Brytyjski reżyser, twórca „Incepcji” i „Mrocznego Rycerza” po prawie dwóch dekadach rozstaje się ze studiem Warner Bros. To wyraz buntu przeciwko nowym regułom dystrybucji kinowej, które wielkie studia wprowadziły podczas pandemii.
Christopher Nolan wkrótce rozpocznie prace nad nowym filmem – biografią J. Roberta Oppenheimera, współtwórcy bomb atomowych, zrzuconych przez Amerykanów pod koniec wojny na Hiroszimę i Nagasaki. Zdjęcia mają rozpocząć się dopiero w przyszłym roku, ale film już wywołał gorące dyskusje – nie ze względu na temat, lecz na konflikt reżysera ze studiem Warner Bros., z którym był związany od 19 lat (w tym czasie tylko „Interstellar” powstał dla innego studia, Paramount Pictures, ale Warner miał prawo do dystrybucji filmu na świecie).
Serwis Deadline podał niedawno, że prawa do produkcji i dystrybucji nowego filmu Nolana trafiły do studia Universal. Sam reżyser rozmawiał z najpoważniejszymi graczami w Hollywood, m.in. z Sony i MGM. Podobno próbował także dogadać się z Warnerem, ale od dłuższego czasu wydawało się niemal pewne, że drogi studia i reżysera się rozejdą.
Film tylko dla kin?
O co poszło? Christopher Nolan nie ukrywał swojego rozczarowania nowymi zasadami dystrybucji filmowej, wprowadzonymi podczas pandemii covid. Warner Bros. do końca roku w Stanach Zjednoczonych wprowadza swoje filmy – nie wyłączając największych hitów, takich jak „Diuna” czy „Matrix: Zmartwychwstania” – jednocześnie do kin i serwisu HBO Max (jeszcze niedostępnego w Polsce). Miał to być sposób na zminimalizowanie strat spowodowanych przez covid. Nie wszystkie kina otworzyły się po lockdownach, część widzów wciąż nie chce ryzykować wyjścia na masową imprezę – mogą za to wykupić dostęp do wielkiego przeboju w dniu jego kinowej premiery. „Niektórzy z najważniejszych twórców i gwiazd filmowych kładli się spać z myślą, że pracują dla najwspanialszego studia, a obudzili się, pracując dla najgorszego serwisu streamingowego”, komentował decyzję giganta Nolan. Pomysł krytykował również m.in. Denis Villeneuve, wierzący jednak, że widzowie spragnieni wrażeń wybiorą się na jego „Diunę” do kina.
Przepychanki Nolana ze studiem trwały już od dłuższego czasu. Jego ostatni film „Tenet” był jedną z ofiar pandemicznych lockdownów. Premiera była kilka razy przesuwana, a reżyser nie zgadzał się na sprzedanie praw do filmu żadnemu z serwisów streamingowych ani na skrócenie okienka gwarantującego dostępność filmu wyłącznie w kinach (przed pandemią było to od 90 do 120 dni – dopiero po tym okresie obraz mógł trafić na rynek VOD). Ostatecznie „Tenet” okazał się finansowym rozczarowaniem, liczy się, że przyniósł Warnerowi ok. 50 mln dol. straty (przy budżecie produkcyjnym 200 mln, nie licząc kosztów promocji) – co jak na warunki pandemiczne i tak nie było najgorszym wynikiem.
Ale Nolanowi warunki, jakie dyktuje Warner, raczej nie groziły. Deal studia z HBO Max obowiązuje do końca roku, premiera nowego filmu Brytyjczyka będzie miała zaś miejsce najwcześniej pod koniec 2023 r. Jednak Nolan sprzeciwia się zacieraniu granicy między kinem a rozrywką domową – uważa, że film (nie tylko taki jak jego wystawne blockbustery) przynależy przede wszystkim do sali kinowej. Niebagatelną kwestią są również zyski: jednoczesna premiera w kinach i serwisach streamingowych oznacza zdecydowanie mniejsze przychody.
Czytaj też: „Tenet”, czyli anty-Bond Christophera Nolana
Hollywoodzcy buntownicy
Universal, dla którego kręcić będzie teraz Nolan, również próbuje na wszelkie sposoby radzić sobie z pandemicznym kryzysem. Głośno było o układach studia z największymi sieciami amerykańskich kin, pozwalających na skrócenie okienka między premierą kinową a VOD do 45 dni, a w skrajnych przypadkach – nawet do 17. Jednak kontrakty, jakie podpisuje Nolan, pozostawiają mu wpływ na to, w jaki sposób będą dystrybuowane jego filmy, więc z pewnością zachowany zostanie przynajmniej 90-dniowy okres, w którym film będzie dostępny wyłącznie na wielkich ekranach.
Inni potężni dystrybutorzy również zmagają się z problemem, często decydując się na wypuszczenie filmów równocześnie w kinach i serwisach streamingowych. Zrobił tak m.in. Disney z długo oczekiwaną „Czarną Wdową”, co skończyło się pozwem grającej tytułową rolę Scarlett Johansson złożonym przeciwko studiu. Aktorka uznała, że równoczesna premiera filmu w serwisie Disney+ była złamaniem jej kontraktu, a także pozbawiła ją części potencjalnych zysków z dystrybucji filmu. Choć postępowanie wciąż się toczy, a strony przerzucają się nawzajem argumentami, jak donosi „Variety” (nie podając nazwisk), podobny krok rozważają ponoć inni aktorzy z firmowanych przez Disneya superprodukcji. Natomiast samo studio, zachęcone finansowymi wynikami filmu „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”, ogłosiło, że kolejne hity – m.in. komiksowi „Eternals” – będą trafiać na wyłączność do kin.
Tymczasem wzrost zakażeń wariantem delta znów zaczyna trząść amerykańskim rynkiem filmowym. Po raz kolejny zostały przełożone premiery takich hitów jak „Top Gun: Maverick” czy „Mission: Impossible 7” (odpowiednio na maj i wrzesień 2022 r.), dystrybutorzy wstrzymują też kinowe premiery filmów dla najmłodszych, biorąc pod uwagę to, że dzieci do 12. roku życia nie mogą jeszcze być szczepione przeciwko koronawirusowi. Hollywood, bardzo poturbowane przez pandemię, straty odrabia powoli, a ze skutkami kryzysu – także takimi jak bunt Nolana czy pozew Johansson – będzie się borykać jeszcze przez długie miesiące.
Czytaj też: Nolan. Najważniejszy reżyser naszych czasów?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS