Sobotni etap był określany jako “królewski” i doszło tego dnia do wydarzeń, które prawdopodobnie będą mieć decydujący wpływ na losy całego wyścigu.
ZOBACZ TAKŻE: Tom Dumoulin wycofał się z Giro
Trasa 20. etapu prowadziła przez trzy słynne przełęcze: San Pellegrino, Pordoi i Fedaia w masywie Marmolada. Szczególnie trudny był ostatni podjazd, a zwłaszcza ostatnie 5,4 km, ze średnim kątem nachylenia 11,2 proc.
To dało się we znaki m.in. dotychczasowemu liderowi – Ekwadorczykowi Richardowi Carapazowi (Ineos Grenadiers), który stracił do Włocha Coviego prawie cztery minuty.
Zwycięzca o 32 sekundy wyprzedził Słoweńca Domena Novaka (Bahrain Victorious) i o 37 s swojego rodaka Giulio Ciccone (Trek-Segafredo). Najważniejsze rzeczy działy się jednak za ich plecami.
Szósty na metę przyjechał Australijczyk Hindley (2.30 za Covim) i awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej.
Carapaz poniósł na ostatnich trzech kilometrach spore straty i spadł na drugie miejsce w klasyfikacji całego wyścigu. Traci obecnie do Hindleya minutę i 25 sekund.
– Zdawałem sobie sprawę, że to będzie kluczowy etap z tym finiszem. Wiedziałem, że to piekielnie trudne zakończenie, ale jeśli masz siłę w nogach, możesz coś tutaj zmienić. Kiedy usłyszałem, że Carapaz puszcza koło, po prostu poszedłem na całość. To był epicki etap – powiedział uradowany Hindley.
Wyścig zakończy się w niedzielę jazdą indywidualną na czas w Weronie. To nie będzie zbyt trudny odcinek, liczy ok. 17 kilometrów, więc Hidley ma spore szansę triumfu w całym wyścigu.
– Zobaczymy, jak to pójdzie. Zawsze trudno powiedzieć, jak potoczy się jazda na czas ostatniego dnia trzytygodniowego wyścigu, ale jutro “umrę” za koszulkę – zapowiedział Hindley.
MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS