A A+ A++

Pandemię COVID-19 zwykło się określać jako wydarzenie, które zdarza się raz na sto lat. Ale kolejne poważne zagrożenie epidemiczne pojawi się dużo szybciej niż w następnym stuleciu.

W ciągu następnych kilku dekad prawdopodobnie będziemy świadkami innych pandemii. Wskazuje na to wiele różnych epizodów, np. wzrost częstotliwości występowania dużych epidemii (jak SARS i Ebola) czy zmiany klimatyczne odciskające piętno na całym świecie. To właśnie globalne ocieplenie uważa się za jednego z głównych winowajców przenoszenia wirusa SARS-CoV-2 ze zwierząt na ludzi. Sami jesteśmy winni pojawienia się COVID-19, a będzie jeszcze gorzej.

Następna pandemia to kwestia czasu

Coraz więcej ekspertów przekonuje, że SARS-CoV-2, czyli wirus wywołujący COVID-19, prawdopodobnie zostanie z nami już na zawsze. Pojawienie się tego patogenu jest niczym innym jak tzw. zjawiskiem czarnego łabędzia – wydarzenia, które spada na nas nagle i odciska ogromne piętno na naszym życiu. Ostrzeżenia przed pandemią bardzo podobną do SARS-CoV-2 pojawiają się w opublikowanych badaniach i raportach obejmujących wiele dekad wstecz.

W 2017 r. zespół badawczy, który odkrył SARS-CoV (wirusa wywołującego chorobę SARS) – który dzieli 80 proc. swojej sekwencji genetycznej z SARS-CoV-2 – ostrzegał, że patogen może uderzyć ponownie. A jeszcze we wrześniu 2019 r., zaledwie kilka miesięcy przed wykryciem SARS-CoV-2 w Chinach, niezależny organ nadzorczy powołany przez WHO apelował, że świat jest rażąco nieprzygotowany na “bardzo realne zagrożenie” pandemii.

Prawie wszystkie wykrywane patogeny, takie jak SARS-CoV-2, to choroby odzwierzęce (zoonozy), które pojawiają się, gdy wirus obecny u zwierząt przeskakuje na człowieka. Amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) szacuje, że w ten sposób powstają trzy na cztery nowe choroby zakaźne i prawie wszystkie pandemie. Naliczono około 200 chorób zakaźnych, których epidemie wybuchały ponad 12 000 razy w ciągu ostatnich trzech dekad. Średnio, co cztery miesiące jedna nowa choroba zakaźna przenosi się na ludzi.

Gatunki zwierząt, takie jak cywety (SARS), wielbłądy (MERS), konie (Hendra), świnie (Nipah) i szympansy (HIV) były w różnym czasie zaangażowane w rozprzestrzenianie się nowych wirusów. Badacze uważają, że SARS-CoV-2 został przeniesiony przez zagrożonego wyginięciem łuskowca – nieuchwytne, nocne zwierzę, które stanowi wyszukany przysmak w niektórych krajach azjatyckich.

Wycinanie lasów lub wcześniej nienaruszonych ekosystemów, często w celu powiększenia terenów rolniczych, wypędza patogeny, które były zamknięte w środowisku naturalnym. Różnorodność biologiczna i utrata siedlisk sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób wśród dzikich zwierząt. Bardzo niepokojące jest to, co pandemia COVID-19 zwiastuje na przyszłość. Wpływ człowieka na świat przyrody powoduje, że nowe choroby zakaźne pojawiają się częściej niż kiedykolwiek wcześniej, co oznacza, że kolejna pandemia – być może nawet gorsza niż COVID-19 – jest tylko kwestią czasu.

Biologiczne CSI

Ustalenie pochodzenia źródła wirusa to kluczowy element zapobiegania przyszłym wybuchom epidemii. To swoiste biologiczne śledztwo detektywistyczne, którego rozwikłanie zajmuje lata, a nawet dziesięciolecia. Przy szacowanej liczbie 1,67 miliona nieznanych wirusów w środowisku naturalnym, nie jest to łatwe zadanie.

Dopiero w 2017 r. poznano źródło epidemii SARS – 15 lat po pierwszym odnotowanym przypadku choroby. Naukowcy wyśledzili wirusa w populacji nietoperzy żyjących w odległej jaskini w południowym Yunnan, około 1000 km od miejsca, w którym po raz pierwszy wykryto go u ludzi w 2002 roku. Poszukiwania początków SARS, jak i COVID-19, koncentrują się na handlu egzotyczną żywnością i chińskich targach, gdzie dzikie i udomowione zwierzęta są czasami trzymane w bliskim kontakcie z ludźmi. Jest to środowisko, które zwiększa prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania się wirusów.

Wezwania do zamknięcia takich targów przypominają reakcję, która nastąpiła po epidemii SARS, kiedy to chiński rząd podjął “patriotyczną” kampanię eksterminacji 10 000 łaskunów palmowych, ssaków cenionych w Azji za mięso, które początkowo uważano za pierwotny rezerwuar wirusa.Dopiero później okazało się, że były one żywicielem pośrednim – podobnie zresztą jak jest z łuskowcami i SARS-CoV-2.

Targi żywności są dziś ponownie pod ostrzałem, mimo że 1/4 początkowej grupy przypadków infekcji SARS-CoV-2 nie miała kontaktu z targiem Huanan w Wuhan, a niektóre dane dotyczące ewolucji molekularnej koronawirusa sugerują, że pierwsze przeniesienie wirusa na ludzi nastąpiło dziewięć miesięcy wcześniej niż sądzono. Chociaż targi żywności mogą być wektorami rozprzestrzeniania się chorób odzwierzęcych, to największym problemem nie jest samo ich istnienie, bo zoonozy pojawiają się na całym świecie. Świńska grypa, pierwsza pandemia XXI wieku, rozprzestrzeniła się po globie dzięki eksportowi z dużych chlewni. Wirus Hendra pojawił się w wyniku zmian w użytkowaniu gruntów na przedmieściach Brisbane. Podobnie jak COVID-19, SARS rozprzestrzenił się po świecie ze względu na otwartość granic międzypaństwowych i łatwość przemieszczania się.

Wrażliwe nietoperze

Katastrofalny wybuch epidemii wirusa Ebola w Afryce Zachodniej w 2014 r. jest dobrą ilustracją tego, dlaczego większość ognisk chorób odzwierzęcych przenoszonych przez nietoperze jest związana z działalnością człowieka. Wirus Ebola został nazwany “najbardziej śmiercionośną chorobą zakaźną znaną człowiekowi”. W ciągu 2,5 roku od pierwszego wykrycia wirusa w Gwinei epidemia zabiła 11 310 osób – to około 40 proc. zarażonych.

Uważa się, że patogen przedostał się z nietoperzy z powodu lokalnych praktyk myśliwskich i zależności milionów ludzi od dzikiego mięsa z buszu. Stamtąd wirus Ebola rozprzestrzeniał się wśród coraz bardziej mobilnej ludności, a niedofinansowany system opieki zdrowotnej i głębokie ubóstwo Gwinei nie umożliwiły na postawienie mu oporu. Epidemie Eboli występowały w Afryce i zawsze udawało się je opanować. Dowody genetyczne sugerują, że szczep wirusa Ebola odpowiedzialny za wybuch epidemii w 2014 r. mógł krążyć w tym regionie co najmniej pięć lat wcześniej.

Co się zmieniło w 2014 r., że wirus pojawił się daleko od swoich zwyczajowych siedlisk w Afryce Środkowej, a tym bardziej w Gwinei – kraju, w którym nigdy wcześniej nie widziano Eboli? WHO zauważyła, że zielony region Gwinei, w którym pojawiła się Ebola, został w 80 proc. wylesiony przez zagraniczne firmy wydobywcze i rolnicze. A nietoperze są szczególnie narażone na niszczenie siedlisk.

Jako druga po gryzoniach najbardziej zróżnicowana grupa ssaków, nietoperze są nosicielami ponad 65 znanych patogenów ludzkich, w tym wielu koronawirusów, z których większość zwykle nie stanowi poważnego zagrożenia. Są one również gatunkiem kluczowym, który kontroluje owady oraz zapyla i rozsiewa nasiona roślin, od których zależą ludzie i zwierzęta.

Wylesianie częściowo wyjaśnia, dlaczego, mimo że nietoperze miały bliski kontakt z ludźmi przez tysiące lat, pandemie pojawiły się dopiero niedawno. Jest to stały problem w krajach rozwijających się – według ONZ w latach 1990-2010 Ameryka Łacińska straciła 88 milionów hektarów w wyniku wylesiania. Główną przyczyną było przekształcanie lasów w pola uprawne i pastwiska, tak, jak ma to miejsce w Australii, jedynym kraju rozwiniętym, który znalazł się na globalnej liście największych ognisk wylesiania opracowanej przez World Wildlife Fund (WWF). A to stwarza idealne warunki dla wektorów do rozmnażania się i rozprzestrzeniania chorób zakaźnych.

Drugi oddech Ziemi

Trzeba także pamiętać, że epidemie nie są nowym wynalazkiem ewolucji, a tym bardziej nie są nieprzewidywalne – eksperci szacują, że średnio co dwa lata pojawia się nowy szczep wirusa grypy, stąd zresztą konieczność regularnych szczepień. Nie wiadomo jeszcze, czy podobnym schemat wystąpi w przypadku COVID-19, ale coraz częstsze mutacje wirusa SARS-CoV-2 obserwowane w różnych rejonach świata, wskazują, że tak. Musimy przygotować się na regularne szczepionki, o ile oczywiście chcemy żyć w “normalnym” świecie, przypominającym realia sprzed trwającej pandemii. 

Przed COVID-19, ostatnia wielka pandemia miała miejsce w 1968 r. Na kolejną nie będziemy musieli czekać tak długo. Na pandemię COVID-19 nie byliśmy przygotowani, ale na kolejną poważną pandemię już możemy.

Każda pandemia ma wyraźne i trwałe skutki dla społeczeństwa, którego dotyka. Czarna śmierć – dżuma – wywołana w średniowieczu przez bakterię Yersinia pestis, zabiła 30-60 proc. Europejczyków (aż 80 proc. mieszkańców południowej Francji i Hiszpanii) i zmniejszyła ówczesną liczbę ludności z 450 do 350 mln. Ze względu na swój szeroki zakres, pandemie prowadzą do poważnych przemian społecznych – wyludniają się całe miasta, nie ma handlu, produkcji, ale także i wojen. 

Pandemia grypy w latach 1918-1919 (tzw. hiszpanka) zabiła jedną na pięć zakażonych przez wirusa osób, czyli 50-100 mln ludzi na całym świecie. Żniwo hiszpanki wielokrotnie przewyższyło liczbę ofiar wszystkich frontów I wojny światowej. Pandemia ta jest powszechnie uważana za jedną z największych w historii ludzkości. W dwa lata na hiszpankę chorowała 1/3 populacji świata, czyli ok. 500 mln osób. Skutki tej zarazy okazały się szczególnie dotkliwe, gdyż ponad połowę zmarłych stanowiły osoby w sile wieku (20-40 lat). Zwykle grypa zabija osobniki bardzo młode, stare lub osłabione; w przypadku hiszpanki było inaczej.

Pandemia hiszpanki doprowadziła do poważnego kryzysu gospodarczego. Aby wyobrazić sobie skalę tego zjawiska można prześledzić epidemie AIDS, które również dotykają młodych, zdolnych do pracy mężczyzn i kobiety w wieku reprodukcyjnym. W jednym z krajów subsaharyjskiej Afryki, który nawiedziła epidemia AIDS w 2009 roku, rok później zyski z gospodarki były o 22 proc. niższe.

Osobom, które przetrwały epidemię dżumy, znacznie podniósł się status społeczny. Chłopi skorzystali z niedoboru siły roboczej i wynegocjowali lepsze wynagrodzenie (często poprzez bunt), a swoisty “restart” upraw zaowocował bogatszą dietą. Czarna śmierć miała również ważny wpływ na środowisko. Dzięki zastopowaniu działalności rolniczej odrosły wykarczowane lasy, a ich fotosynteza wyssała tak dużo dwutlenku węgla z powietrza, że przyczyniła się do regionalnego ochłodzenia klimatu zwanego małą epoką lodową (MEL).

Czy zatem możemy mówić o pozytywnych skutkach pandemii COVID-19? Jak najbardziej! Przyroda się odradza, na afrykańskiej sawannie dzikie zwierzęta wylegują się na drogach, bo nie są niepokojone przez ludzi, a ludzkość emituje mniejsze ilości gazów cieplarnianych niż w ostatnich dziesięcioleciach. Co więcej, reżim sanitarny ma pozytywny wpływ na sezonowe infekcje spowodowane wirusem grypy i ogólnie niższe wskaźniki zachorowań. Wydaje się, jakby nasza planeta brała drugi oddech. Ziemia tego potrzebowała.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUM Przemyśl: Przeżyli razem pół wieku! Złote Gody trzech par z Przemyśla
Następny artykułWolimy zbierać nagrody za filmy, niż kolekcjonować blizny, bo to oznacza, że coś poszło nie tak