A A+ A++

Bąkiewicz też się obawiał, że podczas marszu może dojść do zadym. On również przekonywał, że wywołać je mogą lewicowi prowokatorzy lub nawet władze Warszawy z prezydentem miasta Rafałem Trzaskowskim na czele.

Organizatorzy i zwolennicy corocznego zjazdu prawicowych radykałów, odbywającego się pod pretekstem świętowania Dnia Niepodległości doskonale jednak zdają sobie sprawę, że ich imprezie bardziej zaszkodzić mogą bliscy ideowo kamraci. I nie tylko dlatego, że nad faszyzującymi narodowcami trudno jest zapanować. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, oglądając zdjęcia z kolejnych edycji Marszu Niepodległości, skrajna prawica w Polsce jest skrajnie podzielona, a jej odłamy są do siebie wrogo nastawione.

Nacjonalistyczna elita i niedzielni patrioci

Skrajna prawica w Polsce nigdy nie była jednorodna. To najczęściej niewielkie grupy ekstremistów, propagujących nierzadko dziwaczne, ale różniące się jednak od siebie ideologie. Są tam apologeci klasycznego, nacjonalistycznego faszyzmu, miłośnicy Romana Dmowskiego i przedwojennej endecji oraz Obozu Radykalno-Narodowego, ale też np. neofaszyści, z odchyleniem w stronę spraw socjalnych. Niektórych z postulatów tych ostatnich trudno czasami odróżnić od tego, co proponuje lewica (np. prawa pracownicze, świadczenia socjalne), ale podlane jest to radykalnym nacjonalizmem. Organizacja o niewinne brzmiącej nazwie Praca Polska wybiła na swojej stronie internetowej: „Najwyższą wartością dla ruchu pracopolskiego jest Naród składający się z etnicznych Polek i Polaków, związanych ze sobą językiem, kulturą, pochodzeniem, miejscem osiedlenia, oraz wspólnotą interesów ekonomicznych”. Na polskiej skrajnej prawicy nie brakuje też monarchistów, zajadłych rasistów i antysemitów, a nawet neopogan. Łączy ich skrajny nacjonalizm, który na użytek zewnętrzny nazywają patriotyzmem.

Pierwsze Marsze Niepodległości od 2009 r. organizowane były przez Młodzież Wszechpolską i ONR. Pomysłem na tę imprezę było, żeby co roku 11 listopada do Warszawy przyjeżdżały wszystkie odłamy nacjonalistów, również te najbardziej skrajne i agresywne.

Spośród uczestników Marszu mało kto mógł dorównać w skrajności Szturmowcom (od tytułu faszystowskiego czasopisma „Szturm”), skupiającym m.in. narodowych antykapitalistów, rasistów i zajadłych antysemitów. W Marszu Niepodległości szli oni w tzw. czarnym bloku, niosąc transparenty: „White Power” czy „Polish Intifada”. Nad czarnym blokiem powiewały krzyże celtyckie i falangi, a także słychać było okrzyki: „Europa nasza, Europa czysta, nadchodzi wielka rekonkwista”, „USA imperium zła” i „PiS, PO – jedno zło”. To oni palili „unijną szmatę”, czyli flagę Unii Europejskiej.

Idący w czarnym bloku uważali się za elitę i gardzili innymi uczestnikami Marszu Niepodległości, nazywając ich na stronie internetowej Autonomicznych Nacjonalistów (m.in. antykapitalizm, antysemityzm, antydemokratyzm i skrajny nacjonalizm) „PiSowską szurią”, czy „niedzielnymi patriotami, „których udział w marszu ograniczył się do wykrzykiwania wyświechtanego »a na drzewach zamiast liści…«.

Kaczyński, Morawiecki, Duda maszerują ze skrajną prawicą

Organizatorzy Marszu Nieodległości, którzy mieli ambicje przedarcia się do bardziej oficjalnej polityki, oficjalnie odcinali się od najskrajniejszych grup, bo przez ich działania trudno było przekonywać opinię publiczną, że na Marsz przychodzą mityczne rodziny z dziećmi. Jednak nie potrafili się z nimi rozstać. W 2017 r. władze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości zapewniały, że nie miały pojęcia, iż w Marszu udział weźmie czarny blok i jakie hasła będzie miał na transparentach. Natychmiast odezwali się idący w czarnym bloku Autonomiczni Nacjonaliści, którzy oskarżyli władze Marszu Niepodległości o kłamstwo, bo jak twierdzili, wszystko było z nimi dokładnie ustalone.

Do rozłamu doszło jesienią 2018 r. Wkrótce miały się odbyć wybory europejskie i parlamentarne. Konfederacja i narodowcy zaczynali obchodzić PiS z prawej strony. Dla partii Jarosława Kaczyńskiego oznaczało to niebezpieczeństwo, że po prawej stronie wyrośnie jej siła polityczna, do której przepłyną najbardziej prawicowi wyborcy PiS. Trzeba było jakoś nacjonalistów przeciągnąć na swoją stronę. W setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości obóz rządzący postanowił dogadać się z liderami Marszu Niepodległości i zorganizować wspólną imprezę. Nie wszyscy chcieli jednak rozmawiać z PiS, bo słusznie się obawiali, że jest to próba przejęcia Marszu przez tę partię.

PiS i narodowców połączyły kłopoty. PiS nie miał pomysłu na zorganizowanie obchodów setnej rocznicy niepodległości, a narodowcy obawiali się, że władze Warszawy (wtedy z Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele) zdelegalizują im imprezę. Uzgodniono, że odbędzie się marsz wspólnotowy współorganizowany przez władze państwowe. W efekcie na czele Marszu szedł prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński i inni przedstawiciele rządu oraz propisowskich Klubów „Gazety Polskiej”. Za rządową kolumną maszerowali nacjonaliści, w tym czarny blok ze swoimi rasistowskimi i antysemickimi hasłami.

Rządzący próbowali potem tłumaczyć, że oni nie szli z nacjonalistami w jednym marszu, bo to były dwa marsze. Kompromitacji jednak nie udało się uniknąć, bo w świat poszły obrazki, jak przedstawiciele najwyższych władz państwowych idą w jednym pochodzie ze skrajną prawicą.

Bąkiewicz wspiera PiS i dostaje pieniądze

Po Marszu Niepodległości w 2018 r. wśród skrajnych nacjonalistów wybuchła wojna domowa. Ci bardziej radykalni nie mogli wybaczyć Robertowi Bąkiewiczowi konszachtów z PiS. Potem Bąkiewicz twierdził, że odszedł z ONR, a nowe władze tej organizacji przekonywały, że został wyrzucony. Wymieniali się inwektywami i pozwami sądowymi.

Bąkiewicz zaczął tworzyć własne regionalne struktury – Roty Marszu Niepodległości. Miał w ręku jeszcze jeden atut – Media Narodowe, w tym telewizję internetową o tej nazwie, która zdobywała coraz większe zasięgi, głównie wśród młodych ludzi. Dzięki temu Bąkiewiczowi udało się zachować wpływy na skrajnej prawicy. Pozostał też głównym organizatorem Marszu Niepodległości.

PiS w tym czasie zajęło się rozbijaniem najbardziej skrajnymi organizacji nacjonalistycznych. Przed Marszem Niepodległości w 2019 r. zatrzymanych zostało ok. 200 osób, w tym wielu z tych, którzy wcześniej szli w czarnym bloku. Cel PiS był jasny: wyeliminować z Marszu największych radykałów, a na ich miejsce wprowadzić przychylne sobie organizacje, takie jak np. Kluby „Gazety Polskiej”, żeby wywołać wrażenie, iż Marsz Niepodległości to pisowska impreza, zaś PiS jest partią przychylną narodowcom. Przy okazji czyścili też nacjonalistyczne pole z potencjalnych rywali Bąkiewicza.

Z drugiej strony Rafał Bąkiewicz w trakcie kampanii wyborczych zaczął wspierać PiS. Przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. przekonywał nacjonalistów, że powinni głosować na Andrzeja Dudę, bo w porównaniu z Rafałem Trzaskowskim jest on mniejszym złem. Podczas protestów Strajku Kobiet przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego na wezwanie Jarosława Kaczyńskiego zorganizował Straż Narodową, która miała bronić rzekomo atakowanych kościołów. Niedawno dzielnie zakłócał przemówienia podczas protestu przeciwko wyprowadzaniu przez PiS Polski z Unii Europejskiej. Tylko czasami jeszcze rytualnie skrytykuje za coś PiS, żeby pokazać swoim dziarskim współpracownikom i sympatykom, że nie sprzedał się Kaczyńskiemu do końca.

Władza PiS hojnie się odwdzięcza. Stowarzyszenie Marsz Niepodległości i Straż Narodowa dostały od państwa w ramach Funduszu Patriotycznego 3 mln zł m.in. na sprzęt, samochody i ośrodek szkoleniowy.

Batalia o Marsz Niepodległości 2021

Hasło tegorocznego Marszu Niepodległości to „Niepodległość nie na sprzedaż”. Jego legalność ważyła się niemal do ostatniego dnia. W największym skrócie: chodziło o status Marszu jako imprezy cyklicznej. Dzięki niemu Marsz Niepodległości miał pierwszeństwo przed wszystkimi innymi imprezami organizowanymi 11 listopada. Tyle że ten status w tym roku Marszowi wygasał i trzeba było go odnowić. Wojewoda z PiS Konstanty Radziwiłł bez ceregieli zarejestrował ponownie imprezę nacjonalistów jako wydarzenie cykliczne.

Od decyzji wojewody odwołały się władze Warszawy, przypominając, że rok wcześniej formalnie Marsz Niepodległości się nie odbył z powodu pandemii, więc cykliczność została przerwana. Sąd okręgowy, a następnie sąd apelacyjny zgodziły się z tą argumentacją i cofnęły decyzję wojewody. Oznaczało to, że w czasie gdy Bąkiewicz chciał maszerować ze swoimi dziarskimi sympatykami, na tej samej trasie pierwszeństwo w zorganizowaniu imprez otrzymały inne organizacje, np. 14 Kobiet z Mostu, które 11 listopada 2017 r. próbowały zatrzymać nacjonalistów, za co zostały oplute, skopane i zwyzywane.

Robert Bąkiewicz zapowiadał, że Marsz Niepodległości, chociażby nielegalnie, ale się odbędzie. Na ratunek rzucił mu się minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro, który złożył skargę w Sądzie Najwyższym na wcześniejsze postanowienia sądów cofające rejestrację Marszu Niepodległości jako imprezy cyklicznej. Ziobro lub jego współpracownicy popełnili w swoim wniosku błędy formalne i skarga okazała się nieskuteczna. Minister sprawiedliwości, który powinien stać na straży przestrzegania prawa, wezwał do obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Po tych zwrotach akcji nastąpił suspens – rzeczniczka PiS Anita Czerwińska dwa dni przed planowanym wydarzeniem poinformowała, że Marsz Niepodległości będzie miał charakter państwowy.

Ze zdrajcami nie po drodze

Wielu skrajnych nacjonalistów nie wybiera się już na Marsze Niepodległości. – Marsz Niepodległości zaczął skręcać w stronę wydarzenia prorządowego – narzekał Krystian Jachacy, ze skrajnie nacjonalistycznej organizacji o zabarwieniu socjalnym Praca Polska, występując w telewizji internetowej Rafała Mossakowskiego, propagatora rewolucyjnych nurtów nacjonalistycznych. – Główny organizator Marszu Robert Bąkiewicz występuje w mediach rządowych, reklamując ten marsz, mówiąc, że jest to marsz poparcia dla działań rządu. Nie na taki marsz się umawialiśmy – mówił Jachacy. I dodał: – Pewna formuła tego Marszu się wyczerpała.

W mediach społecznościowych skrajnych nacjonalistów głos zabrał też ich idol, dr Piotr Rubas, guru antyszczepionkowców, przedstawiający się jako lekarz pracujący w Niemczech. Zauważył, że przejmowanie Marszu Niepodległości przez PiS trwa już od 2018 r. – Jak usłyszałem, że z polskimi patriotami, z narodowcami pójdą przedstawiciele tego polskojęzycznego reżimu, ci zdrajcy, którzy głosowali za Traktatem Lizbońskim, zdrajcy, którzy wpuścili amerykańskie wojska do Polski (…) – mówił Rubas o PiS i Zjednoczonej Prawicy.

Skrajnie nacjonalistyczne Centrum Edukacji Polska Rafała Mossakowskiego w tym roku zamiast Marszu Niepodległości wybrało protestowanie „przeciwko narzuceniu dzisiejszej Ukrainie ideologii banderowskiej”, bo wielu skrajnych nacjonalistów jest jednocześnie wielbicielami władzy Władimira Putina w Rosji i Aleksandra Łukaszenki.

Wiele wskazuje na to, że w Krakowie prawicowi radykałowi zaczęli świętowanie Dnia Niepodległości już ponad tydzień przed terminem. Zdewastowano tam pomnik Józefa Piłsudskiego i Legionistów, zamalowując go zieloną i żółtą farbą, czyli barwami ukraińskiej flagi. Miało to sugerować, że pomnik zdewastowali Ukraińcy. Polscy skrajni nacjonaliści, zapatrzeni w Putina i Łukaszenkę przeprowadzili już nie jedną taką akcję mającą skłócać Polaków i Ukraińców.

Wielu innych radykałów postanowiło stawić się jednak na Marszu Niepodległości. Niektórzy twierdzili, że pójdą w nim, żeby Marsz ratować. W tym roku wymyślili, że utworzą Nacjonalistyczną Kolumnę. Zapraszały do niej m.in. niektóre Brygady Narodowe ONR. „Od początku swego istnienia inicjatywa ta przesiąknięta była nacjonalizmem, radykalizmem i antysystemowością. Od kilku lat obserwujemy wyraźne i konsekwentne odchodzenie od fundamentów na jakich został zbudowany Marsz Niepodległości. Z wydarzenia nacjonalistycznego i antysystemowego, stał się pozbawionym treści i wyrazu patriotycznym piknikiem. W związku z powyższym, zapraszamy wszystkich na Nacjonalistyczną Kolumnę na tegorocznym Marszu Niepodległości, której organizatorami jesteśmy my – nacjonaliści” – czytamy w mediach społecznościowych ONR. Przyjazd do Warszawy zapowiedzieli też kibole wielu drużyn piłkarskich.

Co roku organizatorzy Marszu Niepodległości zapewniają, że to zgromadzenie pokojowe. Widzą jednak, że „patriotów” chętnych do wywołania burd nie zabraknie. Na wszelki wypadek w ostatnim punkcie regulaminu Marszu wpisali: „Organizator Marszu nie ponosi odpowiedzialności za szkody spowodowane przez uczestników nieprzestrzegających przepisów prawa (…)”. Natomiast wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł polecił władzom Warszawy uprzątnięcie z trasy przemarszu narodowców nie tylko kostki brukowej, ale też ławek, koszy na śmieci czy stojaków na rowery. Lepiej, żeby nie prowokowały „patriotów”, którzy chcą świętować Dzień Niepodległości.

Czytaj też: Kim są wierni harcerze premiera? W mailach piszą: „nawet Putin nie ma tak sprawnej ekipy jak (…) Morawiecki”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGetin nie spodziewa się dokapitalizowania przed końcem roku
Następny artykułTrzy miesiące aresztu dla 23-letniego sprawcy kolizji w Jabłonicy Polskiej