Fabuła Pańskiej nowej książki „Cierń’ skonstruowana jest, podobnie jak poprzednie, obrazami, wątki przeplatają się, całość przywodzi na myśl filmowe sceny. Skąd taki pomysł na poprowadzenie narracji?
Lubię ten zabieg, wydaje mi się, że świat i sceny, które opisuję, nabierają dzięki temu plastyczności. Stawiam na wielowątkowość, ich współistnienie i nachodzenie na siebie, buduję fabułę za pomocą podobnych środków jak w przypadku serialu. Od początku zakładałem, że ta seria będzie stworzona właśnie w ten sposób, jako całość rozłożona na kilka planów czasowych i pisana z różnych perspektyw. Uważam, że życie nie jest jednowymiarowe i staram się te różne punkty widzenia zaakcentować i uwypuklić w książkach.
Stephen King napisał, że „dobre pisanie to rzecz spontaniczna, uczucie, które pojawia się znikąd i natychmiast trzeba je pochwycić.” Czy takie podejście jest Panu bliskie, czy konstruowanie złożonych, wielowątkowych opowieści wymaga jednak głębokiego planowania? Innymi słowy – ile w Panu jest artysty, a ile rzemieślnika?
Rzeczywiście zdarzają się takie momenty w trakcie pisania, ale zwykle jest to żmudna, mało romantyczna praca nad tekstem. W przypadku kryminału dobry plan bardzo ułatwia pracę, pozwala uniknąć przysłowiowego walenia głową w mur, gdy zapędzimy się w fabularną ślepą uliczkę, a z drugiej strony jest to trudne do zrealizowania. Zwykle kreślę kręgosłup fabularny i staram się go stopniowo rozbudowywać albo przestawiać kości w trakcie pisania, gdy przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Działam z wyprzedzeniem, ale pozwalam sobie na improwizację.
W dalszej części tego cytatu z Kinga, pisze on „Gdy buduje się schody do nieba, nie wypada stać na ziemi z młotkiem w ręku”. Co dla Pana byłoby literackim niebem?
Staram się nie bujać w obłokach i twardo stąpać po ziemi, ale bez wątpienia możliwość pisania na pełen etat, a nie szukania kilku wolnych chwil między pracą i życiem rodzinnym, byłaby takim rozwiązaniem. Chciałbym również zobaczyć efekt mojej pracy w przekładzie albo w formie serialu właśnie, ale zdaję sobie sprawę, że tu nie wszystko zależy już wyłącznie ode mnie. Cieszę się, że Blizna jest nominowana do nagrody Kryminalnej Piły dla Najlepszej Polskiej Miejskiej Powieści Kryminalnej 2020 roku. To motywacja do pracy i świadectwo tego, że droga, którą obrałem i te godziny wycięte z życia były warte wysiłku, to budujące, że eksperci dostrzegli moją pracę i ją docenili.
Podobno by dobrze pisać, należy czytać, czytać i jeszcze więcej czytać. Pana ulubieni twórcy?
Jest ich wielu, ale numerem jeden jest na pewno Cormac McCarthy. Lubię Rotha, Marqueza, Whitehead ‘a, w przypadku literatury kryminalnej i grozy Joe Hilla, Simmonsa, Grange i Kinga. Z polskich twórców kryminałów najbardziej cenię Roberta Małeckiego. Zgadzam się, że bez sięgania po książki nie da się stworzyć wiarygodnej prozy. Staram się nie inspirować stylem, ani fabułą czytanych powieści, ale sam kontakt z dobrą lekturą pobudza wyobraźnię, otwiera na nowe doświadczenia i wzbogaca warsztat.
Dlaczego akurat oni?
W przypadku Cormaca ujmuje mnie bogactwo emocji i treści w surowej formie, u Marqueza odwrotnie, piękny język i styl. Od dziecka uwielbiałem klimat grozy, zaczytywałem się w horrorach, ale wbrew pozorom do moich ulubionych powieści Kinga należą Zielona Mila, Wielki Marsz i opowiadanie Skazani na Shawshank. W kryminale stawiam na emocje i klimat opowieści, uważam, że gdy autorowi brakuje warsztatu i pomysłu stawia na fajerwerki, nadmierną i nieuzasadnioną brutalność. Szczerość to najlepsze narzędzie w warsztacie pisarza. Szczerość wobec czytelnika, bohaterów i samego siebie.
Albert Einstein z kolei powiedział:” przychodzi taki moment w życiu, że trzeba przestać czytać cudze książki i napisać własną”. Co dla Pana było takim momentem?
Nie było punktu zwrotnego, nigdy nie myślałem o tym, by zostać pisarzem, to wydawało się zajęcie dla wtajemniczonych. Pamiętam, że oglądałem film i pewien pomysł zakiełkował mi w głowie. Od tego czasu myślałem o nim coraz intensywniej, wreszcie postanowiłem spróbować i zrealizować cel, który sobie postawiłem. To było karkołomne zadanie, nie myślałem o tym, czy książka ukaże się na rynku, pisałem ją dla siebie i własnej satysfakcji. Wciąż sprawia mi to radość i dopóki tak jest chcę tworzyć kolejne powieści.
We wcześniejszych wywiadach mówił Pan, że zależy Panu, by książka zawierała diagnozę społeczną, zmuszała do refleksji. Ma pan inklinacje w kierunku moralizatorstwa? Chciałby Pan czytelników czegoś uczyć, na coś uczulać?
Absolutnie nie. Nie mam tendencji do wskazywania innym jak powinni żyć. Zależy mi na tym, by każda moja powieść zmuszała do refleksji, zostawiała czytelników z pytaniami i wątpliwościami, a nie była jedynie marketingową papką nastawioną na szybką akcję i szybki zysk. Zdaję sobie sprawę, że to kryminał i dbam o dobrze zbudowaną intrygę, dobrą rozrywkę i poruszam się w kryminalnych ramach, ale zależy mi na wiarygodności bohaterów, ich motywacjach i relacjach, bo to one są fundamentem dobrej literatury, to one przyciągają świadomych czytelników i zostają z nami na dłużej.
W opisie „Ciernia” czytamy, że jest to historia o tym, że wspomnienia mogą uwierać jak tkwiąca w skórze zadra. Wygodniejsza jest zatem ucieczka od nich?
Ile historii, tyle odpowiedzi. Ucieczka nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, ale uparte dążenie do prawdy także bywa złudne i rozczarowujące, a zdarza się, że i destrukcyjne. Czasem poznanie prawdy nie przynosi ukojenia, nie rozwiewa wątpliwości i nie pozwala rozwinąć skrzydeł. A przede wszystkim nie zawsze prawda jest taka, jaką chcielibyśmy słyszeć. Moim zadaniem nie jest dawanie odpowiedzi, tylko stawianie pytań. Chcę pozostawić czytelnika z własnymi przemyśleniami, wciągnąć go do wykreowanego świata, wrzucić w wir zdarzeń i pozwolić mu wyciągnąć własne wnioski, pójść własną drogą. To jest siła literatury.
Nie zdradzając za dużo z fabuły – jak wobec tego czytać postać Roberta Krefta z perspektywy całej serii?
Na wiele sposobów, w oparciu o wiele zmiennych i w wielu kontekstach. To nie jest czarno-biały bohater z komiksów, heros o nadludzkich mocach, ani alkoholik, prymityw który odreagowuje na bliskich. Kreft jest zlepkiem cech, doświadczeń i traum, facetem pełnym kontrastów, dzięki temu jest ludzki, podobny do nas. Jeżeli udało mi się nakreślić postać wielowymiarową, niejednoznaczną i interesującą, to dzięki temu, że nie udziwniałem go na siłę, nie stworzyłem postaci z papieru, sztucznej, wykreowanej pod kątem zapotrzebowania i upodobań odbiorców. Jestem zadowolony z tego, że Kreft przypadł do gustu czytelnikom, to dla autora największy komplement.
W Pana twórczości uderzają postaci, które są po prostu żywe; czytając ma się wrażenie nieczęsto spotykanej naturalności i wiarygodności. Czy konstruując je czerpie Pan z osób naprawdę istniejących?
Bardzo zależało mi na takim efekcie. Nie chciałem, by moi bohaterowie byli wydmuszkami, tylko kimś z kim możemy się identyfikować, z barwną paletą wad i zalet. Cieszę się, że udało się ten efekt osiągnąć, nie tylko w przypadku Krefta, ale także wśród postaci drugoplanowych. Tworząc bohaterów nie inspiruję się realnymi postaciami, ale jestem dobrym obserwatorem, uczę się ludzkich reakcji, dialogów, interakcji przez obserwację, rozbieram ludzi na czynniki pierwsze i składam w literacką całość. Nasiąkam spotkaniami i wrażeniami, z nich buduję przestrzeń do tworzenia scen, postaci i historii.
Cierń promowany jest jako finał serii. Czy to ostatnie spotkanie z Robertem Kreftem?
Nie wiem. Ten cykl był zaplanowany w trzech tomach, ale od początku nie chciałem deklarować, że to definitywny koniec historii Krefta. Nie myślałem jeszcze o tym, w jakim kierunku pchnąć tę fabułę dalej, większość wątków, na których mi zależało zamknąłem, co sprawia, że opowieść rozpoczyna się niejako od nowa. To inspirujące, ale jednocześnie trudne wyzwanie. Lubię stawiać sobie ambitne cele, zmieniać reguły gry, więc niewykluczone, że się jeszcze spotkamy.
Będzie Pan tęsknił za postaciami z serii?
Po zakończeniu ostatniej powieści wydawało mi się, że nie będę tęsknił za bohaterami tego cyklu, ale po kilku miesiącach wiem już, że to się zmieniło. Tęsknota to za duże słowo, ale zastanawiam się czasem, jak mogły potoczyć się ich dalsze losy, to już dobry omen. Mam nadzieję, że czytelnicy zatęsknią za bohaterami, wtedy będzie mi łatwiej wrócić do ich świata i wskrzesić ich literacko na kartach kolejnych książek.
Celowo nieprecyzyjnie zapytam: co dalej?
Na razie pracuję nad zupełnie nową historią, która nie ma związku z serią z komisarzem Kreftem. Odpoczywam od bohaterów, historii i konwencji, całe pisanie traktuję jako stawianie sobie nowych wyzwań, dlatego z satysfakcją układam te fabularne puzzle w całość. Wierzę, że jeśli zaskoczę siebie, to czytelnicy też będą zadowoleni. Piszę uczciwie, nie udziwniam i nie szukam na siłę rozwiązań pod publiczkę, chcę, żeby powieść broniła się emocjami i klimatem, zbudowanym na ludzkich relacjach, pragnieniach i słabościach. I na to kładę największy nacisk.
Na zakończenie, czego Panu życzyć i za co trzymać kciuki?
Czasu i ciągłej frajdy z pisania. Dopóki te dwa czynniki będą się zazębiać, będę mógł przelewać myśli na papier, cieszyć się z pisania i tworzyć ciekawe opowieści. Chcę się rozwijać, zaskakiwać i czerpać radość z tworzenia, więc to jest dla mnie najistotniejsze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS