A A+ A++

Tę anonimową, ale bardzo wiarygodną relację spisał francuski dziennikarz Gabriel Mérétik w książce „Noc generała”. Pani Maria pracowała w oddziale telegramów warszawskiego centrum telekomunikacji międzymiastowej i międzynarodowej.

Czytaj też: Poznański czerwiec. Największa masakra ludności w historii PRL

***

Opanowanie obiektów radia i telewizji, włącznie z położonymi często na odludziu urządzeniami przekaźnikowymi, zostało przeprowadzone w tym samym czasie. Obiektów tych nie było zresztą wiele, w sumie około stu dwudziestu, ale naprawdę duże były tylko ośrodki warszawskie. Mimo to w akcji uczestniczyło blisko cztery tysiące osób, w tym trzystu pięćdziesięciu funkcjonariuszy SB i pięciuset pięćdziesięciu żołnierzy jednostek specjalnych. Wcześniej, równocześnie z przygotowaniami do zajęcia obiektów radia i telewizji, zorganizowany został zapasowy ośrodek, który przejmował czasowo emisję pierwszego programu radia (pozostałe programy zostały zawieszone) i wytypowano osoby – zarówno spośród dziennikarzy, jak i pracowników technicznych – które miały to realizować. Program Drugi telewizji, który emitował właśnie popularny program „Studio 2”, przerwano już około 23.40, a obecni na antenie dziennikarze zapowiedzieli, iż następuje to z powodu przyczyn technicznych. Budynki przy ulicy Woronicza zajęli żołnierze 10. batalionu 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, czyli tak zwane czerwone berety. Jednostki z tej samej dywizji zajęły też urządzenia emisyjne w Pałacu Kultury i Nauki oraz – kilka godzin później – warszawskie lotnisko Okęcie, na które wykonany został „desant lądujący”.

***

(…) Godzinę po północy, gdy po warszawskich ulicach krążyło coraz więcej samochodów milicyjnych przewożących internowanych, a w niektórych komisariatach, na korytarzach i w aresztanckich celach kłębili się zwiezieni tam „kontrrewolucjoniści”, w Belwederze rozpoczęło się posiedzenie Rady Państwa. Poza jej przewodniczącym prof. Henrykiem Jabłońskim, który tam mieszkał, i kilkoma osobami z sekretariatu przebywającymi już na miejscu, większość pozostałych członków formalnie najwyższego urzędu PRL została przywieziona wojskowymi samochodami. Nie wiedzieli nic o planowanym porządku dziennym i temacie obrad, a okazywane im przez eskortę zaproszenie było nader lakoniczne: zawiadamiano, że o godz. 1 odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie rady. Kazimierz Barcikowski, który przybył wprost z gmachu KC, jako jedyny dobrze wiedział, po co je zwołano. Podobnie Jabłoński, który o tym, że będzie musiał zwołać posiedzenie, dowiedział się wczesnym popołudniem 11 grudnia. Dostał wówczas do przejrzenia dokumenty, które miały być uchwalone. W przygotowania wtajemniczony został – ale nieomal w ostatniej chwili – szef kancelarii Rady Państwa Henryk Boratyński. W protokole z posiedzenia zapisano, że czterej członkowie i sekretarz rady byli nieobecni „z powodu braku łączności”, a jeden (Jerzy Ziętek), ponieważ był obłożnie chory. W sali posiedzeń, poza członkami i pracownikami rady, znalazła się grupka wysokich rangą oficerów – w tym wiceminister obrony narodowej gen. Tuczapski, naczelny prokurator wojskowy gen. Józef Szewczyk, prezes Izby Wojskowej Sądu Najwyższego gen. Kazimierz Lipiński i płk Tadeusz Malicki z sekretariatu KOK, który od lata 1980 r. zajmował się prawnymi aspektami stanu wojennego, oraz wiceminister sprawiedliwości Tadeusz Skóra. Nie zjawili się premier czy choćby któryś z sześciu wicepremierów ani też żaden z ministrów „resortów siłowych”, nie mówiąc już o gen. Jaruzelskim. Jeden z członków rady, Ryszard Reiff, przewodniczący katolickiego Stowarzyszenia PAX, wspominał, że „nastrój był ciężki, mimo że niemal wszyscy próbowali kiepsko pozorowaną beztroską przesłonić nurtujący ich niepokój”.

Czytaj też: Architekt władzy. Zmieniały się władze, mody i style, a Bohdan Pniewski wciąż dostawał zlecenia i oklaski

Na dużym owalnym stole leżały pliki dokumentów, o których zatwierdzenie – po wygłoszeniu odpowiedniego exposé – zwrócił się do rady gen. Tuczapski. Dodatkowych wyjaśnień udzielali Szewczyk i Skóra. Barcikowski wspomina, że Tuczapski użył nazwy WRON [Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego -red.)] i „poinformował o przejęciu inicjatywy przez wojsko”, gdyż „politycy okazali się niezdolni do opanowania kryzysu”. Było to stwierdzenie o tyle niefortunne, że wiele najważniejszych stanowisk w państwie (między innymi premiera, ministrów spraw wewnętrznych, administracji i górnictwa) zajmowali już od wielu miesięcy wojskowi, nie brakowało też wysokich oficerów wśród członków KC PZPR. Mniejsza z tym. Generał „przemawiał – jak zapamiętał Reiff – energicznie, zdecydowanie i ostro”. Mimo to Reiff odważył się zgłosić protest i szeroko go uzasadnić. Dla większości zebranych nie było to zaskoczeniem, gdyż przewodniczący PAX sympatyzował z Solidarnością i myślał o odegraniu jakiejś znaczącej roli, gdyby doszło do porozumienia między partią, związkiem i Kościołem. Lekki dystans wobec zadania, jakie gen. Jaruzelski postawił przed radą, wyraził znany socjolog prof. Jan Szczepański, który narzekał, że nie ma możliwości zapoznania się z przedłożonymi projektami. Ale o to właśnie chodziło architektom stanu wojennego, gdy decydowali się na działanie z zaskoczenia. Zabierało głos jeszcze kilku mówców (w tym Barcikowski), ale protokół z posiedzenia jest nader lakoniczny. Był to właściwie polemiczny dialog Reiffa z Tuczapskim, którego popierali inni mówcy. Tylko „kilka osób – pisze Reiff – nie tając przygnębienia i smutku, milczało do końca”.

Po około godzinnej debacie przyjęto cztery dekrety oraz uchwałę „W sprawie wprowadzenia stanu wojennego”. Wszystkie dokumenty nosiły datę 12 grudnia, były więc antydatowane, gdyż nocne posiedzenie rozpoczęło się już trzynastego. (…)

***

Generał Jaruzelski spędzał kolejną noc w pustawym gmachu Urzędu Rady Ministrów, odległym o dwieście metrów od Belwederu (a trzysta od ambasady sowieckiej). Warunki miał tu raczej spartańskie, choć na temat jakości tamtejszej kuchni nie udało mi się zebrać wiarygodnych opinii. W tymże gmachu w swoim gabinecie siedział też Rakowski, który zapewne dla dodania sobie kurażu ściągnął po północy Jerzego Urbana. W pokoiku wypoczynkowym obok gabinetu drzemał – odziany w mundur wojskowy z oznakami majora – Wiesław Górnicki, znany dziennikarz, od paru miesięcy ghostwriter Jaruzelskiego. Właśnie skończył morderczą pracę nad kolejną wersją przemówienia generała, który teraz szlifował tekst osobiście. „Co się działo?” – pytała po latach Urbana Teresa Torańska [książka z 2006 r. „Byli”]: „Właściwie nic – odpowiedział. – Siedzieliśmy i czekaliśmy. (…) Napięcie było duże. (…) Pusta gadanina, żeby zabić czas. (…) Mietek [Rakowski] dzwonił kilka razy do Jaruzelskiego”. Pewne ożywienie wniosła telefoniczna rozmowa z Fiszbachem, któremu nakazano wyekspediowanie Wałęsy do Warszawy. Potem ściągnięto Stanisława Cioska, który jako minister do spraw kontaktów ze związkami zawodowymi potrzebny był do rozpoczęcia rozmów z Wałęsą, oraz Józefa Tejchmę, aby jako minister kultury i sztuki zrobił coś z Kongresem Kultury Polskiej, który rano miał wznowić obrady. W rezultacie jego interwencji na drzwiach Teatru Dramatycznego, gdzie odbywały się obrady, ci uczestnicy, którzy zjawili się rano, zastali odręcznie napisaną kartkę z informacją: „Na mocy decyzji prezydenta m.st. Warszawy Kongres Kultury został rozwiązany”. W hallu teatru widać było milicjantów.

***

O godz. 3.30, kiedy wyłapani członkowie Komisji Krajowej Solidarności siedzieli już w aresztach, gen. Jaruzelski jechał do koszar pułku łączności wojsk lotniczych, gdzie były zastępcze studia radiowe i telewizyjne. Najpierw nagrał wystąpienie dla radia, którego emisję przewidziano na godzinę „G”, a zaraz to samo przemówienie nagrał w studiu telewizyjnym (nadawanie zaplanowano od godz. 12.00) i wrócił do URM. Krótko potem Barcikowski w towarzystwie Jerzego Kuberskiego, szefa Urzędu do spraw Wyznań, oraz występującego w pełnej wojskowej gali gen. Mariana Ryby z Kancelarii URM udał się do rezydencji prymasa abp. Józefa Glempa, aby powiadomić go o wprowadzeniu stanu wojennego. Wynikało to nie tylko – lub nie tyle – z kurtuazji. „Doskonale zdawałem sobie sprawę – wspominał Barcikowski – że właśnie w Kościele znajduje się przycisk, przy którego użyciu można było tego dnia zdetonować Polskę”. Prymas „z uwagą i troską” wysłuchał oświadczenia Barcikowskiego, co z kolei gen. Jaruzelski, poinformowany o przebiegu tej swoistej audiencji, przyjął „z wyraźną ulgą”. Być może rzeczywiście po usłyszeniu tej informacji przewodniczący WRON uspokoił się, choć wydaje się mało prawdopodobne, by spodziewał się, iż prymas wezwie naród do boju, a młodzież na barykady.

Gdy Barcikowski, Kuberski i Ryba przekraczali progi pałacyku przy ulicy Miodowej, posłańcy z komend wojewódzkich MO powiadamiali o stanie wojennym pierwszych sekretarzy komitetów wojewódzkich PZPR, wojewodów, szefów wojewódzkich sztabów wojskowych i wojewódzkich pełnomocników-komisarzy KOK i wręczali im pakiety z instrukcjami. Wszystkim polecono, aby o godz. 6.00 włączyli radio i wysłuchali wystąpienia przewodniczącego WRON, które miało dać im ogólne wytyczne i zarysować linię polityczną, a także propagandową dalszego postępowania. Uderzające, że osoby tak wysokiego zaufania znalazły się niemal na szarym końcu dopuszczanych do konfidencji. Zapewne wiele z nich czuwało, oczekiwało – lub dyżurowało – w służbowych pomieszczeniach, a więc siłą rzeczy już od północy wiedziało, co się dzieje.

***

Punktualnie o godz. 6.00 w odbiornikach radiowych rozległy się dźwięki hymnu narodowego, a po chwili głos spikera: „Tu Polskie Radio Warszawa. Mamy dziś niedzielę 13 grudnia. Rozpoczyna się szczególny dzień w historii naszego państwa i naszego narodu. Za chwilę przed mikrofonami Polskiego Radia przemówi generał armii Wojciech Jaruzelski”. Generał Jaruzelski zaczął trwające niespełna dwadzieścia dwie minuty wystąpienie od słów: „Obywatelki i Obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią…”.

Premiery 49/2021


Premiery 49/2021

Fot.: Materiał prasowy

Andrzej Paczkowski, „Wojna polsko-jaruzelska”, Wielka Litera

Czytaj też: Szczucie na Niemców, czyli jak towarzysz Gomułka walczył z Krzyżakami

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiękno i brzydota
Następny artykułZerokracja