Czy to jest dobry tekst na Sylwestra? Nie, i dlatego go piszę
Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie i to pewnie dlatego świat jest tak ciekawy. Jeszcze wczoraj moje okolice zalegała gruba na prawie stopę warstwa śniegu, a dziś, po ulewie połączonej z silnym wiatrem, nie zostało po nim nawet śladu. Natomiast ślad pozostawił drobny strumyk, dzień wcześniej do połowy podmarznięty, z trudem przeciskający się przez przewężone lodem koryto, teraz pokrywający małym rozlewiskiem część otaczającego mój dom zalesienia.
Albo przypomnijmy sobie ulice wielkich metropolii sprzed ataku chińskiej zarazy – ludne i głośne, dla mnie męczące wielkomiejskim gwarem, ale za to jakże optymistycznie zaświadczające o witalności homo sapiens, znaczy nas. I teraz porównajmy je do dzisiejszych obrazków – mocno przerzedzonych chodników, po których poruszają się zamaskowani obywatele świata – jeszcze nie zombies, ale kto wie, co będzie jutro?
Człowiek budzi się i dowiaduje, że jest inaczej niż było wczoraj, inaczej niż widział, wiedział, odczuwał i rozumiał otaczający go świat. Przetrzesz oczy i dostajesz z radia na dzień dobry informację, że stan wojenny, że mur berliński upadł, że wojna w Zatoce Perskiej, że Związek Radziecki nie istnieje, że World Trade Center… Albo że giełda się zapadła i straszą kolejnym czarnym czwartkiem, i że smród, bród i ubóstwo wszystkich czeka. Szybko liczysz drobne w portfelu, bilon w kieszeniach i bierzesz głębszy oddech. Na chleb i jakieś puszki jeszcze przez tydzień wystarczy, jeśli tylko zdążysz coś kupić. Patrzysz na sierściucha, który domaga się żarcia, przeciskając się między twoimi nogami i mówisz: – Sorry kot, ale wiesz, jak będzie ciężko – sam rozumiesz, nie? Jednak już dwa dni później, wieczorem, zapowiadają, że owszem, będzie czwartek, ale tylko tłusty i wcale nie czarny, jednak dopiero za tydzień, a ten inny, czarny znaczy – o ile o czarnym w ogóle można jeszcze mówić, że jest czarny – został odwołany. Więc otwierasz puszkę whiskasa, którą jeszcze wczoraj rano zostawiłeś sobie na czarnoczwartkową godzinę, dając ją wreszcie zgłodniałemu kotu. Później, szczęśliwy, patrzysz, jak zajada mrucząc, a ty z ulgą zacierasz w świadomości przywołaną poprzednio wizję, kiedy to za tydzień, może dwa, dusisz go w rondlu z ostatnią cebulą, sparciałą marchewką i starym ziemniakiem z białymi pędami, nie odcinając ich, żeby na talerzach było więcej. Uff, sapiesz i nic dalej już cię nie interesuje. Ulga, kure*ska ulga! Nawet to, że na tym jednorazowym tąpnięciu giełd niektórzy zarobili miliardy, nie ma dla ciebie znaczenia. Rzecz jasna zarobili kosztem twoim i takich dupków jak ty.
Taaa, wszystko się zmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. We wtorkowy wyborczy wieczór Trump dziękuje za poparcie i ogłasza zwycięstwo, dwa dni później Biden ogłasza zwycięstwo i też dziękuje, a ty nie wiesz, czy smucić się, bo może jutro Trump znów ogłosi, że jednak wygrał i wyjdziesz na idiotę, zamartwiając się zawczasu. Ostatecznie wygrywa Biden, bo Trumpa zdradzili nawet republikanie wraz z wybranym przez niego w jednej trzeciej osobowego składu Sądem Najwyższym. No więc klękasz, przypominając sobie z młodości jakiś pacierz – jakikolwiek, bo każdy jest dobry na taką okazję – i klepiesz: – Drogi panie doktorze, spraw, żeby Joe Biden nie zmarł ani nie rozchorował się na dobre, bo jak na jego miejsce przyjdzie ta lewacka wydra, to przystrzyże nas, wyrówna i przygnie do poziomu bawełny.
Zmiany, zmiany, zmiany – niekiedy nagłe i zadziwiające, choć czasem tylko pozornie. Żyjesz oto w przeświadczeniu, że istnieje państwo islamskie. Od kilku lat tak z tym żyjesz i nawet już się przyzwyczaiłeś, bo ciebie ten problem bezpośrednio nie dotyczy. Jeszcze, więc nie musisz robić z tego sprawy. Kalifat jest zły, bo ucina przybranym w orange ludziom głowy, niszczy pamiątki kultury, znęca się nad chrześcijanami i burzy kościoły, co nawet cieszy lewaków. Wiesz to wszystko, bo czasem włączysz na niewłaściwym kanale telewizor i na przykład zamiast programu ,,Mam talent” – jak się okazuje wylęgarni intelektualnych i moralnych dupków na przyszłych mężów stanu – dotrze do twojej świadomości, że gdzieś talent przetrwania jest najważniejszy. Fala wojny i ludobójstwa przewala się od Syrii po Irak, przy okazji powodując tarcia pomiędzy Turcją, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. A ty, o ile masz coś więcej w głowie niż sieczkę, pomyślisz czasem, jak to jest możliwe, żeby nic nie produkując, nie mając zapasów ani finansowego i materiałowego wsparcia, uzbroić osiemdziesiąt tysięcy sfanatyzowanych islamem bandziorów i przez kilka lat prowadzić intensywne działania wojenne.
Aż tu nagle cisza – radiowi i telewizyjni szczekacze nie wspominają już o ISIS, milknie na ten temat internet, a gazeciarze zajmują się innymi tematami. No więc ty, znajdując się nagle w innej rzeczywistości, w której ta poprzednia już się nie liczy, o ile tylko nie masz wspomnianej sieczki we łbie zadajesz sobie pytanie: – Kto tak samo nagle jak je odkręcił, teraz zakręcił kurki z forsą, bronią i amunicją, paliwem, żarciem, umundurowaniem i medykamentami, by wymienić tylko podstawowe dostawy niezbędne do prowadzenia wojny? Kto nagle wyłączył ten konflikt jak lampkę nocną – pstryk i go nie ma. I co na tym zyskał, bo zyskał, skoro już wyłączył, prawda? A ponieważ nie znasz odpowiedzi, więc nie zawracasz sobie tym głowy. No a jeśli nawet się domyślasz, bo jesteś łebski i masz odpowiedni zapas wiedzy, to tym bardziej nie drążysz sprawy, żeby broń Boże dziury na wylot w mózgu sobie nie wyskrobać. Albo nie zrobili tego za ciebie inni, usłużni na każde zlecenie. Bo jak nie, to będziesz płakać, a potem znajdą cię w stanie wczesnego rozkładu, w samochodzie, pod jakimś centrum handlowym, niech będzie, że Karolinka w Opolu. Natomiast na pytanie dziennikarza, co się stało, jakiś ważniak odpowie, że nie chciałeś jeść muchomorów i stąd ta dziura w skroni. No i co, nikt się nie zainteresuje? Nie, bo przekaz był łatwo czytelny.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS