A A+ A++

„Mamy prawo protestować” oraz „Idziemy po prawo i sprawiedliwość” – skandował tłum godzinami maszerujący w piątek ulicami Warszawy, próbując przechytrzyć policyjne kordony, które co kilkaset metrów zagradzały im drogę. Omijał bocznymi ulicami kolejną przeszkodę i szedł dalej, zajmując całą jezdnię i wstrzymując ruch.

Po raz kolejny wyglądało to tak, jakby ci młodzi ludzie symbolicznie brali miasto w posiadanie, ustanawiali w nich na kilka godzin swoje prawa i trawestowali słynne hasło: „Teraz, kurwa, my”. My mówimy, co sądzimy o starym porządku i o tych, którzy go ustanowili. A potem krzyczeli: „Jebać PiS” i coraz częściej dodawali, że także Konfederację. I wszystkich, którzy z nimi się sprzymierzają. Przeciwko nim, młodym.

Czytaj też: Co miała przykryć publikacja wyroku Trybunału Przyłębskiej w sprawie aborcji?

Każda warszawska demonstracja Strajku Kobiet ma swój rytm, energię i motyw przewodni. Jedne są gniewne, inne pełne rozpaczy, jeszcze inne spokojne, czasem nawet radosne. Piątkowa miała wszystko: gniew z powodu opublikowania wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji i poczucie wspólnoty, kiedy tłum dotarł wreszcie na Żoliborz, prawie pod dom Jarosława Kaczyńskiego. Prawie, bo na ostatnim odcinku znów stanął szczelny kordon policji, zatrzymując manifestantów. Ci, przez chwilę tylko zdezorientowani, zaczęli tańczyć – w parach, do dźwięków legendarnego „Nothing compares 2 U” Sinnead O’Connor. A potem jeszcze wykonali poloneza, bo przecież studniówki w tym roku nie będzie. To była ta radosna część demonstracji.

Ale była także rozpacz: gdy na Marszałkowskiej blokująca przemarsz policja znowu użyła przeciwko protestującym gazu. Fotoreporter Newsweeka Adam Tuchliński uchwycił ten moment: młody, rosły mężczyzna rzuca pojemnikiem z gazem w funkcjonariuszy, a ci odpowiadają tym samym, gazując uczestników marszu. W tłumie natychmiast rozeszła się plotka, że mężczyzna to policyjny prowokator, chce doprowadzić do konfrontacji.

Czytaj też: „Odciągałam mleko przez cztery dni. Jak uzbierałam 450 ml, pojechałam protestować”

Jeśli tak rzeczywiście było, cel został osiągnięty. Gazem po oczach oberwała m.in. liderka Strajku Kobiet Marta Lempart i młody długowłosy człowiek, który siedział potem przerażony na stopniu karetki ratunkowej i skarżył się, że go wszystko boli. Medycy płukali mu oczy płynami dekontaminacyjnymi, ale nie pomagało. Chłopak był zrozpaczony i przerażony.

Ale na warszawskim proteście pojawił się też całkiem nowy motyw: cicha, ale zdecydowana i wytrwała partyzantka miejska. Antyrządowa, antykościelna i antyfundamentalistyczna. Młodzi ludzie rysowali sprayem czerwony znak błyskawicy – symbol Strajku Kobiet. Rysowali go wszędzie: na chodnikach, na murach i słupach ogłoszeniowych, z których wcześniej zrywali wielkie plakaty rozwieszane od wielu miesięcy w całej Polsce przez jedną z organizacji pro-choice. Chodzi o głośny rysunek zdrowego, w pełni rozwiniętego różowiutkiego bobasa w macicy wystylizowanej na kształt serca.

I te plakaty leżały potem podarte na roztopionym, brudnym śniegu, deptane przez idący ulicami stolicy tłum, a partyzanci szukali kolejnych. Niektórzy rozbijali uliczne witryny reklamy zewnętrznej firmy AMS, zrywali plakaty, darli je na kawałki i szli dalej. Tłum klaskał im i krzyczał: „Kaja Godek, wypierdalać”.

To hasło pojawiało się w piątek niemal równie często, jak tradycyjne już „Jebać PiS”. Najwyraźniej antyaborcyjna aktywistka stała się dla demonstrujących od stu dni młodych ludzi takim samym jak partia rządząca symbolem ograniczania ich praw i wolności. Symbolem opresji, przeciwko której tak długo już protestują. Fundamentalistycznej, religijnej opresji.

Takich gestów wymierzonych w – wydawałoby się – nienaruszalne symbole, było więcej. Na wysokości Muzeum Historii Żydów Polskich Polin przy alei Jana Pawła II stoi dziwny biały głaz. Ktoś na nim wypisał znaki: JP2 GMD. Ludzie, którzy zatrzymywali się, by na porysowany sprayem jajowaty kamień popatrzeć, najpierw dopytywali się, co ten napis znaczy, a gdy już się dowiedzieli, przekazywali kolejnym ciekawym: „Jan Paweł II gwałci małe dzieci”. I nikt się nie oburzał, nie uważał, że szargane są tutaj świętości. Najwyraźniej dla uczestników protestów polski papież żadną świętością nie jest. Koniec, nastały inne czasy.

Takie, w których złożony już właściwie wyłącznie z młodych ludzi tłum godzinami krzyczy, że nie chce w Polsce katotalibanu, a rządząca partia, która od lat buduje sojusz z Kościołem, ma wypierdalać. Czasy, w których policja staje się wrogiem i oznacza realne zagrożenie: pałowanie, gaz łzawiący, niepotrzebną brutalność, policyjne kotły i zatrzymania. Tej policji można pokazać środkowy palec, można wyzywać ją od najgorszych, porównywać do faszystów. A na końcu, gdy zasłania się tarczami, broniąc domu Jarosława Kaczyńskiego – obrzucić ją śnieżkami i wyśmiać.

Bo właśnie tacy są uczestnicy Strajku Kobiet: złoszczą się na to, co zrobił Trybunał Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji, są gotowi godzinami maszerować w mrozie, by pokazać, co o tym myślą, ale równocześnie doskonale się tym bawią. Tańczą, śpiewają, wymyślają zabawne hasła („Idziemy do niziołka na Żoliborzu”) i w nosie mają uwagi urażonych starszych, że ich język jest wulgarny, zdziczały. Takie nastały czasy, mówią.

I chwilę potem krzyczą, że „kiedy państwo mnie nie chroni, mojej siostry będę bronić”. I powtarzają to słynne już hasło: „Nigdy, przenigdy nie będziesz szła sama”. Symbol niewzruszonej solidarności, która każe pamiętać o najsłabszych, bezbronnych, którzy potrzebują wsparcia i pomocy.

Nauczyli się tego na ulicach, protestując. To tam zdobywali wiedzę, co odbiera im państwo PiS i jak mogą swoich praw bronić. Nie w szkole, z jej patriotycznym, narodowym programem wychowania i ośmieszonymi doszczętnie lekcjami religii, tylko właśnie na ulicy, w czasie protestów. Od stu dni uczyły ich tego ciotki rewolucji ze Strajku Kobiet i antyfaszyści.

Ale tak naprawdę nauczył ich tego rządzący od pięciu lat PiS. To on razem z Kościołem wypchnął młodych na ulice i zupełnie niechcący wychował pokolenie, które krzyczy teraz na demonstracjach: „Precz z Kają Godek i katotalibanem” i za nic ma kościelne świętości. I to nie jest tylko wielkomiejska młodzież: wczoraj pod tymi samymi hasłami protestowało blisko 70 polskich miast. Także tych małych, gdzie do tej pory rządzi proboszcz razem z PiS-owskim burmistrzem wójtem.

Fundamentalistyczna rewolucja zjada teraz własne dzieci. Teraz rewolucja – jak krzyczą na demonstracjach przejęci młodzi mężczyźni – jest kobietą. I walczy o jej prawa. Także prawo do aborcji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLubuskie PSL ma nowego lidera: “Była jednomyślność. Tomczyszyn będzie szefem partii do czasu zwykłych wyborów”
Następny artykuł[WIDEO] Animowany mural na cześć Papcia Chmiela jeszcze w weekend