A A+ A++

Właściwie wszystko, o czym chciałaby usłyszeć nie tylko opozycja, ale przede wszystkim obywatele. Sankcje wpływają na ceny energii, benzyny, węgla. Inflacja – wiadomo. Krajowy Plan Odbudowy to sprawa bardzo ważna, bo tak naprawdę nikt nie wie do końca, ani co wynegocjował, ani co sam zaproponował polski rząd, a także co oznacza, że mamy wypełnić kamienie milowe, których oczekuje KE. Czy to będą zmiany ustawowe, czy wystarczą decyzje rządu, które z reform już są w toku, a które będą wymagały czasu. Wszystko to powinno znaleźć się w debacie. Dla premiera najmniej skomplikowana jest sprawa Ukrainy i chyba dlatego od niej zaczął.

Czytaj też: „To moja ostatnia misja”. Siedem grzechów głównych Adama Glapińskiego w walce z inflacją

Polska liderem Europy

Oczywiście premier pochwalił sam siebie na przykład za organizowanie europejskich sankcji na Rosję. Trzeba jednak przyznać, że podziękował też Polakom za przyjęcie Ukraińców w Polsce. Nie zająknął się co prawda o tym, że program wsparcia dla Polaków, którzy przyjęli do domów Ukraińców, najpierw został ograniczony a potem błyskawicznie zakończony. Ważne, że premier ma świadomość, że to nie on Ukraińcom zagwarantował dach nad głową w Polsce.

Tutaj premier zaczął uderzać w ton współpracy i naprawdę przez chwilę wydawało się, że to dobrze rokuje dla całości debaty.

– Nad Polska zawisła czarna, ruska chmura. Dzisiaj, wysoka izbo, jest taki czas, że musimy ze sobą jak najbliżej współpracować. Także przy tym bardzo ważnym głosowaniu, które jest przed nami. Potrzebujemy tej jedności – mówił premier Morawiecki. Trzeba przyznać, że brzmi jak gałązka oliwna wyciągnięta do opozycji. Ale nic bardziej mylnego. Dokładnie półtorej minuty zajęło premierowi przejście od apelu o wspólnotę do zdania, że „Platforma Obywatelska chciałaby, żeby w KPO był jeden kamień milowy, który pozwoli jej przejąć władzę”.

Krajowy Plan Odbudowy

Premier z mównicy mówił, że podczas negocjacji z Komisją Europejską 100 proc. czasu poświęcono na reformę sądownictwa. Czyli od maja zeszłego roku rząd nieustannie negocjował sprawę Sądu Najwyższego i Izby Dyscyplinarnej.

Dlatego we wrześniu Jarosław Kaczyński zapowiedział likwidację Izby, a potem nic się w tej sprawie nie wydarzyło. Projekt prezydencki pojawił się w styczniu i leżał sobie spokojnie w Sejmie do końca marca. Wciąż otwarte pozostaje pytanie, dlaczego skoro ten projekt zdaniem premiera realizuje kamienie milowe, zmarnowano pół roku z tych rocznych negocjacji.

Premier Morawiecki, wzorem Jarosława Kaczyńskiego, wygłasza swoje wystąpienia bez kartki. Niestety daje to dość kuriozalny efekt, bo premier pamięta, że powinien się odnieść do czegoś i utyka wątki w ciągu myślowym bez planu. Wychodzi dość niezrozumiale.

– My nie jesteśmy traktowani tak, przez Unię Europejską, jak do tej pory, do waszych rządów, dawniej to bywało, czyli jak nie piękna panna na wydaniu, albo gorzej jak Rafał Trzaskowski traktuje kobiety – tu rozległy się w ławach PiS brawa, ale premier szybko je uciszył. – Nie, tu proszę nie klaskać, tu naprawdę nie ma tutaj… tylko należy się nad tym ze smutkiem pochylić – powiedział.

To cały czas jest relacja premiera z negocjacji Krajowego Planu Odbudowy. Premier przyznał – i to jest bardzo ważne – że negocjował „jak równy z równym” to oznacza, że Unia niczego nam nie narzuciła i że to, co jest zawarte w KPO, to kompromis, na który polski rząd się zgodził. Nagle premier kompletnie stracił rytm wystąpienia i wątek. Powód był dość prosty. Z ław opozycji zaczęły się okrzyki „drożyzna, drożyzna”. Premiera wybiło to z rytmu na tyle, że natychmiast odbił do Donalda Tuska.

– Są tam tacy urzędnicy jak Donald Tusk, którzy brali ogromne pieniądze w Brukseli. A za co on brał te pieniądze? Chyba za działanie na szkodę Polski – rzucił premier, nie wiadomo właściwie na jaki temat ani z jakiego powodu uznał, że przy KPO warto o tym wspomnieć. Kadencja Tuska w Radzie Europejskiej skończyła się 30 listopada 2019 roku, a więc kompletnie bez związku z pandemią czy Funduszem Odbudowy. Opozycja przeszła od okrzyków „drożyzna” do okrzyków „obligacje” w nawiązaniu do kupna przez premiera obligacji za 4,5 miliona złotych. To zmusiło Morawieckiego do szczególnej deklaracji – ja zostawiłem za sobą złote trony i sto albo więcej milionów złotych, zostawiłem to wszystko dla służby publicznej, a wasz lider zostawił zaszczytną funkcję premiera dla kasy w Brukseli.

Mateusz Morawiecki zapomniał wspomnieć, że wchodząc do rządu w 2015 roku zapomniał sprzedać akcje swojego banku. Zrobił to dopiero dwa lata, później zarabiając na przetrzymaniu akcji ponad milion. Nie było też nic o przepisywaniu majątku na żonę i kupowaniu działek. Premier powtórzył też to, co mówi od kilku dni, że skoro namawia Polaków do inwestowania w obligacje to chyba dobrze, że sam kupił obligacje za prawie całe oszczędności. Premier nie powiedział – nadal – jakie to obligacje ani jak są oprocentowane. Nie wspomniał też o tym, że jako szef rządu wie znacznie lepiej niż namawiany przez niego obywatel jak wygląda sytuacja gospodarcza kraju. Nie mówił też o tym, że publiczne informacje, jakie płynęły do Polaków w zeszłym roku, brzmiały w skrócie „inflacja to wymysł” albo „to przejściowe”. Premier jest byłym prezesem banku, ma wiedzę o faktycznym stanie finansów państwa, podejmuje decyzje w oparciu o inne dane niż przeciętny inwestor zaskórniaków. Uchronił przed inflacją całe swoje oszczędności.

Tu nastąpił wątek autoreklamy i premier opowiadał, ile pieniędzy i na jakie akcje charytatywne przeznacza. Wciąż bez związku z KPO. Po dłuższej chwili udało się jednak złapać wątek i wrócić do Krajowego Planu Odbudowy i negocjacji z Komisją. Nadal bez odniesień merytorycznych. Okazało się też, że Platforma chce głosować przeciwko KPO.

Głosowanie ws. KPO odbyło się ponad rok temu i jedyną partią, która była przeciw, jest w rządzie z PiS-em i nazywa się Solidarna Polska. Dzisiejsze głosowanie dotyczyło ustawy o Sądzie Najwyższym. PiS przegłosowało ją jak chciało, a teraz zobaczymy, czy Komisja Europejska uzna, że to wypełnia kamienie milowe.

Sankcje na Rosję

Dość szybko premier przeskoczył do oskarżania opozycji, że nie chce wprowadzania sankcji na Rosję. Dopiero w dalszej części wystąpienia okazało się, że chyba chodzi o dawno zapomniane głównie przez PiS zmiany w Konstytucji, które po prostu nikomu do niczego nie są potrzebne. Premier nie wspomniał o tym, że to PiS na przykład odrzuciło poprawkę Senatu, która wprowadzała sankcję na import gazu LPG z Rosji.

Były też dość częste u premiera manipulacje cytatami. Na przykład ze spotkania Rafała Trzaskowskiego w Obornikach Śląskich Mateusz Morawiecki zapamiętał, że wiceprzewodniczący PO powiedział „że Komisja będzie stawiała kolejne warunki i że jest dobrej myśli” nie zapamiętał, że prezydent Warszawy dodał, że „te pieniądze muszą popłynąć do Polski”.

Premier postanowił do swojego wystąpienia wrzucić absolutnie wszystko. I pisząc „wszystko” mam dokładnie to na myśli. Było o Nord Stream 2 i traktowaniu go jako projektu biznesowego. Nie padło natomiast ani słowo o regularnych apelach Tuska, wówczas szefa Rady Europejskiej, o zamknięcie tej inwestycji. Było o budowaniu muru na granicy i posłach opozycji biegających z reklamówkami. O przekopie Mierzei Wiślanej i o tarczy antykryzysowej.

Inflacja

Premier nagle zmienił ton i znowu zaczął o tym, że nie ma co szukać wroga wewnątrz. Trochę zaskakujący zwrot akcji, ale zapewne wywołany tym, że doszedł do inflacji i bardzo nie chciał wypowiedzieć tej magicznej liczby 13,9. Lepiej mówić o putinflacji. Tutaj właśnie się okazało, że z inflacją najlepiej będzie walczyć przez konfiskatę majątków rosyjskich oligarchów w Polsce. Co konkretnie premier chce zrobić, poza konfiskatą, żeby walczyć z inflacją, nie usłyszeliśmy, ale dużo było o wiarygodności. W skrócie PiS jest wiarygodne a reszta nie. Tutaj premier też wpadł w spiralę wymieniania sukcesów rządu z kompletnym pominięciem niezrealizowanych obietnic. Nie ma co się dziwić, że polityk, każdy polityk, chętniej mówi o swoich sukcesach niż porażkach. Jednak skoro premier wychodzi na mównicę w Sejmie i zapowiada, że będzie mówił o najważniejszej w tej chwili dla Polaków sprawie to można się spodziewać, że powie „zrobimy to i to”. Nie powiedział. Powiedział, czego nie zrobiła Platforma, kiedy rządziła. Wtedy co prawda mieliśmy do czynienia z deflacją, ale to są nieistotne szczegóły. W tej części też znalazło się absolutnie wszystko łącznie z zapowiedzią, że jak Platforma wróci do władzy, to zabierze Polakom resztę pieniędzy z OFE. Premier chyba zapomniał, że rok temu PiS złożyło w Sejmie projekt reformy OFE, który sprowadzał się do ich likwidacji. Projekt został zamrożony tylko dlatego, że PiS nie mogło znaleźć w Sejmie większości a potem samo sobie narobiło problemów Polskim Ładem i właściwie nie wie, jak ze sprawy wybrnąć.

Było o podwyżce wieku emerytalnego, wysłaniu 6-latków do szkół, podniesieniu ZUS, wszystkie grzechy PO sprzed dekady premier Morawiecki przytoczył w sprawie inflacji w roku 2022. A na koniec ogłosił, że opozycja uprawia goebbelsowską politykę.

Ceny paliw

I przyszła kolej na punkt czwarty, czyli wysokie ceny paliw. Premier zapowiedział program zwiększenia wydobycia w polskich kopalniach. Tyle, że wydobycie w tej chwili jest najwyższe od 2018 roku. Premier Sasin zapowiada co prawda, że można je jeszcze podnieść o 1-2 miliony ton, ale nie wydaje się to możliwe tak szybko, jak chciałby tego rząd. Zapowiedział też, że przed sezonem grzewczym cena węgla ma być taka jak była przed embargiem. Teraz wystarczy premiera trzymać za słowo.

Ale węgiel to nie wszystko. Premier wie, że Polacy denerwują się na stacjach benzynowych, więc zapowiada, że jego rząd zrobi wszystko, żeby płacili za benzynę mniej. Co na przykład? Wszystko. Między innymi umocni złotówkę. Oczywiście pieniędzmi z KPO, którego opozycja przyjąć nie chce mimo, że głosowanie było rok temu, a nie teraz. Na ceny benzyny, jak się okazuje, wpływa też obniżka PIT, którą premier wymieniał także przy okazji walki z inflacją. PIT rozliczamy co prawda po zakończeniu roku, a tankujemy teraz, ale przecież to nie jest najważniejsze.

Premier jeszcze ze dwa razy stracił wątek i powtórzył wszystko, co już mówił o węglu. Po tym lekkim zamieszaniu wrócił do najważniejszego, czyli tego, że tylko PiSowi Polacy mogą zaufać, a na pewno nie opozycji. Tu nastąpiła ponowna wyliczanka i wróciliśmy do płotu na granicy, gazociągu, polityki wobec Niemiec i Rosji, a także oczywiście Tuska. Tym razem w kontekście nagród, które przyjmował były premier. Oczywiście niemieckich nagród. Z rąk Niemców – co Morawiecki podkreślił.

– Przyjął jedną szczególną, którą łatwo będzie zapamiętać wszystkim Polakom. Otóż przyjął nagrodę imienia Waltera Rathenau’a. To jest minister spraw zagranicznych Niemiec, ten który negocjował Rapallo, czyli uwerturę do Paktu Ribentrop-Mołotow. On przyjął nagrodę jego imienia – grzmiał premier, wciąż w sprawie sankcji i cen benzyny. Nagroda im Rathenaua jest przyznawana za wybitne osiągnięcia w polityce zagranicznej. W uzasadnieniu napisano, że Tusk działał na rzecz pogłębienia integracji europejskiej w czasie pełnienia przez Polskę przewodnictwa w Radzie Unii. Odbierając ją dziesięć lat temu, Donald Tusk apelował o wspólną polsko-niemiecką politykę wobec Ukrainy, która powinna uwzględniać drogę Ukrainy do Unii Europejskiej i podkreślał, że współpraca jest konieczna, żeby „duch Rapallo” nie wrócił do współczesnej polityki. Wątpił także, czy Rathenau na pewno byłby szczęśliwy wiedząc, że nagrodę jego imienia otrzymał polski premier. To wszystko premierowi Morawieckiemu się w czasie sejmowego przemówienia nie przypomniało.

Po wątku nagród Tuska premier powtórzył, że nie ma co szukać wroga wewnętrznego i że opozycja ma nie jeździć do Europy skarżyć się i donosić, a nawet okupować europejskie mównice. Na koniec powiedział, że opozycja ma mu też nie proponować swoich antyinflacyjnych rozwiązań, bo to skończy się inflacją jak w Turcji. I w tym samym zdaniu, że przeciwnik jest jeden i jest to Kreml a wojna toczy się o to, żeby „pokojowo zakończyć te straszne zmagania”. Premier dostał od PiS owację na stojąco. Ba, nawet prezes wstał oklaskiwać Mateusza Morawieckiego.

– Jako polityk mogę pana oceniać, ale jako lekarz muszę pana zdiagnozować. Pan jest patologicznym kłamcą. Proszę o odroczenie obrad dopóki premier Morawiecki nie podda się terapii – powiedział po wystąpieniu premiera lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. I właściwie to chyba wystarczy za podsumowanie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWojna w Ukrainie. Co się wydarzyło w czwartek, 9 czerwca [RELACJA]
Następny artykułMa powody do radości. Syn Krawczyka ma gdzie mieszkać