Ogromu cierpienia, jakie przeszła ta kobieta, nie da się opisać słowami. Zapomniana przez wszystkich staruszka tygodniami żywcem gniła w łóżku, zjadana przez larwy much i inne robactwo. Gdy na miejscu pojawiło się pogotowie, ratownicy mieli problem z oderwaniem pacjentki od podłoża – musieli ją odcinać z fragmentami pościeli i ubrania.
Włodawska Prokuratura Rejonowa prowadziła wiele spraw związanych ze znęcaniem się, ale czegoś takiego nie pamiętają ani śledczy, ani policjanci, ani załoga karetki pogotowia, która została wezwana do małej miejscowości, gdzieś na granicy powiatów włodawskiego i parczewskiego. Na początku listopada rodzina 86-latki usiłowała wezwać do chorej staruszki lekarza rodzinnego, ale ten odmówił przyjazdu. Na miejscu pojawili się za to przedstawiciele miejscowej pomocy społecznej i widok, jaki zastali, z pewnością będzie im towarzyszył do końca życia.
Na łóżku pod kołdrą leżała seniorka, która wydawała z siebie ciche pojękiwania. Gdy jedna z pracownic społecznych pochyliła się nad jej twarzą, by zrozumieć, co mówi, z ust starszej kobiety wyleciały muchy. Ale to było jedynie preludium do prawdziwego horroru. Po odkryciu kołdry oczom zebranych ukazała się makabra. Na ciele kobiety żerowały roje much i ich larw, smród był niesamowity, ale i to nie było najgorsze, bo staruszka gniła. Leżała w mazi powstałej z wymieszania ropy, krwi i odchodów.
Jej kości biodrowe żywcem wystawały ze skóry, jedna ręka przyrosła do biodra, więc gdy na miejscu zjawili się ratownicy z karetki pogotowia, mieli problemy z przetransportowaniem pacjentki na nosze. Początkowo nie mogli oderwać jej od łóżka, więc zdecydowali o jej wycięciu od pościeli i materaca. 86-latka w bardzo ciężkim stanie została przewieziona na oddział geriatryczny włodawskiego szpitala. Mimo straszliwych mąk, jakie przeszła w ostatnich tygodniach, jej wola życia była na tyle duża, że przeżyła jeszcze dwa tygodnie.
Śledztwo w sprawie znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, którego efektem była śmierć pokrzywdzonej, prowadzi Prokuratura Rejonowa we Włodawie. Śledczy przyznają, że tak drastycznego przypadku w swojej karierze nie mieli. – To śledztwo ma dla nas charakter priorytetowy, podobnie traktują je policjanci – mówi Jolanta Sołoducha, szefowa włodawskich śledczych. – Jesteśmy zdeterminowani, by winni tak straszliwych zaniedbań ponieśli pełne i jak najbardziej dotkliwe konsekwencje swojego postępowania.
Cały czas przesłuchujemy osoby, które mogły mieć wiedzę na temat stanu tej kobiety bądź sytuacji, w której się znajdowała. Śledztwo jest co prawda na bardzo wczesnym etapie, ale mamy już poczynione pewne ustalenia, których efektem będzie zapewne akt oskarżenia skierowany do sądu przeciwko osobie bądź osobom winnym tej tragedii – dodaje pani prokurator.
Włodawscy śledczy przesłuchują w tej sprawie nie tylko najbliższą rodzinę ofiary, ale też pracowników miejscowej pomocy społecznej, sąsiadów czy listonosza, który co miesiąc miał dostarczać 86-latce świadczenie emerytalne. Sołtys wsi, w której mieszkała kobieta mówi, że o jej dramacie nic nie wiedział. Mieszkał daleko od niej, a z tego, co się orientował, seniorką miała się opiekować jej córka. Wody w usta nabiera kierownik ośrodka pomocy społecznej.
– Konsultowałam się w tej sprawie z panem wójtem i doszliśmy do wniosku, że ze względu na dobro prowadzonego postępowania nie będziemy udzielać żadnych informacji w tej sprawie – mówi kierownik. Taka postawa pomocy socjalnej, gminnych władz i sąsiadów jest znamienna i często powtarza się przy wielu ludzkich tragediach, do których dochodzi albo przez zwykłe zaniedbanie, albo przez przymykanie oczu czy udawanie, że nie dostrzega się problemu. Czy tak było i w tym przypadku, zapewne dowiemy się wkrótce, gdy prokurator zakończy swoje śledztwo.
Na prośbę prokuratury nie podajemy żadnych nazwisk i nazw miejscowości. (bm)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS