Prezydent Korei Południowej przed trzema dniami zaproponował formalne zakończenie konfliktu, który sprawił, że Półwysep Koreański spłynął krwią w latach 1950-1953. Podczas aktualnej sesji ONZ Moon Jae-in oficjalnie wyciągnął rękę do Północy, by utrwalić pokój pomiędzy tymi dwoma krajami. Obecnie istnieje między nimi jedynie kruchy rozejm, utrzymujący się już prawie 70 lat.
Propozycję Południa skomentował wiceminister spraw zagranicznych Korei Północnej, Ri Thae Song. Stwierdził, że taki krok byłby przedwczesny i bronił prowadzonych w jego kraju zbrojeń. Oskarżył Stany Zjednoczone o wysługiwanie się sojusznikami w Seulu w celu stwarzania ciągłej presji i poczucia zagrożenia w Pjongjangu. „Nic się nie zmieni, dopóki polityczne okoliczności wokół Korei Północnej pozostaną niezmienione, a wrogie nastawienie USA nieporzucone” – dawał do zrozumienia w oświadczeniu.
Łagodniejsze stanowisko przedstawiła siostra północnokoreańskiego dyktatora, Kim Jo Dzong. Zapewniała, że jej kraj jest gotowy wznowić rozmowy pokojowe. Postawiła jednak warunek, mówiący o „zaprzestaniu prowokacji” ze strony Południa. Wezwała Koreę Południową do porzucenia „wrogiej polityki, nieuczciwych podwójnych standardów i uprzedzenia”. Gwarantowała w takim wypadku gotowość do „konstruktywnych rozmów”.
Czytaj też:
Urażone ego, czyli gigantyczna awantura Francji z USA. „Biden gorszy od Trumpa”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS