Widać to choćby na przykładzie publikacji w (teoretycznie) poważnych mediach, porównujących „Dziady” Dejmka z „Dziadami” Kleczewskiej. Jest to, niestety, kolejny dowód, że nie ma poziomu bredni i hucpy, którego w Polsce nie dałoby się przekroczyć.
W takiej sytuacji najlepiej odwołać się do faktów. „Dziady” Kazimierza Dejmka zostały zdjęte z afisza po interwencji politycznej w styczniu 1968. Reżysera pozbawiono dyrekcji teatru, a zespół wkrótce rozpędzono. Co więcej, ocenzurowanie Mickiewicza stało się powodem studenckich protestów, a to z kolei dało komunistycznym władzom pretekst do rozpętania antysemickiej nagonki. Mówimy zatem o wydarzeniu, które miało bardzo poważne konsekwencje dla wielu ludzi. W tym dla twórców.
Czytaj więcej
A jakie konsekwencje spotkały Maję Kleczewską i dyrekcję Teatru im. Słowackiego w Krakowie? Jedyną konsekwencją jest fakt, że bilety na spektakl zostały wyprzedane. Dlatego artyści, zamiast się oburzać, powinni podziękować pani kurator Nowak. To ona swoimi niemądrymi uwagami w mediach społecznościowych wylansowała spektakl. Pomogło w tym także i to, że użyła słownictwa kompletnie nieprzystającego do sytuacji, pisząc o „haniebnym” wykorzystaniu dzieła Mickiewicza i szkodach dla „polskiej racji stanu”. Wielu ludzi w Polsce reaguje na coś takiego na zasadzie odruchu. Gotowi są kupić każdą brednię, przeciwko której zaprotestuje umowny „PiS”, i uwierzyć w straszliwą krzywdę, jaką tego rodzaju wypowiedzi mogą komuś wyrządzić. Tymczasem władza krakowskiej kurator oświaty nad miejskim teatrem jest taka, że – jak to mówił Jan Kobuszewski w świetnym skeczu kabaretu Dudek – pani Nowak „może im naskoczyć”.
Kazimierz Dejmek, robiąc ponad pół wieku temu swój spektakl, odczytał istniejące w tekście akcenty antyrosyjskie. Tymczasem wbrew temu, co twierdzi Maja Kleczewska, bohater „Dziadów” nie był kobietą i bynajmniej nie walczył za uciskane Po … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS