Wzrost sprzedaży w tempie trzycyfrowym, nowy dyrektor generalny, przetasowania miejsc produkcji i oczyszczenie z zarzutów dotyczących nieprawidłowości we współpracy z Daimlerem.
To wszystko spowodowało, że Aston Martin wprawdzie jeszcze nie wyszedł z wielomilionowych strat, ale znacząco poprawił wyniki. Kilka dni temu audytorzy rynków finansowych poinformowali, że nie znaleźli żadnych dowodów na insider trading pomiędzy właścicielem Astona Martina — firmą Lagonda i Daimlerem AG. Dochodzenie prowadziło niemieckie Ministerstwo Finansów. Chodziło o kupno pakietu udziałów w Astonie Martinie przez Toto Wolffa, współwłaściciela Mercedes-Benz AMG Petronas Motorsport Formula One. Tymczasem do Daimlera należą mniejszościowe udziały w Astonie Martinie.
Wynik wielomiesięcznego dochodzenia audytorów, to kolejne pozytywne wydarzenie u Astona Martina, który w swojej 108-letniej historii wielokrotnie zderzał się z przeciwnościami. Bankrutował siedmiokrotnie, po raz ostatni w 1974, ale niewiele brakowało, aby wydarzyło się to po raz ósmy w 2014 roku. Nie udała się również publiczna oferta akcji, kiedy to ich cena spadła o 6,5 proc. i o dalsze 75 proc. w kilka dni później. Sprzedaż Astona Martina nadal pozostaje marginalna i zazwyczaj nie przekracza 5 tysięcy aut rocznie, czyli o wiele mniej, niż np. Porsche. W kryzysowym roku 2020 było to 4150, o ponad 30 proc. mniej, niż w 2019.
Jak więc udało się nowemu szefowi marki, Tobiasowi Moersowi zwiększyć tegoroczną sprzedaż o ponad 200 proc. i prognozować sprzedaż na poziomie ponad 6 tysięcy w 2021? Ten wynik jest możliwy do osiągnięcia, skoro w I połowie tego 2021 udało się znaleźć nabywców na 2,9 tys aut, z czego ponad połowa, to SUV-y DBX po 189 tys. dolarów za sztukę. Już w marcu wiadomo było, że nabywców znalazły auta, które zostaną wyprodukowane do końca września 2021. – Bo jestem twardym człowiekiem. Jeśli ktoś wychowa się we Schwarzwaldzie, praktycznie „w środku niczego”, gdzie zimy są wyjątkowo dokuczliwe, a do najbliższej osady jest przynajmniej kilometr, to nic go nie zaskoczy — tłumaczy Moers. Nie ukrywa jednak, że „to będzie długa podróż”.
Tobias Moers przejął kierowanie Astonem Martinem w sierpniu 2020. Od tego czasu zamknął lakiernię w brytyjskim Gaydon i korzysta z usług zewnętrznych, drastycznie ograniczył zatrudnienie, wymienił silniki do Valhalli i Vanquisha i przeniósł produkcję Valkyrie do głównej fabryki z ekskluzywnego zakładu przeznaczonego wyłącznie dla tego modelu. — To naprawdę był trafiony ruch, bo daje dobrą energię pracownikom zatrudnionym, którzy widzą obok siebie na taśmach Valkirię i Vantage — tłumaczy. Gillian Davies, analityczka z Bloomberg Intelligence wskazuje, że Valkyrie, która kosztuje 2,4 mln funtów przynosi taki sam zysk, jak 21 Vantage V8, który sprzedaje się dość słabo, więc takie tłumaczenie może wpłynąć na pracowników deprymująco.
Odrodzenie Astona Martina zaczęło się w momencie, kiedy kanadyjski miliarder, Lawrence Stroll kupił 16,7 proc. udziałów za 250 mln dolarów. Stroll wcale nie specjalizuje się w inwestycjach motoryzacyjnych i główne pieniądze zarabia w przemyśle odzieżowym, jest dostawcą m.in. dla Tommy Hillfigera i Michaela Korsa. Ale to Stroll właśnie przyciągnął do Astona Martina Moersa, który miał już za sobą 20-lat pracy w Mercedesie-AMG. Z kolei Moers namówił swoich najbliższych współpracowników z Daimlera na przyjście do Astona Martina. – Oczywiście paradoksalnie w przyspieszeniu naprawy firmy pomogła nam pandemia koronawirusa. Nie było żadnych pokus rozrywek z zewnątrz, więc siedzieli … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS