Transfer do PAOK Saloniki okazał się dla Karola Świderskiego strzałem w dziesiątkę. 24-letni napastnik w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo i puchar, w tym sezonie strzelił 11 goli i zaliczył osiem asyst, a jego klub jest krok od wicemistrzostwa kraju. Dobra gra zaowocowała też powołaniem do kadry Paulo Sousy.
Jakub Seweryn: Debiutując w reprezentacji Polski spełniłeś marzenie?
Karol Świderski: Z pewnością. Gra w kadrze jest jednym z największych piłkarskich marzeń. Wiadomo, że jako piłkarz chciałbym jeszcze wygrać coś większego, ale na to trzeba spokojnie poczekać i popracować.
Co było większym przeżyciem – debiut i gol w meczu z Andorą czy wyjście w podstawowym składzie trzy dni później na Wembley?
– Debiut i gola w pierwszym występie zapamiętam do końca życia. Meczu z Anglikami nie będę wspominał zbyt miło, bo nie udało się choćby zremisować, a było bardzo blisko. Szkoda bramki straconej w końcówce. Chyba nikt jednak się nie spodziewał, że to ja wyjdę w jedenastce na Wembley, a nie Arek Milik.
Jakie były nastroje w kadrze po tym spotkaniu?
– Czuliśmy niedosyt. Remis był w zasięgu, mimo że Anglicy mają niesamowitych piłkarzy i ogromny potencjał. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych drużyn na świecie i wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo trudny mecz, ale myślę, że byliśmy bardzo dobrze zorganizowani.
Z Jerzym Brzęczkiem nie miałeś kontaktu, a u Paulo Sousy wychodzisz w podstawowym składzie na najtrudniejszy mecz eliminacji. Spodziewałeś się, że to może się rozwinąć tak szybko?
– Wyglądałem dobrze na treningach, ale czy spodziewałem się wyjścia w pierwszym składzie na Anglię? Skłamałbym, gdybym powiedział, że tak. Widać, że trener Paulo Sousa nie boi się podejmować odważnych decyzji. Mogę się z tego tylko cieszyć i ciężko pracować, aby dostać kolejne powołanie.
Jak odbierałeś to, że trener Brzęczek się praktycznie tobą nie interesował, mimo dobrych występów w Grecji?
– Nie ukrywam, że były momenty, gdy ze względu na dobrą formę wierzyłem w to, że otrzymam powołanie. Strzelałem gole i po cichu liczyłem, że dostanę szansę. Nie raz myślałem sobie “a może teraz?”, ale tak się nie stało. Tylko raz przyjechał jeden z asystentów trenera Brzęczka, ale później nie było żadnego kontaktu.
Paulo Sousa bardzo szybko ci zaufał. Jakie są twoje pierwsze wrażenia z nowym selekcjonerem?
– Szczegółów nie zdradzę, ale na początku zgrupowania odbyłem krótką rozmowę z trenerem Paulo Sousą i otrzymałem kilka wartościowych informacji.
W PAOK miałem okazję trenować pod okiem Abela Ferreiry. Wiadomo, że treningi wyglądały nieco inaczej, bo inaczej pracuje się w klubie, a inaczej w reprezentacji, ale jeśli chodzi o podejście do piłkarzy i kontakt z nimi, to jest ono podobne. Dotyczy to także rozmów motywacyjnych, których aż się chce słuchać.
Mistrzostwa Europy lada moment…
– Na pewno byłoby to dla mnie duże przeżycie, ale przede mną jeszcze kilka meczów do rozegrania i zobaczymy, jaką decyzję podejmie selekcjoner.
W tym sezonie lidze greckiej strzeliłeś 11 goli i dołożyłeś do tego 8 asyst. Czy to jest twój sezon życia?
– Myślę, że tak. W poprzednim zdobywałem nieco więcej bramek, ale myślę, że moja gra nie wyglądała tak dobrze, jak w ostatnich miesiącach. Zdecydowanie poprawiłem grę z piłką, jestem także bardziej aktywny w trakcie meczu, co przekłada się na liczbę asyst. Tych goli mogłoby być tylko troszkę więcej.
Pod względem asyst zrobiłeś spory postęp, bo dotąd udawało ci się zaliczać ich po 2-3 w sezonie.
– Powiem szczerze, że mój udział przy bramkach strzelonych przez kolegów mógł być jeszcze większy, bo oprócz tego wywalczyłem dwa rzuty karne dla drużyny, które nie zostały wykorzystane. Cieszę się jednak, że nie ograniczam się już jedynie do strzelania goli.
Jesteś lepszym zawodnikiem niż przed wyjazdem z Polski?
– Na pewno. O ile te słabsze drużyny w lidze greckiej nie odbiegają poziomem od polskich, tak czołówka w Grecji jest naprawdę mocna. Do tego miałem okazję grać w Lidze Europy. To rozwinie każdego zawodnika. Mogłem się wiele nauczyć także od kolegów z drużyny i myślę, że zrobiłem duży postęp przez te 2,5 roku.
Którego z kolegów najczęściej podpatrywałeś?
– Na początku mojej przygody z PAOK był z nami Sergio Oliveira, który teraz rozgrywa fantastyczny sezon FC Porto (19 goli i 7 asyst w barwach Porto, w tym pięć goli w Lidze Mistrzów). Do niedawna w Salonikach grał także Chuba Akpom, występujący obecnie w Championship, w Middlesbrough. Nie brakowało u nas dobrych środkowych pomocników, jednym z nich jest Shinji Kagawa, były zawodnik Borussii. Hest od kogo się uczyć. Shinji jest bardzo otwartym człowiekiem, z którym można swobodnie porozmawiać i wiele się od niego dowiedzieć.
Rozmawialiście z Shinjim o polskim trio w Dortmundzie?
– Tak, sporo mi opowiedział! Mówił, że Kuba i Piszczu trzymali się bardzo blisko, a także nie ukrywał, że jest bardzo pozytywnie zaskoczony, że Robertowi Lewandowskiemu udało się wejść na tak wysoki poziom, na którym jest obecnie, stając się jednym z najlepszych, a może i najlepszym piłkarzem na świecie.
Od początku zawodowej kariery masz mocnych konkurentów do gry. W Jagiellonii walczyłeś o miejsce w ataku z Tuszyńskim, Piątkowskim, Cernychem, Bezjakiem, Sheridanem czy Klimalą. W Salonikach najpierw był Akpom, a w tym sezonie król strzelców ligi chorwackiej Antonio Colak czy reprezentant Czech Michael Krmencik.
– Ta rywalizacja przez cały czas jest bardzo duża, ciągle trzeba ciężko pracować i walczyć o swoje, ale to dobrze, bo tylko w ten sposób można się rozwijać. Chuba Akpom to bardzo dobry napastnik, brakowało mu jedynie dobrego wykończenia. Był szybki i silny, prezentował bardzo wysoki poziom w grze piłką i tyłem do bramki. Miał praktycznie wszystko i dzięki temu gra teraz w Championship, a mógłby być jeszcze wyżej, gdyby był skuteczniejszy. Teraz jest u nas Michael Krmencik, równie dobry napastnik, występujący w swojej reprezentacji. Na takiej rywalizacji zyskujemy i my, i cała drużyna.
Czy w Grecji odczułeś przepaść pod względem intensywności treningów?
– Nie ma większej różnicy, wygląda to podobnie. W Polsce trafiałem na trenerów, którzy lubili ciężką pracę. U Michała Probierza okresy przygotowawcze były naprawdę ciężkie, a w tygodniu było dużo tzw. małych gierek i gry na utrzymanie. Podobnie było u Ireneusza Mamrota. W PAOK jest tak samo. Różni się jedynie podejście zawodników, którzy też bardzo dużo pracują indywidualnie, na siłowni. Gdy w Polsce w klubowej siłowni można spotkać około dziesięciu osób, tak tutaj każdy zawodnik pojawia się w niej na godzinę przed każdym treningiem. Mamy też aż czterech trenerów od przygotowania fizycznego – dwóch z nich zajmuje się kontuzjowanymi i indywidualnymi treningami na boisku z zawodnikami wracającymi po urazach, a także dwóch, którzy są przez cały czas z zespołem. Ta świadomość zawodników tutaj jest trochę większa, ale i w Polsce jest pod tym względem coraz lepiej.
Jak porównałbyś ligę grecką z ekstraklasą?
– W Grecji kilka pierwszych zespołów jest bardzo mocnych i poziom czołówki idzie do góry. Kluby ściągają do siebie coraz lepszych piłkarzy. Coraz więcej drużyn stara się grać piłką, podczas gdy ekstraklasa jest bardzo fizyczna. Mecze w grupie mistrzowskiej, w której występuje sześć pierwszych drużyn, są naprawdę trudne. Na dole z kolei kilka klubów wyraźnie odstaje i nie są one silniejsze od drużyn z ekstraklasy, ale to też nie jest tak, że z nimi łatwo się gra. Mecze wyjazdowe są ciężkie, bo stawiają autobus we własnym polu karnym, bo nie mają nic do stracenia. Z pierwszą piątką rywalizować mogłaby tylko Legia Warszawa.
W tym sezonie zwycięstwo Olympiakosu było bezapelacyjne. Drużyna z Pireusu zdobyła mistrzostwo z przewagą ponad 20 punktów. Czy Olympiakos rzeczywiście tak wszystkim odjechał czy to kwestia jednego sezonu?
– Myślę, że to jest tylko jeden taki sezon. Jeszcze w poprzednich rozgrywkach rywalizacja o tytuł trwała do końca, a rok wcześniej to my sięgnęliśmy po tytuł. Teraz Olympiakos odjechał nam przez to, że straciliśmy sporo punktów w początkowych kolejkach, gdy walczyliśmy o Ligę Mistrzów i graliśmy w fazie grupowej Ligi Europy. Gdy Olympiakos zyskał 8–10 punktów przewagi to wiadomo było, że będzie trudno ich doścignąć.
Czy kibice w Grecji rzeczywiście są tak żywiołowi, jak się o tym mówi?
– Już bardzo długo gramy bez kibiców i nie da się ukryć, że ich brakuje. Są szaleni! Wspierają, ale też reagują bardzo żywiołowo. Po zwycięstwach noszą nas na rękach, ale po porażkach widać od razu, że są w gorącej wodzie kąpani. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Zdarzały się jakieś niebezpieczne sytuacje z ich udziałem?
– Czasem coś się wydarzy… Po meczu z Olympiakosem mieliśmy do przejścia spory kawałek, żeby dojść do szatni i po drodze spotkaliśmy kibiców Olympiakosu. Wywiązała się awantura, w ruch poszły butelki, a policja się tylko patrzyła.
Prowadzi was obecnie ciekawy duet trenerów – były gracz Realu Madryt Pablo Garcia oraz Mirosław Sznaucner.
– Obaj trenerzy znają się jeszcze z czasów wspólnej gry w PAOK i ostatnio prowadzili zespół U-19, który osiągał znakomite wyniki. Przez ponad trzy lata nie przegrali żadnego spotkania ligowego, a ich drużyna była bardzo mocna. Pamiętam, jak byłem na ich meczu UEFA Youth League z Tottenhamem. Przegrali 0:1, ale stracili gola na samym początku, w 30. minucie dostali czerwoną kartkę, a i tak stworzyli więcej sytuacji od Tottenhamu. Teraz starają się to przełożyć na pierwszy zespół. Początek pod względem wyników nie był najlepszy, ale w grupie mistrzowskiej wyglądamy dobrze i jesteśmy na dobrej drodze do wicemistrzostwa. Wygraliśmy cztery mecze z AEK Ateny w ciągu kilku tygodni, pokonaliśmy Aris i Olympiakos, tylko mecze z Panathinaikosem nam się nie udawały. Jakoś nie leży nam ta drużyna.
Trener Sznaucner bardzo mi pomógł, gdy przychodziłem do klubu. W trakcie pierwszych dni trener Razvan Lucescu zapraszał go na treningi pierwszego zespołu, by pomógł mi wejść do drużyny. Dzięki temu proces przebiegł szybciej.
Czy macie kontakt z charyzmatycznym prezesem Ivanem Savvidisem? W Polsce legendarne stało się zdjęcie, na którym on wchodzi uzbrojony na boisko po jednym ze spotkań.
– Tak, zdarza nam się rozmawiać od czasu do czasu i muszę powiedzieć, że pozory mylą. Prezes Savvidis jest bardzo pozytywną postacią, niezwykle sympatycznym człowiekiem. Każdy go tutaj szanuje i nie chodzi tylko o PAOK, ale o całe Saloniki, bo zrobił tu wiele dobrego.
O specyfice greckiego futbolu przekonał się ostatnio Szymon Marciniak, który prowadził derby PAOK z Arisem i w doliczonym czasie gry podyktował rzut karny, wywołując burzę. Jak sam twierdzi, była to burza w szklance wody.
– Myślę, że ma rację. Karny, którego odgwizdał w ostatniej minucie, był ewidentny i tutaj żadnego błędu z jego strony nie było. Grecja jednak słynie z tego, że jak w meczu derbowym sędzia gwizdnie karnego albo podejmie inną kluczową decyzję, to zawsze wywołuje to jakąś burzę.
Wydaje się, że jesteś zupełnie inną osobą niż za czasów gry w Jagiellonii. Nie ma już Karola lekkoducha i trochę lenia, o czym pisał przy okazji twojego debiutu w kadrze kierownik Jagiellonii Arkadiusz Szczęsny, a zamiast tego jest Karol – ułożony mąż i ojciec. Czy rzeczywiście nastąpiła w tobie taka przemiana?
– Odkąd jestem z Martyną, dojrzałem, spoważniałem. Wiadomo, jak to jest w szatni piłkarskiej, żartów jest tam bardzo wiele. Ale jestem już zdecydowanie poważniejszą osobą, również jeśli chodzi o moje podejście do piłki nożnej. Kiedyś siłownie omijałem szerokim łukiem i myślę, że to się odbiło na moim zdrowiu. Żałuję, że nie rozumiałem tego wcześniej. Gdybym rzetelnie pracował w siłowni od dnia, w którym zadebiutowałem w ekstraklasie, może miałbym mniej problemów zdrowotnych, a dzięki temu szybciej wszedłbym na wyższy poziom. Straciłem przez to pewnie trochę czasu, ale odkąd przyszedł do klubu Piotr Jankowicz (trener przygotowania fizycznego w Jagiellonii w latach 2017-19), to bardzo dużo pracowaliśmy wspólnie na dodatkowych treningach i w tamtym okresie nastąpiła zmiana na lepsze. Cieszę się, że to zrozumiałem i zrobiłem ten krok, bo w dzisiejszej piłce same umiejętności nie wystarczą. Trzeba też być atletą.
Mimo zimowych ofert z Bologni i Unionu Berlin, zostałeś w PAOK.
– Nie analizuję tego, co się nie wydarzyło. Nie mam na co narzekać. PAOK to silny zespół i pokazał to w Europie – w kwalifikacjach Ligi Mistrzów pokonaliśmy Besiktas i Benficę, w Lidze Europy wysoko ograliśmy PSV, a w zremisowanych meczach z Granadą to my byliśmy lepsi. Mamy ogromny potencjał.
Pozostał ci tylko rok kontraktu. Trwają rozmowy dotyczące nowej umowy, czy może jednak bliżej ci do odejścia z klubu? Dla PAOK to ostatnia okazja, żeby na tobie zarobić.
– Rozmowy na temat nowego kontraktu już się rozpoczęły, ale prowadzi je Mariusz Piekarski. Staram się nie zaprzątać tym głowy, bo jeszcze przede mną kilka meczów w tym sezonie, w tym finał Pucharu Grecji.
Moja rodzina bardzo polubiła to miejsce, przez 5-6 miesięcy w roku jest tu naprawdę ciepło. Ponadto sam klub jest bardzo dobrze zorganizowany, niczego nam nie brakuje. Wyjazd do Salonik był dobrym ruchem z mojej strony. A co przyniesie lato? Zobaczymy.
Zaczęliśmy od tego, że spełniłeś marzenie o grze w kadrze. Kolejnym są występy w Lidze Mistrzów?
– PAOK jeszcze nigdy w historii nie grał w Lidze Mistrzów, jedynie w dawnym Pucharze Europy, a w Lidze Mistrzów zawsze kończył udział w eliminacjach. Prześladuje nas 4. runda eliminacyjna, ale wierzę że przy następnej okazji wreszcie wywalczymy ten awans. Najbliższa za rok, bo po reformie rozgrywek tylko mistrz Grecji będzie mógł grać w eliminacjach. Nas czeka walka w Lidze Konferencji. Na razie trzeba skończyć sezon w dobrym stylu i powalczyć o wyjazd na mistrzostwa Europy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS