Wśród filmów, które zdecydowanie zaskakiwały za sprawą precyzyjnego scenariusza i zaskakującego twista fabularnego w końcówce, są przede wszystkim filmowe klasyki. Można uznać, że już po rozwikłaniu zagadki filmy takie nie nadają się do powtórnego seansu; zdecydowana większość z nich ma jednak dodatkowe atuty, sprawiające, że powtórne obejrzenie jest nieraz wręcz konieczne, by wyłapać wszystkie niuanse. Wybrałem dziesięć produkcji, dostępnych na stronie streamingowego giganta, w których zakończenie często szokowało oglądających.
Podejrzani
Drugi pełnometrażowy film Bryana Singera przez lata dorobił się statusu dzieła nieomalże legendarnego i do dziś jest uznawany za jedną z najsprawniej manipulujących widzem produkcji XX wieku. Dzieje się tak za sprawą wykreowania niezwykłego anty-bohatera, prawdziwego diabła wcielonego, Keysera Soze, a także z uwagi na sprawnie poprowadzoną intrygę, mającą swoje korzenie oczywiście w kinie noir. O ponadczasowości tego obrazu świadczy jednak przede wszystkim to, że nawet oglądając go kolejny raz, znając już oczywiście zakończenie, seans jest nadal prawdziwą przyjemnością.
Prestiż
O tym, że Christopher Nolan uwielbia manipulować widzami wiedzą wszyscy miłośnicy jego filmów, a jednym z najbardziej zwodniczych obrazów jest z pewnością “Memento”, którego niestety na próżno szukać teraz w regularnym streamingu. Obecny jednak w ofercie Netflixa “Prestiż” to wcale nie materiał na seans zastępczy, bo Brytyjczykowi nie tylko udało się tu sprawne poprowadzenie intrygi, ale również świetne oddanie realiów epoki. Film o starciu dwóch magików jest sam w sobie niezwykle zręczną sztuczką, sprawiającą, że o jego zakończenie widzowie spierają się do dziś.
Inni
Alejandro Amenabar również upodobał sobie zwodzenie widzów, co pokazuje już jego drugi film “Otwórz oczy”, przerobiony później przez Amerykanów na “Vanilla Sky”. Największą sławę przyniósł Hiszpanowi jednak horror “Inni”, do dziś uważany za jedno z największych osiągnięć kina grozy w XX wieku. Obraz nie tylko zachwycał niesamowitą stroną formalną, ale również udało mu się zaskoczyć widza w samej końcówce, do dziś wymienianej niemal jednym tchem z “Szóstym zmysłem” M. Night Shyamalana.
Siedem
Niezwykle intensywne filmowe doświadczenie, zwłaszcza dla tych, którzy mieli tę przyjemność oglądać dzieło Davida Finchera w bardzo młodym wieku. Rodzaj arcy-thrillera, który pozornie daje odpowiedź na wszystkie wątpliwości w ¾ obrazu, by w końcówce zaskoczyć jeszcze niesamowitym twistem. Duża w tym zasługa znakomitego aktorstwa: Brada Pitta, Kevina Spacey i Morgana Freemana, jak również kapitalnych zdjęć autorstwa Dariusa Khondji. Rodzaj filmu, który nawet oglądany kolejny raz robi równie wielkie wrażenie, jak za pierwszym razem.
Fight Club
Kolejny film Davida Finchera, dostępny w ofercie Netflixa, swoje zaskakujące zakończenie zawdzięcza akurat materiałowi literackiemu, znakomitej powieści Chucka Palahniuka. Opowieść o marazmie w jaki popadają mężczyźni, rekrutujący się głównie spośród amerykańskiej, biurowej klasie średniej, wiele mówi o nastrojach, panujących w społeczeństwie w końcówce poprzedniego wieku. Do filmu po latach wraca się z przyjemnością, nawet ze świadomością, że nastoletnie sny o ostatecznym krachu systemu korporacji mocno wyblakły, o czym wspominał zresztą odtwarzający główną rolę Edward Norton.
Lęk pierwotny
Lata 90. były czasem wielkiej popularności thrillerów prawniczych, wiążące się przede wszystkim ze sławą powieści Johna Grishama, kilkukrotnie zresztą ekranizowanych. W przypadku obrazu w reżyserii Gregory Hoblita, opartego akurat na materiale literackim autorstwa mniej znanego Williama Diehla, wzięty adwokat decyduje się na obronę młodego chłopaka (w tej roli debiutujący na wielkim ekranie Edward Norton), oskarżonego o zamordowanie arcybiskupa. Długo wydaje się, że widz niespecjalnie lubiący pojedynki na sali sądowej, znajdzie tu niewiele dla siebie. O wysokich ocenach przesądza jednak emocjonująca końcówka, która nadrabia wiele wcześniejszych mielizn i kompletnie zmienia wymowę obrazu.
Contratiempo
Hiszpański hit doczekał się wielu pochwał, płynących głównie ze strony widzów, i przywrócił do łask klasyczne thrillery z kilkoma interesującymi twistami. Bohaterem filmu jest zamożny biznesmen, który z uwagi na poważne problemy z prawem zostaje zmuszony do zatrudnienia wziętą prawniczkę, której opowiada o tym co robił przez ostatnie kilka dni. Jego mocno zagmatwana historia sama w sobie jest niezwykle interesująca, ale na wspomniane wysokie noty dla tej produkcji pracuje przede wszystkim nietypowe zakończenie, które jak w większości tego typu dzieł było oczywiście również przedmiotem sporów.
Porwana pamięć
Oryginalna, koreańska produkcja Netflixa z pozoru jest standardową rodzinną historią. Już na początku jednak okazuje się ona tylko zręcznie zorganizowaną fasadą, której celowość będzie musiał odkryć główny bohater, nieustannie dręczony wrażeniem nierzeczywistości otaczającego go świata. Fabuła jest mocno zakręcona, momentami wydaje się wręcz niedorzeczna, ale po obejrzeniu obrazu do końca, wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Kinematografia azjatyckiego giganta przyzwyczaiła widza do nasycania historii tak skrajnymi emocjami, że w końcówce obraz robi wielkie wrażenie, nawet pomimo tego, że do kilku wątków można by się przyczepić.
Black Mirror: Biały niedźwiedź
Brytyjski serial to przypadek dzieła, które w zasadzie można oglądać w dowolnej kolejności. Jest to bowiem rodzaj antologii, powiązanej tematem nowoczesnych technologii i ich wpływu na rzeczywistość. Najbardziej zaskakującym odcinkiem dwóch pierwszych, zdecydowanie najlepszych, sezonów jest bez wątpienia “Biały niedźwiedź”, który zaczyna się jak przedziwna dystopia, a kończy… Prawdziwym opadem szczęki! Problem z zaskakującymi zakończeniami jest taki, że widz przywykły do przeróżnych sposobów igrania z oczekiwaniami widza, najczęściej znajduje sposób na rozwikłanie zagadki przed jej rozwiązaniem. Śmiem twierdzić, że w tym wypadku nikomu to się nie udało, a samo zakończenie jest w dodatku niezwykle szokujące, niewątpliwie wprawiając widza w zakłopotanie i prowokując do dyskusji.
O wszystko zadbam
Film, którego absolutną gwiazdą jest Rosamund Pike, ma wiele wad. Należy do nich przede wszystkim postać grana przez Petera Dinklage’a, czy też w ogóle organizacja przez niego prowadzona, przypominająca bardziej Gang Olsena niż rosyjską mafię. Na jego tle błyszczy wspomniana aktorka, odtwarzająca rolę kobiety, którą widzowie uwielbiają nienawidzić; znajduje ona bowiem wyjątkowo parszywy sposób na zarabianie ogromnych pieniędzy. Poczucie absolutnej pogardy dla Marli Grayson sprawia zresztą, że zakończenie filmu jest niezwykle zaskakujące i choć oczywiście można się spierać o jego moralne implikacje, stanowi ono atut tego całkiem udanego obrazu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS