A A+ A++

Władimir Putin dąży do podporządkowania sobie Ukrainy. Tylko, czy na pewno chce tego dokonać bezpośrednio, używając siły, czy pełni to raczej rolę straszaka.

„Wejdą, nie wejdą, te dni są decydujące, zaraz wejdą, a może nie wejdą, a może wejdą tydzień później” – właściwie to samo słyszymy od kilku tygodni. I odkrycie wielu reporterów, którzy nagle z Polski zostają przeniesieni do Kijowa: Ukraińcy od niemal 8 lat żyją w stanie wojny, dlatego tak bardzo jej się nie boją.

16 lutego na Ukrainie będzie Dniem Zjednoczenia

Wróćmy jednak do głębszej analizy obecnej sytuacji. Jeśli Władimir Putin myśli racjonalnie, a to ważne założenie wszystkiego, co jest poniżej, to po co mu wojna na pełną skalę? Po co trupy, Rosjan oczywiście, bo ukraińskie są mu raczej obojętne, sankcje i problemy gospodarcze. Jego celem jest stworzenie wianuszka oddanych sobie republik. Tak jak jest z Białorusią, gdzie rządzi osoba niemal całkowicie zależna od Moskwy. A przecież już dawno ten kraj mógł zostać wchłonięty przez Rosję.

Cel Putina na Ukrainie nie zmienił się od ponad 8 lat: lojalne władze w Kijowie, federalizacja Ukrainy, autonomiczne republiki w jej składzie: doniecka i ługańska, które całkowicie paraliżują jakikolwiek ruch na Zachód.

Jeśli Kijów nie chce się na to zgodzić, straszymy wojną, zbieramy wojska, politycy z USA i UE zaczynają rozmowy, zapewne też naciskają na ukraińskie władze, aby w końcu ustąpiły, a wiadomości o kryzysie rosyjsko-ukraińskim sąsiadują w zachodnich mediach o tych o podwyżkach cen energii. Ukraina znów staje się enfant terrible Europy i wątpię, żeby wiele osób we Włoszech, czy Hiszpanii zastanawiało się, kto tak naprawdę jest tutaj winny. Za to wolą płacić mniejsze rachunki za gaz.

Rosyjska Duma zwraca się do Putina o uznanie niepodległości separatystycznych republik

Straszenie wojną ma też dodatkowe efekty – niszczy Ukrainę gospodarczo. Inwestorzy dostają coraz więcej sygnałów, że lepiej od tego kraju trzymać się daleko. Jeśli już nawet międzynarodowe firmy ubezpieczeniowe nie chcą ubezpieczać samolotów latających na i nad Ukrainą. Później Moskwa może jeszcze docisnąć Kijów wstrzymaniem dostaw gazu, czy dostaw paliw z Białorusi (ukraińskie władze niemal nic w tej sferze nie zrobiły, aby uniezależnić się tutaj od północnego sąsiada). Rosja na pewno z chęcią zrekompensuje Mińskowi straty. Wzrost cen, przerwy w dostawach itp. na pewno będą oznaczać destabilizację wewnętrznej sytuacji na Ukrainie, a może nawet dojście do wniosku przez dużą część społeczeństwa, że nie warto się szarpać z tym ruchem na Zachód, lepiej się dogadać z Moskwą i żyć spokojnie. To jest oczywiście kwestia lat, a nie miesięcy. Ale pamiętajmy, że oprócz „wyborów” prezydenckich w Rosji w 2024 roku, już w przyszłym roku Ukraińcy mają wybierać nową Radę Najwyższą.

Czy Kijów sonduje kompromis z Rosją?

Kolejny stały cel Władimira Putina też został już teraz zrealizowany. Zachód zaczął z Moskwą rozmawiać. Rosyjską stolicę odwiedził prezydent Francji Emmanuel Macron, dziś odwiedza kanclerz Niemiec Olaf Scholz, co parę dni dzwoni Joe Biden. Dawno tak nie było. Władimir Putin może się poczuć, jak przywódca superpaństwa, jak to mówią Rosjanie.

Kolejna wygrana Putina bez walki: rezygnując z wojny na pełną skalę, Moskwa pokazuje Zachód, w tym Stany Zjednoczone, jako zgraję paranoików, która bez powodów oskarża Rosję o próby wywołania wojny, a przecież rosyjscy politycy cały czas mówili, że nie mają zamiaru atakować Ukrainy i to tylko ćwiczenia. Wcześniej w tej roli występowali Polacy i Litwini.

Niezidentyfikowane oddziały wojsk rosyjskich rozpoczynają powrót do garnizonów

Jeśli zatem Putin myśli racjonalnie i chce odtworzyć ZSRR, to właśnie tak to powinno w efekcie końcowym wyglądać: mocne centrum i republiki satelickie, w jakiejś formie państwa związkowego, ale formalnie niezależne. Taki plan raczej nie przewiduje okupacji Ukrainy.

Oczywiście wszystkie powyższe cele można zrealizować, przeprowadzając niewielką interwencję w Zagłębiu Donieckim (może znów wykorzystując „zielone ludziki” ), na terytoriach pozostających poza kontrolą Kijowa, bądź też uznając niepodległość samozwańczych republik. Taki krok przyda się w negocjacjach.

Jednej rzeczy tylko Putinowi nie udało się na razie osiągnąć: rozbić jedności Zachodu. Zdecydowane groźby zapewne zaskoczyły rosyjskiego przywódcę, który liczył na stare dobre deep concerns (pol. poważne zaniepokojenia), a nie plan sankcji, deklaracje wsparcia dla Kijowa oraz pomoc gospodarczą i wojskową.

Włodzimierz Marciniak: Putin wobec Ukrainy ma podobne pomysły jak Gorbaczow w sprawie zjednoczenia Niemiec

Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Parlamencie Europejskim debata nt. “inwigilacji polityków, prokuratorów, prawników i dziennikarzy”
Następny artykułKoszula bliska ciału, czyli dlaczego pasjonaci piłki nożnej najchętniej typują Bundesligę i… Ekstraklasę!