną trasę. Trochę jak udział w zawodach poza świadomością. 🙂
Wizualnie ciężko mi mówić o czymś, co wywołało u mnie *wow*, zarówno z perspektywy warstwy wizualnej jak i aspektu technicznego. Niemniej nie oznacza to, że twórcy nie przyłożyli się dotego elementu. Bo w ramach tytułu mamy przyzwoicie wyglądające i różnorodne trasy, na których czasem coś się dzieje. Jeśli natomiast chodzi o warstwę muzyczną, to ta brzmi nieźle, a parę tytułów nawet wpadło mi w ucho. I jedyne, co mogę tu pochwalić, to gust osoby odpowiedzialnej za dobór tej muzyki – nie ma przy tym co liczyć na jakąś klasykę. Mimo wszystko nadaje się ona do posłuchania także poza produkcją.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Trials: Rising – czasem irytującą, czasem przyjemną produkcję od Ubisoftu. Dla fanów zręcznościowych wyzwań jak znalazł z zawartością wystarczającą na kilka dobrych tygodni rozgrywki.
Ankieta
Wyniki ostatniej ankiety dot. tematu: (sprzed 2 tygodni):
Wyjątkowo temat ten będzie za 4 tygodnie – za 2 tygodnie też będzie recenzja, ale wyjątkowa ze względu na okrągły odcinek cyklu. Tradycyjnie, jeśli ktoś kojarzy tytuły warte ogrania (tylko w wersji na Windowsa), niech podrzuca sugestię.
- Znamię Chaosu, czyli recenzja Warhammer: Mark of Chaos
Kilka słów o Praetorians, ale w uniwersum Warhammer Fantasy Battle, czyli strategii z minimalną ekonomią i maksymalną walką. Z dodatkiem w formie brutalności, klimatu oraz KRWI.
- Era cudów, czyli recenzja Age of Wonders III
Czyli kilka słów o pewnej strategii turowej osadzonej w świecie fantasy. Nie mowa o Heroes III
- Droga do zemsty usłana trupami i krwią, czyli recenzja Blood: Fresh Supply
Kilka słów o najlepszej odsłonie serii Blood (co nie oszukujmy się, że jest jakimś wyczynem :P) – w formie technicznej reedycji od Nightdive Studios. Gdzie Caleb najpierw wstaje z grobu, a po wygłoszeniu kultowej frazy wyrusza celem zemsty. Gdzie istotnym elementem jest kopanie głów zombie i mierzenie z dwururki do kultystów.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Opowieść o odświeżeniu gry będącej zarówno 5 kroków do przodu jak i do tyłu względem obecnych ówcześnie trendów.
- Gdy użycie licencji wypada średnio, czyli recenzja Warhammer 40.000: Fire Warrior
Czyli kilka słów o tytule na licencji, który byłby słaby gdyby nie licencja. I nawiązanie do Warhammer 40,000: Dawn of War – Dark Crusade.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
O której grze chciałbyś poczytać w następnej nie jubileuszowej recenzenckiej części Piątkowej GROmady?
5%
5%
5%
5%
5%
5%
Pokaż wyniki
Głosów: 5
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS