Jacek Karnowski jawi się jako charyzmatyczny lider rozdający karty w ogólnopolskiej polityce. Czasem wydaje się nawet, że ten niepozorny sopocianin ma wpływ na decyzje mocarstw.
A niby czemu miałby nie mieć?
Nie ma się z czego śmiać!
Wielcy wizjonerzy często pochodzili z małych miasteczek. Taki Napoleon na przykład urodził się w Ajaccio na Korsyce (też piękny nadmorski kurort), czy bliższy nam Józef Piłsudski pochodzący z niewielkiego Zułowa.
Jak mówi reklama jednej z firm produkujących sportowe obuwie „Niemożliwe nie istnieje”.
Rzeczywistość skrzeczy
Ale zostawmy historię i meandry wyobraźni. Wróćmy do codziennych realiów. Wzmożenie prezydenta jest oczywiście echem zawirowań w ogólnopolskiej polityce. Zaplecze partyjne Jacka Karnowskiego przeżywa kryzys. Prezydent wie, że musi znaleźć sobie miejsce w „blokach startowych”, które wyniosą go do prawdziwej polityki. Dlatego możemy obserwować nadaktywność naszego włodarza, którą złośliwi nazywają „noszeniem teczki za Trzaskowskim” inni natomiast są przekonani, że prezydent tak naprawdę mości sobie miejsce u boku Szymona Hołowni.
Oczywiście Jacek Karnowski ma prawo nosić teczkę za kim chce. Ma prawo do swoich ambicji. Dziś ograniczają je korytarze Senatu i przepustki do państwowych gmachów, ale kto wie, może prezydent wywalczy swoje marzenie w przyszłych wyborach?
Wynajęty do roboty
Jest jednak pewien kłopot. Otóż wynajęliśmy prezydenta za około 13 tys. złotych miesięcznie do realizowania konkretnego zadania, jakim jest zarządzanie Sopotem. To nie jest łatwa praca i wymaga koncentracji. Widać wyraźnie jak dużej. Sopot się wyludnia, branża turystyczna ma za sobą dramatyczny rok, wreszcie są też sprawy codzienne – zamieszanie z paczkomatami, śmieciami, doglądanie remontów, słowem – mozolna, nudna, codzienna praca. Czy można się dziwić, że kamery i błyski fleszy są dla Jacka Karnowskiego bardziej atrakcyjne? Że Wielka Historia upomina się o naszego włodarza?
Wielokrotnie pytałem prezydenta czy nie widzi rozbieżności między kontraktem, który z nami zawarł (dbanie o Sopot), a prywatnymi marzeniami (prawdziwa polityka), które realizuje. Prezydent zwykle odpowiada, że walka o sprawy ogólnopolskie to równocześnie walka o Sopot. Jeśli tak jest w istocie, to prezydent niestety na tym froncie wiele nie wywalczył. Owocem m.in. jego zmagań w ostatnich tygodniach jest przegrana w Senacie batalia o preambułę. Zapis, który miał być symbolicznym zwycięstwem samorządowców w konflikcie z rządzącym PiS został odrzucony, bo koledzy prezydenta pomylili się w głosowaniu.
Zakładnicy polityki
Prezydent tutaj przegrał. To po prostu zdarza się w polityce, zwłaszcza tam, gdzie nie ma się większości, do której Jacek Karnowski przywykł. Jednak zastanówmy się, czy przy okazji tych wszystkich „podchodów”, nasze miasto nie stało się zakładnikiem partyjnych ambicji włodarza?
Jesteśmy dzieleni na tych co z prezydentem (opozycją anty pisowską) i tych co przeciw prezydentowi (rzekomo pro-pisowkich). To podział nieprawdziwy, kształtowany zgodnie ze starą maksymą „dziel i rządź”, bo skłóceni ludzie mniej pytają, mniej się domagają.
Ale przede wszystkim, to podział bardzo niedobry, o czym wielokrotnie pisałem. Jesteśmy wspólnotą, sąsiadami. Partyjne emblematy nie powinny kształtować naszych relacji. To nie jest tak, że nie mamy mieć poglądów, że musimy się ze sobą ze wszystkim zgadzać. Ale wikłanie nas w wielką politykę, podgrzewanie temperatury dyskusji i dzielenie ludzi wedle uproszczonych schematów, to wielki błąd. Paradoksem jest, że człowiek, który tyle mówi o samorządności, nie chce tego zrozumieć.
Zastanówmy się, co by zostało, gdybyśmy na chwilę „obdarli” naszego prezydenta z tych wszystkich partyjnych barw i emblematów. Z apeli, wywiadów, petycji, wzniosłych haseł – okładania się partyjnymi cepami w świetle kamer.
Otóż zostaje jedno wielkie NIC. Zwłaszcza z perspektywy miasta i mieszkańców.
Prezydent od prawie dwóch lat mami nas wizją prac nad rozwojem strategii Sopotu. Mijają miesiące, a dokumentu nie ma. Tak, jak nie ma odpowiedniej koncentracji prezydenta na tych przyziemnych sprawach, o których wspomniałem. Prezydent Jacek Karnowski ma do zaoferowania mieszkańcom wyłącznie partyjną wojenkę. Najlepszym tego przykładem jest sytuacja na ulicy Reja, gdzie ponad 1000 działowców stało się „zakładnikami” politycznych sporów między prezydentem, a PiS-em. Tracą na tym zwykli ludzie.
Zakochać się w Sopocie
Prezydent powinien wrócić do Sopotu. Przede wszystkim mentalnie. Powinien jeszcze raz zakochać się w tym, co czyniło go dobrym gospodarzem przez pierwsze dwie kadencje. W doglądaniu remontów, rozmawianiu ze zwykłymi ludźmi, w trosce o porządek i bezpieczeństwo na naszych ulicach. To byłoby nie tylko realizacją kontraktu jaki z nim zawarliśmy, ale dałoby mu również szansę na realizację własnych marzeń. Własnych ambicji.
Bo ma tu co robić. Przed miastem stoją cztery wielkie wyzwania: zmiany demograficzne, zmiany klimatyczne, zmiany technologiczne wreszcie zmiany stylu zarządzania Sopotem.
Czy prezydent wie co z tymi wyzwaniami zrobić?
Czy rozwiąże te problemy udzielaniem kolejnych wywiadów?
Życzę prezydentowi, żeby na tych polach odnosił większe sukcesy niż dotychczas i lepsze rezultaty niż ostatnio w Warszawie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS