Arka zagra w finale Pucharu Polski po raz czwarty w historii. Każdy z trzech poprzednich miał niezwykły przebieg, dwa z nich udało się wygrać (w 1979 r. – także w Lublinie z Wisłą Kraków oraz w 2017 r. z Lechem Poznań).
Podobnie jak we wszystkich poprzednich finałach, także teraz Arka teoretycznie stoi na straconej pozycji. Raków walczy o wicemistrzostwo Polski, prezentuje chyba najlepszą piłkę w lidze i z pewnością będzie zdecydowanym faworytem finału. Zespół z Częstochowy musi wygrać, Arka tylko może i kto wie, czy to nie będzie wielki atut I-ligowca z Gdyni.
Oba zespoły w środę zagrały swoje mecze ligowe. Raków bezbramkowo zremisował z Jagiellonią Białystok, natomiast Arka w niesamowitych okolicznościach pokonała Zagłębie Sosnowiec 3:2, choć już po 17 minutach przegrywała 0:2. Taki mecz może być dla gdyńskich piłkarzy dodatkowym kopem przed finałem. Bo skoro piłkarsko nie dorównują rywalowi, muszą szukać rezerw także w aspekcie mentalnym.
– Na pewno jesteśmy mocni psychicznie, co zresztą pokazywaliśmy już w poprzednich meczach [chociażby w wygranym po rzutach karnych półfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice], spotkanie w Sosnowcu tylko to potwierdziło. To jest prawdziwy zespół, prawdziwy kolektyw i to jest nasza wielka siła – nie ma wątpliwości trener Arki Dariusz Marzec.
Kto w bramce – Krzepisz czy Kajzer?
Ma on przed niedzielnym spotkaniem kilka zmartwień dotyczących sytuacji kadrowej. Od dłuższego czasu nie gra Christian Aleman, w meczu z Zagłębiem z powodu urazu boisko przedwcześnie opuścił także Luis Valcarce. Ostatnio szkoleniowiec Arki nie mógł też korzystać z młodego Kacpra Skóry, co jest o tyle istotne, że w Pucharze Polski na boisku musi cały czas przebywać na boisku minimum dwóch młodzieżowców.
Do tej pory sprawę w dużej mierze rozwiązywało wystawianie w bramce Kacpra Krzepisza. 21-latek w drodze do finału spisywał się bardzo dobrze, pytanie, czy zagra również przeciwko Rakowowi. Kapitalną formę prezentuje bowiem również grający w lidze Daniel Kajzer, który jest dużo bardziej doświadczony i ograny. A w takim meczu jak finał Pucharu Polski to może mieć spore znaczenie.
Z drugiej strony poza Maciejem Rosołkiem i wspomnianym Skórą, w zespole nie ma naprawdę sprawdzonych młodzieżowców. W lidze od czasu do czasu gra tylko Mikołaj Łabojko, gdyż Mateusz Młyński po tym, jak podpisał kontrakt z Wisłą Kraków (przeniesie się do niej po obecnym sezonie), został w gdyńskim klubie zwyczajnie “odstrzelony”.
– Mamy dwóch dobrych bramkarzy, ale nie zdradzę, na jaki wariant się zdecydujemy. Jeśli chodzi o Młyńskiego, to stawiamy na chłopaków, których będziemy mieli do dyspozycji także w kolejnym sezonie, poza tym moim zdaniem Skóra wyprzedził Mateusza i jest na dziś bardziej przydatny. Być może Kacper będzie do naszej dyspozycji na niedzielny finał – mówi szkoleniowiec Arki.
Do podniesienia z boiska 8 mln zł
Piłkarze Arki, wygrywając niedzielny finał, okryją się oczywiście historyczną chwałą, ale przy okazji podniosą z boiska naprawdę potężne jak na I-ligowca pieniądze. Premia za zdobycie trofeum wynosi bowiem rekordowe 5 mln zł (do tej pory zwycięzca otrzymywał 3 mln zł), dodatkowo Ekstraklasa SA wypłaci gdyńskiego klubowi 3,15 mln zł jako reprezentantowi polskiej ligi w europejskich pucharach. Zwycięzca Pucharu Polski zagra bowiem w nowo utworzonych przez UEFA rozgrywkach – Lidze Konferencji.
Oczywiście część z tych pieniędzy zostanie przeznaczona na premie dla piłkarzy – w przypadku zwycięstwa do podziału przeznaczone zostanie 1,25 mln zł.
Niedzielny finał w Lublinie (poprowadzi go sędzia Paweł Gil) rozpocznie się o godz. 16. Transmisja w głównym kanale Polsatu oraz w Polsacie Sport (tam studio od godz. 15).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS