Wojska lotnicze Arabii Saudyjskiej szykują się do zakupu nowej partii pocisków AIM-120 AMRAAM. Dotychczasowe zapasy kurczą się w zastraszającym tempie, ponieważ saudyjscy piloci używają ich w toku działań bojowych przeciwko jemeńskim bojownikom Huti. Rzecz jasna, nie istnieją żadne siły powietrzne Hutich. Saudyjczycy używają jednak AMRAAM-ów do zestrzeliwania bezzałogowych aparatów latających.
Według komunikatu, który opublikowała Agencja Departamentu Obrony do spraw Współpracy w Sferze Bezpieczeństwa (DSCA), Rijad wystąpił z prośbą o zgodę na zakup 280 pocisków AIM-120C-7/C-8 i 596 belek LAU-128 oraz pakietu części zamiennych i dodatkowego oprzyrządowania. Wartość całej transakcji oszacowano na 650 milionów dolarów. Pociski mają być używane przez saudyjskie Eagle’e (użytkowane w królestwie w trzech wersjach: F-15C/D, F-15S i F-I5SA) oraz Eurofightery Typhoony.
Transakcja sama w sobie nie jest szczególnie interesująca, ciekawy wszakże jest jej kontekst, rzucający światło na naturę konfliktu asymetrycznego toczonego przez saudyjsko-emiracką koalicję w Jemenie. Po raz kolejny okazuje się, że wspierane przez Iran oddziały Hutich są w stanie zmusić Saudyjczyków do angażowanie nieproporcjonalnie kosztownych środków obrony własnego terytorium.
Wątek obronny podkreślają zresztą także Amerykanie. Na przykład w poniższym tweecie Departament Stanu zwraca uwagę, że AMRAAM-y pomagają zapewnić bezpieczeństwo 70 tysiącom obywateli Stanów Zjednoczonych na terenie królestwa. Tym sposobem można zamieść pod dywan kryzys humanitarny trwający w Jemenie i zbrodnie wojenne, których dopuszczają się siły koalicji, a także bolesne straty ponoszone w toku działań ofensywnych.
We’ve seen an increase in cross-border attacks against Saudi Arabia over the past year. Saudi AIM-120C missiles, deployed from Saudi aircraft, have been instrumental in intercepting these attacks that also U.S. forces at risk and over 70,000 U.S. citizens in the Kingdom at risk.
— Political-Military Affairs, US Dept of State (@StateDeptPM) November 4, 2021
Poniższe zdjęcie przedstawia F-15SA podczas lotu doświadczalnego nad Kalifornią z maksymalnym ładunkiem dwunastu (ćwiczebnych) AMRAAM-ów. Widać także zasobnik Sniper pod lewym wlotem powietrza do silnika i zasobnik LANTIRN pod prawym.
Oczywiście AMRAAM nie jest przeznaczony do niszczenia małych dronów. Paradoksalnie jest jednak najbardziej odpowiednią bronią spośród wszystkich znajdujących się w arsenale Eagle’i i Typhoonów. Strzał z działka byłby najtańszy, ale w przypadku najmniejszych UAV-ów cel jest za mały, aby pilot mógł być pewny trafienia. Z kolei w kwestii użycia AIM-9 serwis The War Zone cytuje anonimowego pilota US Air Force, według którego drony „nie mają wystarczającej sygnatury termicznej, przez co pilot może nie uzyskać sygnału [namierzenia], zanim zbliży się na odległość mniejszą niż minimalna, co sprawia, że AIM-9 staje się bezużyteczny. Wygląda na to, że drony mają dostateczną sygnaturę radiolokacyjną, aby można było namierzyć cel przed zbliżeniem się na odległość minimalną”.
Można by zapytać: kto bogatemu zabroni? Ale nawet bajecznie bogaci Saudowie nie mają dostępu do nieograniczonych zasobów finansowych. Problem jednak w tym, że nie mają również innych skutecznych sposobów przeciwdziałania atakom za pomocą tanich i prostych dronów, wśród których lwią część stanowi amunicja krążąca. Istnieją oczywiście prostsze i tańsze środki przeciwdronowe, w tym lasery i środki bardziej niekonwencjonalne (zobacz też: Drony zestrzeliły inne drony za pomocą mikrofal i wstąg), ale Saudyjczycy ani nie pozyskali takich środków, ani też najprawdopodobniej nie zainwestowali w ich rozwój na własnym podwórku. Tymczasem siły Hutich są na bieżąco zaopatrywane w nowe – i coraz nowocześniejsze – środki rażenia.
Pomimo mniejszej siły rażenia amunicja krążąca, ze względu na wyższą celność i łatwość ukrycia, stwarza większe zagrożenie niż rakietowe pociski balistyczne, a prostota montażu i użycia sprawia, że łatwiej jest uzyskać efekt zaskoczenia. Drony Ababil‑T (pod nazwą Ghasef-2K) wykorzystywane były do ataku na saudyjskie stacje radiolokacyjne. Bojownicy chętnie używają dronów z rodziny Samad, w ich ręce dostały się nawet najnowsze Samady-4 o zasięgu 2 tysięcy kilometrów.
Do być może najsłynniejszego ataku doszło 14–15 września 2019 roku, kiedy pociski i amunicja krążąca spadły na ośrodek przetwórstwa ropy naftowej Bukajk pod Dammamem i instalacje wydobywcze na polu naftowym Churajs. Amerykanie przypisali odpowiedzialność za atak bezpośrednio Iranowi, a nie Hutim, ale nie zmienia to faktu, że mieliśmy do czynienia z efektowną demonstracją potencjału uzbrojenia dostarczanego przez Iran do Jemenu.
• Eurofighter Typhoon of the Royal Saudi Air Force 🇸🇦 has become combat-proven, especially against small and low-flying targets. This video shows Typhoon intercepting an IED-Drone launched by the Houthis Militia against civilians in Saudi Arabia. pic.twitter.com/POgWK296nn
— الدفاع العربي Defense Arab (@defensearab) March 29, 2021
Tajemnicą poliszynela jest, że w ostatnich dwóch latach praktycznie codziennie przechwytywany jest co najmniej jeden dron należący do Hutich – albo przez myśliwce, albo za pomocą systemów przeciwlotniczych Patriot. Na przykład 26 marca tego roku Huti pochwalili się atakiem na cele wojskowe i infrastrukturę energetyczną z użyciem osiemnastu sztuk amunicji krążącej (z czego część została zestrzelona w drodze do celu), a 12 lipca saudyjska obrona powietrzna przechwyciła sześć dronów i dwa pociski balistyczne. Ba, nawet dziś zestrzelono jednego drona zmierzającego w stronę Chamis Muszajt.
On Monday, the Arab coalition in #Yemen announced the destruction of a booby-trapped #drone launched by the #Houthi militia towards the #Saudi city of Khamis Mushait. pic.twitter.com/EO21btfwtc
— Newsyemen.net/tweetsinEnglish (@NewsyemenS) November 8, 2021
Obrona przeciwrakietowa
Najpotężniejszym pociskiem w arsenale Ansar Allah jest Burkan-3 – pocisk o zasięgu deklarowanym 1200 kilometrów (rekord w rebelianckim arsenale) i wagomiarze głowicy 250 kilogramów. Celność pozostaje inną sprawą, ale posłany na oślep przeciwko rozległym celom (miastom, portom, lotniskom) będzie bardzo groźny. Pociski trafiają w ręce rebeliantów w całości i w częściach, a następnie są montowane gdzieś na obszarach kontrolowanych przez bojowników.
Jak pisaliśmy we wrześniu tego roku, USA wycofały z Arabii Saudyjskiej znaczną część swoich systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Wzmocnienie saudyjskiej obrony powietrznej systemami Patriot i THAAD po atakach Hutich na instalacje wydobywcze w 2019 roku miało charakter doraźny i było do przewidzenia, że kiedyś Rijad będzie musiał szukać alternatywy. Niestety wciąż nie znalazł takiej, która mogłaby mieć charakter trwały, wobec czego jest zmuszony szukać wsparcia u innych sojuszników.
Jako pierwsze pomoc zaoferowały Ateny, wówczas jeszcze w celu uzupełnienia amerykańskich systemów, a nie ich zastąpienia. W kwietniu tego roku do Rijadu udali się greccy ministrowie spraw zagranicznych Nikos Dendias i obrony narodowej Nikos Panagiotopoulos. Jednym z punktów było porozumienie o rozmieszczeniu greckiego systemu przeciwlotniczego PAC-3 w Arabii Saudyjskiej. Jedna bateria Patriotów wraz z kontyngentem co najmniej 120 oficerów i podoficerów przybyła do Arabii Saudyjskiej w połowie września.
Jeszcze ciekawszy jest drugi kierunek – Izrael. Bądź co bądź to właśnie w Izraelu opracowano systemy obrony powietrznej tworzące wielowarstwowy system obrony przed środkami rażenia między innymi tej samej klasy co wykorzystywane przez Hutich.
Proca Dawida przeznaczona jest do niszczenia pocisków balistycznych średniego i dalekiego zasięgu oraz pocisków artyleryjskich. Według danych producenta jest w stanie zwalczać cele z odległości od 40 do 300 kilometrów od stanowisk systemu i na wysokości 50 kilometrów za pomocą pocisków przeciwrakietowych Stunner. Proca Dawida jest pośrednią warstwą ochrony między najniższą, którą stanowi Żelazna Kopuła, a zestawami Chec 2 i 3. Żelazna Kopuła jest zdolna do przechwycenia pocisków rakietowych o zasięgu do 70 kilometrów, a także małych bezzałogowych statków latających.
Wiadomo, że Rijad rozważa zakup izraelskich systemów Kipat Bar’zel i systemów średniego/dalekiego zasięgu Barak-8ER. O ile w przypadku pierwszego sprawa sięga maja 2015 roku (i przez cały ten czas nie pojawiły się konkrety), o tyle Barak-8ER jako przedmiot rozmów to nowość. Najnowsza wersja pocisku, o którą stara się Arabia Saudyjska, uzyskała gotowość operacyjną w marcu. Ma być w stanie neutralizować zagrożenia w odległości 150 kilometrów i na wysokości 30 kilometrów. Notabene: Waszyngton nie będzie miał możliwości zablokowania sprzedaży Baraków. System nie ma bowiem komponentów produkcji amerykańskiej. Wobec tego, w przeciwieństwie choćby do Procy Dawida, Barak nie podlega reżimowi kontrolnemu ITAR.
Zobacz też: Tu-142 ćwiczyły nad Atlantykiem, ale nie w roli samolotów ZOP
TSGT H.H. Deffner, USAF
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS