A A+ A++

Z fotograficznego portretu Pągowskiej wykonanego w latach 60. patrzy drobna kobieta, o kruczo czarnych, krótko ściętych włosach. Zadziorna i jednocześnie nieprzeciętnie wrażliwa – jak jej obrazy. Zdjęcie wykonano na potrzeby katalogu wystawy w Zachęcie. Wówczas artystka urodzona w 1926 roku cieszyła się największym uznaniem.

Publikację opatrzono wstępem Tadeusza Konwickiego. „Wydaje mi się, że szczególnie ciężko jest malować w naszych czasach. Gwałtowny rytm życia – mnogość wizualnego ruchu, który nas osacza, konkurencja masowych środków przekazu – to wszystko znieczula nas, oślepia, przeszkadza w obcowaniu z płótnem […] zawierającym cały świat nadziei i protestu, światopoglądu, wiary i rezygnacji współczesnego malarza” – pisał autor „Małej apokalipsy”. Te słowa mają w sobie proroctwo.

Nowa figuracja

Nie wiem, gdzie Pągowska zachłysnęła się malarstwem określanym mianem nowej figuracji, czy to lekcje profesora Piotra Potworowskiego, czy może katalogi przywożone z zachodu przez jej męża, Jana Tomaszewskiego wybitnego polskiego grafika. Nic nie zmienia faktu, że poruszała się w stylu wielkich tamtych czasów: Francisa Bacona i Jeana Dubuffeta. Zarazem nie oglądała się chyba na te zjawiska, które dominowały w Polsce tamtych lat. Widzę w niej jeszcze coś, co przyświecało przełomowi lat 60. i 70. To zmęczenie indywidualizmem, wyrażane w filozofii francuskich postmodernistów, zrywach amerykańskich hipisów i w jej obrazach, na których indywidualne rysy postaci tracą na znaczeniu.

O tym, jak bardzo nowoczesne było jej myślenie przekonuję się z miejsca, stając przed pierwszymi obrazami zawieszonymi w Spectra Art Space w Warszawie. Patrzę na „Krzesła III” z 1971 roku i czuję niemal te same emocje, które towarzyszyły mi przed laty. Kształty kobiet są wydobyte lekką, rozwodnioną farbą, Ledwie wybijają się z szarego tła. Głowa zmienia się w abstrakcyjną plamę, a najsilniejszym akcentem pracy są różowe rajstopy. Tyle wystarczy, żeby wzbudzić niepokój. Taki był cel Pągowskiej, która mówiła: „Interesuje mnie błąd, siła obrazu podkreślana jest tym, co niepokoi”.

Teresa Pągowska, ok . 1966 r., fot. Mariusz Szyperko


Teresa Pągowska, ok . 1966 r., fot. Mariusz Szyperko

Fot.: Mariusz Szyperko / PAP

Mistrzyni oszczędnych środków

Widzę to w niemal każdym z obrazów, a tych na wystawie w Fundacji Rodziny Staraków zgromadzono kilkadziesiąt. „Plażę w deszczu” Pągowska malowała w taki sposób, że postać człowieka jest tylko cieniem, brakiem farby, nagim płótnem, a z perspektywy tradycyjnego malarstwa dziurą w obrazie. Obok tych lirycznych przedstawień zawieszono brawurowe obrazy, jak „A propos. Krynolina” namalowany w 1993 r. Namalowany na złamanie karku, jakby niemal 70-letnia wówczas artystka chciała tym obrazem przywalić nam między oczy. Dopiero po chwili dociera do mnie, że dałem się, w najlepszym tego słowa znaczeniu, nabrać. Pągowska była mistrzynią oszczędnych środków. Wystarczyła jej szarość płótna, delikatna biała farba i kilka żwawych pociągnięć płótnem, żeby wywołać burzę. Burzę, która przychodzi tylko wtedy, gdy potrafimy się do niej dostroić. Wyciszyć, przejść przez delikatne i ciche obrazy artystki, żeby w pełni docenić te najbardziej szalone. Tu właśnie sprawdza się proroctwo Konwickiego. Świat szaleje, zalewa nas bodźcami, a mistrzostwo w budowaniu nastroju polega na tym, by z niemal niczego stworzyć wielkie zamieszanie.

Utarły się już porównania Pągowskiej do mistrzów nowej figuracji, ale gdyby spojrzeć na jej obrazy, tak jakby sobie tego życzyła sama artystka, czyli zapominając o notach biograficznych i łatkach, to do głowy mogłyby przyjść inne nazwiska. Helen Frankenthaler, czy Marlen Dumas dziś uznawane za kluczowe dla sztuki XX wieku artystki. Trudno porównywać ich dorobek, konwencje w jakich się poruszały, czy status, ale gdyby powiesić ich płótna w sąsiedztwie, mogłoby się okazać, że łączy je podobne myślenie o tym, jak traktować płótno i jak wiele można osiągnąć, jeśli zaczynamy malować od najdelikatniejszych, najbardziej intymnych pociągnięć pędzlem.

T. Pagowska,  ,,Akrobatka'',  2005, kolekcja prywatna  ©Filip Pągowski


T. Pagowska, ,,Akrobatka”, 2005, kolekcja prywatna ©Filip Pągowski

Fot.: materiały prasowe/Spectra Art Space

Zrozumieć Pągowską

Chciałbym dowiedzieć się, co Pągowska myślała o swoim malarstwie, jak opowiadała o sztuce, czym były dla niej zmagania z materią. Niestety dostępnych informacji o artystce jest jak na lekarstwo. Nowych opracowań jej twórczości nie sposób znaleźć. Opowieść o Pągowskiej jest rwana jak portfolio odkrywanej na nowo Erny Rosenstein.

Ceny jej obrazów rosną i wabią kolekcjonerów, ale co po nich, jeśli Pągowskiej nie zrozumiemy lepiej, to wkrótce może się okazać, że jej twórczość stanie się wygodnym kąskiem dla państwowych instytucji żyjących snem o wielkiej przeszłości. Że jej obrazy trafią do opowieści, w której Pągowska nie chciałaby się znaleźć. Należy się Pągowskiej nowy rozdział, w którym wróci do nas z całą siłą. W końcu ona sama powtarzała – Trzeba szukać czegoś nowego, ja nie chcę być specjalistką, od morza, od kobiet, ja jestem ja, Teresa Pągowska.

Wystawa „Teresa Pągowska. Spectra Art Master”, Spectra Art Space, Warszawa 10 stycznia – 5 czerwca 2022.

Czytaj też: PiS przejęło instytucje kultury. Co w takiej sytuacji mogą zrobić artyści?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWeekend w Radomiu. Gdzie się wybrać?
Następny artykułNauczyciele Ekonomika na Sycylii