A A+ A++

Depresja to także wycofanie się z kontaktów towarzyskich, nawet ze spotkań z rodziną. Aparat fotograficzny kurzy się w kącie pokoju, a rower w garażu, choć wcześniej były używane codziennie. Depresja to porzucenie pasji, tego, co wcześniej sprawiało przyjemność. Nawet radości, jaką daje seks. Chory może zacząć nadużywać alkoholu lub leków uśmierzających ból, gdyż czuje się przytłoczony codziennością i odczuwa wewnętrzne cierpienie.

Czarne chorągwie

Objawami, których bliscy nie mogą dostrzec, ale mogą się ich domyślić, obserwując zachowanie chorego, są czarne myśli. Dotknięty depresją postrzega siebie jako kogoś, kto odnosi w życiu same porażki. Nie pamięta o jego pozytywnych aspektach. Czuje się winny swoich klęsk. I przekonania te, podobnie jak katar, nie zależą od woli chorego.

Szczególnie groźne są myśli samobójcze, bo ich tłem jest brak ochoty do życia. Łatwo zgadnąć, jakie mogą być konsekwencje tego czarnowidztwa, jeśli bliscy pozostaną wobec chorego obojętni lub krytyczni. A często właśnie taką przyjmują postawę, dopóki nie uznają, że jego przekonania i zachowania to efekt choroby. Leżenie na kanapie całymi dniami nie wynika z lenistwa ani złośliwości, ale z depresji. Dlatego nie pomagają ani bagatelizowanie tej choroby, ani oskarżanie chorego o brak silnej woli czy słabość. Chory czuje się wtedy nierozumiany i nieakceptowany, co wzmacnia jego cierpienie i może osłabić chęć do życia.

Depresja zmienia także trzeci obszar życia chorego, czyli towarzyszące mu w codzienności uczucia. Przynosi ustawiczne wewnętrzne cierpienie i pustkę. Łatwo wtedy o łzy, także o agresję (często sygnał depresji u mężczyzn). Wraz z chorobą pojawiają się i dosłownie zalewają chorego: poczucie winy, irytacja, frustracja, smutek, zawód, wstyd. Dochodzą do tego ciągłe zmęczenie, problemy z zaśnięciem lub nadmierna senność. Chory często śpi niespokojnie i budzi się kilka godzin wcześniej niż zazwyczaj. Dokuczają mu także bóle głowy, mięśni, uczucie ściskania w żołądku. Zmienia się radykalnie waga jego ciała, bo albo je za dużo, albo prawie wcale.

Rodzina dotknięta chorobą

Najważniejszy pierwszy krok, jaki trzeba zrobić, gdy zachoruje ktoś z rodziny, jest też najtrudniejszy. To wizyta chorego u lekarza psychiatry, który postawi diagnozę, wdroży leczenie farmakologiczne i skieruje na psychoterapię. Leki i terapia mogą jednak okazać się niewystarczające, jeśli zabraknie wsparcia ze strony bliskich, środowiska, które tworzy bufor bezpieczeństwa i przestrzeń do wychodzenia z depresji. Wspieranie chorego, który ma wydostać się z czarnej dziury, wymaga siły i determinacji.

Gdy któryś z członków rodziny cierpi na depresję, trzeba przyjąć, że jego choroba zmieni dynamikę całej rodziny, od rzeczy i sytuacji czysto technicznych, po emocje i plany na przyszłość. Chory partner czy partnerka zostają niejako wykluczeni z codziennych obowiązków – zakupów, odwożenia dzieci czy opłacania rachunków. Chorzy nie mają na to siły. Partner zmuszony jest samodzielnie zająć się domem i dziećmi, jednocześnie pilnując, aby chory nie zrobił sobie krzywdy, gdy czarne myśli zdominują jego umysł. A więc będzie musiał np. czasami wyjść wcześniej z pracy lub spóźnić się do niej. Dodatkowym obciążeniem może być pogorszenie sytuacji finansowej rodziny, gdy chory straci pracę.

Depresja rodzica to ciężar także dla dzieci. Mogą poczuć się odrzucone, gdyż cała uwaga zdrowego rodzica przenosi się na chorego. A ten także zmieni się w relacji z dziećmi. Mama z depresją jest jakby „wyprana” z emocji, odrzuca wsparcie i bliskość, woli się izolować. Nie mówi „kocham”, a już na pewno nie na początku leczenia.

Bliscy – także dorośli – mogą poczuć się odepchnięci. Dlatego kiedy depresja pojawi się w domu, trzeba zadbać o zdrowych członków rodziny, aby i ich nie pochłonęła ciemność.

Samo nie przejdzie

Nie oczekujmy, że pewnego dnia bliski dotknięty depresją obudzi się i wszystko będzie jak dawniej. Wspólna walka o zdrowie i życie chorego oznacza ciągłe wsparcie i namawianie go na kontynuowanie leczenia, ponieważ sam nie ma do tego motywacji. Kluczowa staje się w tej walce cierpliwość bliskich – zdolność do tego, by po raz setny zapewnić o swojej miłości, również teraz, gdy chory potrzebuje, a nie daje. By tłumaczyć mu wciąż od nowa, że depresję można wyleczyć, a gdy będzie siebie krzywdził – zachować życzliwość.

Akceptująca obecność bliskich i świadomość, że można liczyć na kogoś z rodziny, jest w terapii depresji bardzo ważna. Jeśli odkładają na bok swoje oczekiwania i skupiają na akceptacji i zrozumieniu, wchodzą w rolę, jaką zazwyczaj przypisuje się terapeucie. To trudne, ale ważne, bo to, co zrobią i powiedzą, może pogłębić stany depresyjne lub je złagodzić. Jeśli jednak zdarzy się, że stracą cierpliwość, nie powinni się obwiniać, tylko znaleźć sposób na rozładowanie stresu i frustracji – zacząć uprawiać jakiś sport, opisywać w dzienniku odczucia z mijającego dnia albo wyżyć się artystycznie. Dbając o siebie, łatwiej znaleźć wyrozumiałość dla chorego.

W najcięższych stanach choroby dotknięty depresją może nie widzieć przyszłości. Gdy zacznie zdrowieć, warto, by bliscy skierowali jego uwagę na to, co dobrego może się wydarzyć. Wspólnie zwizualizowali jego życie po chorobie. Patrzenie w przyszłość może dać nadzieję i sprawić, że życie tu i teraz stanie się łatwiejsze.

Pomoc i wsparcie dla chorego to nie tylko kwestia słów. Potrzebne jest także działanie. Warto jednak pamiętać, że to, co jedna osoba może uznać za pomocne, dla innej będzie upokarzające lub ingerujące w jej życie. Jeśli chcemy być użyteczni, najlepiej chorego zapytać, czy i jakiej pomocy oczekuje.

Bliski może nie umieć poprosić o pomoc, a przytłoczony tym, co dzieje się w jego głowie, nie ma siły nawet posprzątać we własnym pokoju. Tymczasem nieład przygnębia i karmi czarne myśli: „Co jest ze mną nie tak, że nie jestem w stanie ogarnąć własnego domu?”. Jeśli więc chory pozwoli, można wrzucić jego ubrania do pralki, wynieść śmieci z pokoju, zetrzeć kurze z półek. Porządek sprawia, że życie wydaje się mniej przytłaczające.

Problemem jest też gotowanie. Choremu brak energii i nawet zrobienie sobie herbaty bywa wyzwaniem, a co dopiero przygotowanie obiadu. Dlatego dobrze, gdy ma w domu gotowe dania do odgrzania. Odwiedzenie chorego z rodziny, który z nami nie mieszka, i ugotowanie dla niego pełnowartościowego posiłku może znacznie poprawić mu nastrój. Ma pustą lodówkę? Warto zaproponować wspólne zakupy. Samotne wyprawy do sklepu mogą być zbyt przytłaczające. Razem można też zrobić zakupy online.

Przydatna będzie także pomoc w załatwianiu drobnych spraw, jak np. wykupienie recepty czy podwiezienie do lekarza. Może się też okazać, że depresja osiągnęła taki poziom, że chory potrzebuje towarzyszenia mu podczas wizyty w gabinecie. A nawet porozmawiania ze specjalistą w jego imieniu.

Energia do życia

Proces zdrowienia nie polega na dawaniu rad: „Uśmiechnij się i weź się w garść”. To robienie wspólnie z chorym rzeczy, które mogą wywołać uśmiech lub poprawić mu nastrój. Oglądanie komedii, gry planszowe, zabawne filmy z kotkami – każdemu może pomagać co innego. Warto eksperymentować, zachęcić do dawnych pasji i towarzyszyć w nich. Bo nawet jeśli układając puzzle, chory nie czuje takiej radości jak kiedyś, to zmniejszy się jego odczucie izolacji. Na poprawę nastroju wpływa też przebywanie na świeżym powietrzu. Krótki spacer niedaleko domu, nawet otwarcie okien da możliwość głębszego odetchnięcia. Jeśli chory czuje się na siłach, warto pójść razem do kawiarni, ale nie rozmawiać o sprawach dotyczących zdrowia psychicznego. Zwykłe ploteczki pozwolą mu odzyskać poczucie przynależności do rodziny.

Bez względu na to, czy chory przebywa w szpitalu, czy w domu, wizyty bliskich zawsze dają mu odczuć, że im na nim zależy. Depresja lubi kłamać, że bliscy chorego nie lubią, nie chcą spędzać z nim czasu i że został sam. Odwiedziny, najlepiej regularne, pokażą, że nie ma się czym martwić, bo jest ktoś, komu na nim zależy. Warto często i – nawet bez powodu – przytulać chorego. Depresję da się pokonać. Warunek jest jednak taki, że specjaliści i bliscy muszą zjednoczyć siły, aby uratować i chorego, i jego rodzinę.

Czytaj więcej: Jedni rozpaczają z błahych powodów, drugich nie złamie nawet tragedia. Dlaczego tak się różnimy?

Monika Kotlarek – psycholożka, terapeutka, autorka książek psychologicznych „Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią” oraz „Depresja, czyli gdy każdy oddech boli”. Członkini Australian Society of Rehabilitation Counsellors. Absolwentka Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolska 2050 ze świąteczną pomocą dla bezdomnych ze Stąporkowa [zdjęcia]
Następny artykułCall of Duty: World at War Rooftops Revisited v.1 PC