A A+ A++

Dziś przeczytacie m.in. o Ewce i jej zabawkach, dowiecie się, jak
przestraszyć młodzież pijącą na cmentarzu i poznacie jedno z obliczy
alkoholizmu.

#1.

Kiedyś w dzieciństwie znałam pewną dziewczynę, nazwijmy ją Ewa. Ewa miała bogatych rodziców, którzy obsypywali swoją ukochaną córeczkę najlepszymi zabawkami, jednak Ewa była typową chłopczycą uwielbiającą kopanie piłki z facetami czy zabawę w Power Rangers (myślę, że część grona tutaj pamięta kultowy serial) i nie w głowie jej były wymyślne lalki czy zabawki. Jednak mimo wszystko gdzieś tam się zaprzyjaźniłyśmy się, mimo dzielących nas różnic, co cieszyło jej rodziców mających nadzieję, że Ewa trochę zmieni upodobania na bardziej dziewczęce.

U mnie w domu nie przelewało się, więc o większości jej zabawek mogłam tylko pomarzyć, całą moją radością było przesiadywanie u niej i bawienie się nimi. W końcu Ewka zaczęła mi je pożyczać do domu, co sprawiło, że byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, a u Ewki bawiłyśmy się już wspólnie.

Parę lat później ojciec Ewki nagle umarł, osierocając ją w wieku 13 lat. Poziom jej życia również drastycznie spadł. Niestety, po pogrzebie Ewka kompletnie wycofała się z życia, nie dopuszczając do siebie nikogo. Potem po gimnazjum nasze drogi rozeszły się zupełnie. Mimo że nadal mieszkałyśmy blisko siebie, nowe obowiązki i znajomości pochłonęły nas do reszty. Czasami dochodziły mnie wieści o dziwnym towarzystwie, w którym się obraca, co utwierdziło mnie do reszty, że nie zmieniła się za wiele. Jednak bardzo młodo, bo mając niewiele ponad 19 lat, miała syna z jednym chłopakiem ze swojej paczki.

Sytuacja, którą chcę opisać wydarzyła się przed Mikołajem w zeszłym roku.
Wybierałam właśnie prezent dla mojego chrześniaka w jedynej w naszym mieście galerii, gdy usłyszałam za sobą przeraźliwy płacz chłopca. Gdy odwróciłam się, moim oczom ukazał się widok Ewki kucającej przy małym, spokojnie tłumacząc chłopcu, że nie stać jej na tę zabawkę, na co mały wydzierał się mocniej. Upływ czasu jaki ze sobą nie rozmawiałyśmy i obecna na pewno krępująca dla Ewki sytuacja skłoniła mnie ku odwrotowi i kontynuowaniu swoich zakupów, Ewka zresztą nawet mnie nie zauważyła w ferworze walki. W końcu pozbierała małego i poszła, a ja niewiele myśląc oprócz prezentu dla mojego chrześniaka kupiłam ową zabawkę. Co prawda swoją premię świąteczną planowałam dać mamie, jednak postanowiłam spakować zabawkę i angażując kolegę udającego kuriera, zabawić się w anonimowego Świętego Mikołaja.

Nie wiem, czy postąpiłam słusznie, jednak stwierdziłam, że w ten sposób mogę choć trochę odwdzięczyć się jej za każdy dzień radości, który mi dała, pożyczając swoje najlepsze zabawki.
Dzięki, Ewka!

#2.

Dziś przebyłem 180 km samochodem po tym, jak moja narzeczona, która obecnie dorywczo pracuje w innym mieście, zadzwoniła do mnie i bardzo przejęta kazała mi do siebie przyjechać, bo miała mi coś bardzo ważnego do powiedzenia. W drodze zastanawiałem się, czy może jest w ciąży, wygrała 200 milionów w kumulacji totolotka albo dostała spadek po zmarłej niedawno babci. W każdym razie moja euforia i niecierpliwość sięgnęły zenitu.
Niestety wkrótce moje emocje zostały ugaszone wiadrem zimnych pomyj. Cała ta podróż była po to, abym dowiedział się, że od ostatnich dwóch miesięcy miłość mojego życia zdradza mnie ze swoim szefem i że w związku z tym najwyższy czas zakończyć związek ze mną.

#3.

Pewnego wieczoru postanowiłyśmy z przyjaciółką spożyć trochę procentów po ciężkim tygodniu. Co miałyśmy, wypiłyśmy u niej w domu i ruszyłyśmy na miasto, stanęłyśmy sobie pod ścianą w tunelu i spontanicznie zaczęłyśmy śpiewać hit ubiegłych lat o jakże romantycznym tytule ”Miliony monet”. Nagle podeszło do nas dwóch chłopaków, gadka-szmatka, w końcu musiałyśmy lecieć, bo robiło się późno, ale przyjaciółka zdążyła zgarnąć numer jednego z nich.

Następnego dnia wybrałyśmy się do galerii na obiad, w międzyczasie odezwał się kolega poznany ubiegłego wieczoru, wyrażał chęć spotkania się z nami, oczywiście wziął też kumpla. Kiedy ujrzałyśmy ich na horyzoncie, zgodnie stwierdziłyśmy – było ciemno, a my byłyśmy pijane, nie wyglądali zachęcająco, ale co się stało, to się nie odstanie. Przysiedli się do nas, zaczynając z grubej rury rozmowę o nowym babcinym swetrze jednego z nich, przy okazji prezentując braki uzębienia i kilka innych odrzucających aspektów. Przyjaciółka siedząca obok napisała do mnie SMS-a, dołączając błagalne spojrzenie typu ”wymyśl coś”. Niewiele myśląc wklepałam szybko w Google ”jak pozbyć się natręta”, skorzystałam z pierwszej odpowiedzi, przerwałam namiętną pogadankę o swetrze klepnięciem dłonią w stół i wypaliłam jak gdyby nigdy nic:
– Kiedyś miałam na imię Sebastian…
Chłopaki zawinęli się szybciej niż przyszli, a kontakt dziwnie szybko się urwał 😀
Morał? Dziewczyny – nigdy nie bierzcie numerów od facetów, kiedy jest ciemno, a wy jesteście pijane.

#4.

Czytałam ostatnio wyznanie o ściąganiu na lekcjach i przypomniała mi się historia z czasów liceum. Na początku zaznaczę, że miałam wtedy bardzo długie i gęste włosy. Siadając, musiałam je zbierać na bok, aby na nich nie usiąść. Miałam też bardzo zgraną klasę, każdy pomagał sobie jak umiał, czasami posuwając się do małego oszustwa.

W klasie był Marcin, chłopak, w którym skrycie się podkochiwałam. Niestety, a może właśnie stety, był strasznie na bakier z historią.
Postanowiłam mu pomóc, a że zbliżała się klasówka, wpadłam na szatański plan.

Poprzedniego wieczoru zaplotłam na noc włosy w dwa warkocze, spryskałam je lekko zraszaczem do kwiatków i tak poszłam spać. Po rozczesaniu następnego dnia, włosy podwoiły swoją objętość.
Zaopatrzona w kartkę z wszystkimi możliwymi zagadnieniami przydatnymi do klasówki oraz taśmę dwustronną, udałam się szczęśliwa do szkoły.
Tam wcieliłam w życie swój pomysł – koledzy nakleili na moich plecach kartkę, która natychmiast zniknęła pod kaskadą włosów. Marcin usiadł w ławce za mną, a wraz z nim jeszcze jeden kolega, który też z historii orłem nie był. Klasa była mała, przestrzenie między ławkami niewielkie, wystarczyło wyciągnąć rękę i końcem długopisu odgarnąć włosy, by odsłonić ściągę. Kiedy nauczyciel zaczynał się zbliżać, wystarczyło potrząśnięcie głową i ściąga stawała się niewidoczna. Z tej klasówki Marcin dostał czwórkę. Z następnej też, ale tym razem nie ściągał.
Wykuł wszystko na blachę, dzięki swojej nowej dziewczynie o zajebistych włosach…

#5.

Mieszkam w bloku na trzecim i ostatnim piętrze. Miasto jest małe i na ogół spokojne, tak jak moje osiedle. Nie powiem – zdarzają się jakieś ekscesy napitych nastolatków z patologii. Biegają tacy po osiedlu, drą ryja, klną i udowadniają wszystkim, jak bardzo są zdemoralizowani.

Pewnej nocy, grubo po ciszy nocnej, bo jakoś w okolicy pierwszej, słyszę właśnie takie wrzaski grupki osób. Tłuczone szkło, przekleństwa, wrzaski. Zdawać się może, że zaraz sobie pójdą, no i poszli, ale na pobliski powojenny cmentarz, mieszczący się na osiedlu. Ów cmentarz jest dość mały, są tam pochowani rosyjscy i niemieccy żołnierze. A ponieważ jest on blisko, wszystko było słychać. Otóż jeden z chłopaków wszedł na jakiś nagrobek, reszta mu wtórowała. Sąsiad z parteru najwidoczniej się wkurzył, bo wychylił głowę przez okno i naprawdę przerażającym tonem zaczął charchać coś po niemiecku…

Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak pijany tak szybko uciekał 😀

#6.

Taka historia ku przestrodze, ale może ktoś przewartościuje swoje życie i nie popełni błędów… Pewnie takich historii tu było dużo, ale warto sobie uświadomić, że karmy nie ma i ona nie wraca, a oprawcy żyją sobie dobrze, ofiara ma traumę na całe życie i to życie skopane… a więc do brzegu…

Jest początek lat 80. ubiegłego wieku, jako małe dziecko pewnych rzeczy nie rozumiem, ale intuicyjnie wyczuwam, że ojciec nie jest do mnie przyjacielsko nastawiony, krótko mówiąc nienawidzi własnej córki, gdyż chciał syna i przedłużenie rodu mu się marzyło. Dla obcych dobry, spokojny człowiek, uczynny, a w domu sadysta, który bije, zastrasza mnie i matkę. Mało tego, potem gdy pójdę do szkoły, usłyszę od koleżanki, jak to mój ojciec chwali się kolegom w pracy, jaki ma reżim w domu i jak nas tłucze, znęca się nade mną.

Nieraz nie ćwiczę na WF-ie, gdyż jestem cała posiniaczona albo mam pasy na całym ciele, takie czasy, że szkoły to nie interesuje, ja się boję poskarżyć, a jak już udaje mi się powiedzieć prawdę nauczycielce, to jej mąż rozmawia z moim ojcem i wpierd*l potrójny.

Będąc żoną i matką, nigdy nie zrozumiem swojej matki, która pozwalała na krzywdę swojego dziecka. Traumę mam do dziś, potrafi mi się to wszystko śnić i nie mogę spać po nocach, a trochę lat minęło. Ja, dorosła, stara kobieta, nie mogę sobie z tym poradzić. Terapia to piękne słowo, ale obrazy wracają i nie można się ich pozbyć, tych lat bólu, łez i bezsilności… Jestem bardzo nerwowa i niestabilna, chociaż nauczyłam się to kontrolować, to nie zawsze się udaje…

Taka historia o tym, jak ojciec i rodzinny dom mogą pozostawić ślady na całe życie. Może nikomu tym wyznaniem nie pomogę, a może chociaż jedna osoba zastanowi się nad swoim postępowaniem albo nabierze siły i uwolni siebie lub swoich bliskich od oprawcy. Tacy ludzie jak mój ojciec są i będą, i tylko od nas zależy ilu ludzi skrzywdzą, i zostawią ślady na całe życie. Proszę, reagujcie.

#7.

Jestem wysoko funkcjonują alkoholiczką (HFA).

Mam 27 lat, skończone niezłe studia i dobrą pracę. Jestem w związku z mężczyzną, jest nam razem dobrze. Nie mam żadnych większych problemów. Sama nie wiem kiedy z jednego wieczornego kieliszka wina zrobiła się jedna butelka. A w weekend czasem dwie, trzy. Na początku nie widziałam żadnego problemu, traktowałam to jak chwilę dla siebie, sposób na odprężenie się po ciężkim dniu w pracy. Nie upijałam się do nieprzytomności, nie leżałam nawalona na ławce przed blokiem. Nigdy też nie urwał mi się film. Bliscy też nie widzieli (niektórzy nadal nie widzą), że mam problem. Ja sama nawet go nie widziałam, przecież chodzę do pracy, dbam o dom, o siebie, o mojego narzeczonego… A zresztą dobre wino to nie alkohol.

Każdego dnia musiałam się napić. Następnego dnia oprócz delikatnego kaca dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że znowu sięgnęłam do butelki. Narzeczony zaczął się denerwować, często się kłóciliśmy. Mówił mi wprost, że mam problem. Wieczorny kieliszek był dla mnie ważniejszy. W końcu zagroził, że się wyprowadzi. Po kolejnej kłótni i moich łzach zdecydowałam się na terapię. Chcę zawalczyć o siebie, o swoje życie i mój związek.

Dziś mija miesiąc, odkąd nie piję. Tak chciałam to z siebie wyrzucić. Trzymajcie kciuki 🙂

W poprzednim odcinku m.in. kradzieże w pracy oraz zemsta taksówkarza

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZdjęcia zrobione w idealnym momencie LXXIII
Następny artykułChleba, szczepionek, edukacji! Na ulicach Brazylii wielotysięczne manifestacje