Michael Kofman kierujący programem studiów rosyjskich w wojskowym think tanku CNA i Andrea Kendall – Taylor senior fellow w Center for a New American Security, ośrodku, który jest kadrowym zapleczem dla administracji Bidena opublikowali na łamach „Foreign Affairs” ważny artykuł poświęcony polityce obecnej administracji wobec Rosji. Wystąpienie to jest istotne z tego względu, że punktem wyjścia dla alarmistycznego tekstu jest przekonanie, iż Ameryka lekceważy zagrożenie ze strony Federacji Rosyjskiej nadmiernie koncentrując swa uwagę na Chinach.
Nie chodzi tylko o obawy, ale również o fakty. I tak, jak zauważają, w opublikowanych w marcu Tymczasowych Wytycznych Strategicznych dotyczących bezpieczeństwa narodowego (Interim National Security Strategic Guidance), dokumencie ważnym w związku z przygotowywaną rewizją amerykańskiej strategii bezpieczeństwa i przeglądem strategicznym, większość miejsca poświęcono Chinom, Rosji zaś jak piszą „zaledwie kilka zdań”. Kolejnym krokiem potwierdzającym tego rodzaju tendencję była redukcja w budżecie Pentagonu o 19 proc. pozycji przewidzianym na „Europejską Inicjatywę Odstraszania”, której celem jest wzmocnienie sił wojskowych NATO na wschodniej flance. Już choćby te dwa posunięcia zwiastują, w opinii Kofman i Kendall-Taylor, że reagowanie na zagrożenie ze strony Rosji nie jest priorytetem obecnej administracji, mało tego, jak dowodzą w Waszyngtonie ugruntował się pogląd, bardzo niebezpieczny, na temat kurczących się możliwości Moskwy. O Rosji w amerykańskich elitach zaczyna się myśleć w kategoriach państwa, które ma coraz mniejsze zasoby, a przez to ograniczone możliwości i w związku z tym zagrożeniu z tego kierunku można poświęcić mniej uwagi, mniej nakładów, generalnie ograniczając politykę do konserwowania status quo.
Konsekwencje lekceważenia
Michael Kofman i Andrea Kendall – Taylor są zdania, że to bardzo niebezpieczne złudzenie, które może się srogo zemścić na Stanach Zjednoczonych i sojusznikach. Obalają też kolejne mity na temat rzekomej słabości Rosji. Podążmy śladem ich argumentacji. Głównym źródłem przekonania o zmniejszających się możliwościach Moskwy jest jej słabnąca gospodarka, znajdująca się od 2014 w stagnacji, mająca znaczące ograniczenia technologiczne, nie będąca w stanie generować wzrostu dochodów ludności, przesiąknięta korupcją i silnie zbiurokratyzowana. To wszystko prawda, jednak, jak zauważają stosowane powszechnie miary pogłębiają obraz upadku Rosji, podczas gdy, ich zdaniem, rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Rosja nie ma, co prawda, kwitnącej gospodarki, ale nie jest też prawdziwą teza o tym, że grozi jej zawał, czy nagłe załamanie się. Jak piszą, jeśli będziemy posługiwać się jedynie nominalnym PKB, który w przypadku Rosji wynosi jedynie 1,5 bln dolarów, co sytuuje całą rosyjską gospodarkę na poziomie Teksasu lub Włoch, to otrzymamy obraz w znacznym stopniu skrzywiony. Należałoby bowiem posługiwać się parytetem siły nabywczej, ze względu na fakt, iż Rosja jest mniejszym stopniu uzależniona od importu niźli inne duże państwa. Przeliczając rosyjskie PKB według parytetu siły nabywczej otrzymamy 4,1 bln dolarów, co oznacza, że gospodarka rosyjska jest drugą, pod względem siły, w Europie i szóstą na świecie. Podobny zabieg w przypadku rosyjskiego budżetu wojskowego (nawet jeśli uznać, że oficjalne dane są wiarygodne, a nie zaniżone) wynoszącego 58 mld dolarów wskazuje, iż jego rzeczywista, porównywalna wielkość wynosi rocznie od 150 do 180 mld dolarów. Rosja mając rezerwy państwowe na poziomie 615 mld dolarów i dodatkowo 185 mld dolarów w Funduszu Dobrobytu Narodowego (dane z sierpnia tego roku) też pod tym względem nie wygląda na państwo, które miałoby się za chwilę pogrążyć w ekonomicznej zapaści. Oczywiście prawdą jest, że rosyjska gospodarka uzależniona jest od eksportu przede wszystkim surowców energetycznych, ale w opinii amerykańskich ekspertów, jeszcze co najmniej przez 10 lat ten eksport będzie utrzymywał się na względnie stabilnym poziomie, co oznacza, że nawet jeśliby założyć, iż rosyjska gospodarka w obliczu rewolucji klimatycznej zacznie przeżywać trudności, to nie stanie się to bardzo szybko. Państwo po 2014 roku osiągnęło też w praktyce samowystarczalność żywnościową, a nawet uzyskuje istotną nadwyżkę, wynoszącą rocznie 30 mld dolarów, z eksportu produkcji rolniczej. Mówienie o czekającym Rosje kryzysie demograficznym, w tym problemach związanych z jakością kapitału ludzkiego i zatrzymaniem w kraju najlepiej wyedukowanej i dynamicznej części populacji jest uprawnione, ale znów, jak piszą „perspektywy demograficzne wielu sojuszników i partnerów Stanów Zjednoczonych są równie problematyczne, jeśli nawet nie bardziej”. Jeśli chodzi o rosyjskie siły zbrojne, to mamy do czynienia nie tylko z kontynuowaniem ich modernizacji i utrzymywaniem budżetu na niezmienionym poziomie, ale również ze zjawiskiem, którego nie odnotowuje się wśród sojuszników Stanów Zjednoczonych. Rosja połowę swych wydatków wojskowych przeznacza na badania i modernizację sprzętową, co powoduje, iż dystans między jej możliwościami a potencjałem państw NATO, za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, rośnie, a nie maleje. W ostatnim czasie Moskwa uzyskała tez znaczne zdolności, których nie miała wcześniej w nowych domenach, takich jak sfera cyber, czego dowodzi atak hackerski SolarWind.
Jednym słowem, jak argumentują Kofman i Kendall-Taylor traktowanie Rosji w kategoriach mocarstwa przeżywającego zmierzch swoich możliwości może być równoznaczne z fundamentalną pomyłka strategiczną, która jest udziałem amerykańskiej elity, widzącej dziś jedynie w Chinach zagrożenie dla międzynarodowej pozycji swego kraju.
Nie tylko Putin
Obecna polityka Rosji nie jest też, mimo, iż wielu w Ameryce tak myśli, „kwestią Putina” i wraz z jego odejściem Moskwa może zmienić swe postępowanie. Po pierwsze, jak argumentują należy liczyć się z tym, że rosyjski prezydent pozostanie u sterów władzy do roku 2036. Tego rodzaju prognozy potwierdzają zresztą badania prowadzone przez Kendall-Taylor, która analizowała jak długo rządzą dyktatorzy. Wynika z nich, iż w grupie tych, którzy byli u władzy 20 lat i mieli w tym momencie nie więcej niźli 65 lat, średni czas rządów wynosił 36 lat. Oznacza to, że Władimir Władimirowicz, który urodził się w 1952 roku, nawet ze statystycznego punktu widzenia może sprawować władzę do roku 2036. Ale nawet, jak piszą amerykańscy eksperci, jeśliby odszedł wcześniej, to perspektywa zmiany polityki przez jego następców jest niewielka. Przede wszystkim wynika to z faktu, że obecna elita rosyjska podziela geostrategiczne wybory Putina, co oznacza, iż nie ma żadnych przesłanek aby poważnie prognozować zmiany w tym zakresie, Zresztą znów, z badań Kendall-Taylor wynika, że reżimy, których twórca odchodzi raczej dążą, kierowane przez następców, do konserwowanie linii politycznej „ojca założyciela” i mają wystarczająco dużo wewnętrznej siły i spoistości aby przetrwać. A zatem, jak argumentują amerykańscy eksperci, w perspektywie najbliższego dwudziestolecia, mało prawdopodobna jest zmiana rosyjskiej polityki zagranicznej, odejście od jej asertywnego charakteru. Ani nie wymuszą tego rodzaju zmiany ograniczenia jeśli chodzi o zasoby, którymi dysponuje Rosja, ani tym bardziej stan nastrojów rządzącej elity.
W związku z tym „Stany Zjednoczone powinny myśleć o Rosji nie jako o słabnącym mocarstwie, ale jako o mocarstwie stabilnym, chętnym i zdolnym aby zagrażać interesom bezpieczeństwa narodowego USA przez co najmniej 10 do 20 lat.” Rosja jest nawet groźniejsza od Chin z punktu widzenia możliwości użycia broni nuklearnej, chęci ingerowania w procesy wyborcze w państwach demokratycznych, w zakresie dezinformacji czy w kwestiach związanych z cyberbezpieczeństwem. Co więcej, przekonaniu na Zachodzie i w Stanach Zjednoczonych, że Rosja jest słabnącym mocarstwem wcale nie towarzyszy takie samo myślenie rosyjskich elit. „Prawdę mówiąc – dowodzą Kofman i Kendall-Taylor – niewiele jest dowodów na to, że rosyjscy przywódcy postrzegają swój kraj w ten sposób – wręcz przeciwnie, uważają Rosję za centrum siły we własnym regionie i asertywnego gracza w świecie. Wydarzenia takie jak nieudolne wycofanie się USA z Afganistanu tylko wzmacniają wrażenie Moskwy, że to raczej Stany Zjednoczone chylą się ku upadkowi. Ignorowanie tego poglądu buduje fałszywe oczekiwania co do zachowania Rosji, pozostawiając Stany Zjednoczone i ich sojuszników w słabej pozycji jeśli brać pod uwagę przewidywania rosyjskich działań”.
Amerykańscy eksperci, którzy napisali artykuł adresując go do publiczności Stanów Zjednoczonych, apelują w nim aby nie lekceważyć Rosji, a także o to aby dla NATO, które przygotowuje swój nowy dokument strategiczny odpowiedź na zagrożenie ze strony Moskwy, a nie Chin czy reagowanie na inne wyzwania, było głównym zadaniem na najbliższe lata. Jak argumentują, Stany Zjednoczone w najbliższych latach winny, oczekując wzmocnienia zdolności wojskowych ze strony sojuszników z NATO, realizować politykę reagowania na dwa zagrożenia, zarówno ze strony Rosji, jak i nowego wyzwania, jakim są Chiny. Administracja Bidena musi udowodnić, jak piszą, że deklaracje iż może robić dwie rzeczy naraz w zakresie polityki zagranicznej – zmagać się z Chinami jak i powstrzymywać Rosję.
Z naszej perspektywy przypomnienie tych oczywistych faktów, jeśli chodzi o rosyjskie możliwości, również ma swój walor, bo niemała część naszej opinii publicznej jest zdania, że Rosja to „kolos na glinianych nogach”, państwo, które przygniecione zostanie przez nawarstwiające się trudności gospodarcze, demograficzne i społeczne. Ich istnienie jest faktem, ale nie oznacza to, że Moskwa jest już tak słaba, iż nie jest w stanie nikomu zagrozić. Ale artykuł Kofmana i Kendall – Taylor ma jeszcze jeden walor. Informuje nas mianowicie, przez swój alarmistyczny ton, do jakiego stopnia amerykańska elita strategiczna ogarnięta jest ideą rywalizacji z Chinami i równolegle jak bardzo może lekceważyć zagrożenie ze strony Rosji. Jest to nawet bardziej niepokojące niźli przypomnienie o możliwościach Moskwy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS