A A+ A++

Wszystko się zaczęło niewinnie od kilku wypraw do Azji Środkowej i zamiłowania do kultury i bytu jej niezwykłych mieszkańców. Ich domy-jurty urzekły Marka Kmiecika i jego żonę tak bardzo, że postanowili przenieść cząstkę tego świata na ziemię kłodzką, do Jaszkowej Dolnej, gdzie obok ich domu pojawiły się jurty mongolskie. O pasji i nietypowym pomyśle z Markiem Kmiecikiem rozmawia Maciej Sergel.

Skąd pomysł postawienia jurt mongolskich na ziemi kłodzkiej?

Kilka lat temu pomyślałem, że fajnie byłoby coś zrobić, żeby nie chodzić tylko do pracy i z niej wracać, ale żeby realizować tutaj hobby jakim jest Azja Środkowa.

A czym zajmujesz się na co dzień?

Cały czas jestem leśnikiem i cały czas pracuję w lasach.

W którym nadleśnictwie?

W Bardzie.

Skąd więc pomysł na jurty?

Co roku, razem z żoną, staramy się zwiedzić na motocyklach jakiś kawałek Azji Środkowej. To przepiękny region. To takie nasze miejsce na świecie, więc najchętniej byśmy się tam przeprowadzili.

Skąd pasja do tej części świata?

Małżonka jest z dalekiego wschodu – pochodzi z Kamczatki. Oboje jesteśmy podróżnikami, więc pasja do miejsc, które zwiedzaliśmy jest naturalna.

Jak funkcjonują wasze jurty? Jak nazwałbyś ten biznes?

Nie nazwałbym tego przede wszystkim biznesem, to jest bardziej hobby, bardziej otwarcie na ludzi, a miewamy tutaj bardzo ciekawych gości. To jest miejsce, gdzie przyjeżdżają bardzo specyficzni ludzie, którzy szukają czegoś oryginalnego, spokoju i harmonii, bo jurty rzeczywiście swoją formą mają taką harmonię samą w sobie. Gdy się zamyka drzwi świat zewnętrzny zostaje na zewnątrz. I jakby nie było w jurtach nie ma okien, u góry tylko świeci księżyc. Jest to bardzo energetyczne miejsce. Natomiast nie nazywamy tego biznesem, gdyż nie żyjemy i nie zamierzamy z tego żyć. To jest nasze dziecko, nasze hobby i nasza pasja.

Działacie przez cały rok czy sezonowo?

Działamy cały rok, chociaż przezimowaliśmy tylko jeden raz. W tej chwili koronawirus spowodował trochę komplikacji, ale latem było naprawdę dużo ludzi. Nawet byliśmy zaskoczeni. Natomiast zima jest ciepła i przygotowujemy się do niej. Budujemy jeszcze saunę, postawiliśmy balię z gorącą wodą.

Czy oferujecie jeszcze jakieś dodatkowe usługi?

W związku z tym, że oboje pracujemy nie mamy jak obsłużyć gości pod tym względem, ale przygotowujemy się do wprowadzenia kolejnego elementu naszej pasji, czyli konie. Kupiliśmy już konie fryzyjskie, sanie i bryczkę. W tej chwili organizujemy całe zaplecze i myślę, że zrobimy tutaj hipoterapię. Hippika będzie elementem naszego funkcjonowania, zwłaszcza, że jurty są nieodłączną częścią tej kultury, jak i konie są nieodłączną częścią kultury mongolskiej i kultury Azji Środkowej. Dlatego konie musiały się tutaj znaleźć i w końcu – po długich bataliach – już są.

Czyli kuligi też będziecie organizować?

Też. Zamierzamy robić kuligi, różne imprezy z udziałem koni, zamierzamy zapoznawać dzieci z funkcjonowaniem zwierząt. Mamy charty afgańskie, które bardzo chętnie bawią się z dziećmi. Zamierzamy stworzyć takie otwarte miejsce dla wszystkich.

Charty to psy łowieckie?

Tak, ale w Polsce jest zakaz polowania z chartami. Natomiast mają bardzo silny instynkt łowiecki i musimy je dobrze pilnować, żeby nie ganiały naszych saren po okolicznych polach.

Organizujecie jakieś wspólne wieczory dla swoich gości, czy raczej sami muszą zadbać o atrakcje podczas wypoczynku?

Nie robimy tutaj specjalnie dedykowanych eventów. Mamy pomysł, który na razie koronawirus zepsuł, żeby zapoznawać ludzi z kulturą Azji Środkowej robiąc np. spotkania z ludźmi, ze szkołami, uniwersytetami trzeciego wieku, z motocyklistami i podróżnikami, którzy tam jeżdżą. Ma to być taka odskocznia, że na miejscu mamy kawałek tej Azji i możemy się tutaj spotkać.

Każda z tych jurt ma inne wnętrze? Dlaczego?

Każda z tych jurt powstawała w różnych warunkach. Pierwsza nazywa się „Słońce” i powstawała podczas przepięknej słonecznej pogody i ona wewnątrz jest taka słoneczna. Tam są oryginalne meble malowane przez moją małżonkę z motywami mongolskimi. Ta jurta jest typowa dla Mongolii, dla tamtej kultury. Drugą jurtą jest „Wiatr”, która sprawiała nam straszne problemy przy budowie. Wiało właśnie niesamowicie i dlatego tak ją nazwaliśmy.

To ta niebieska?

Tak. Jak się okazało w Mongolii funkcjonuje taka legenda, że diabeł dogadał się z wiatrem, że jak Mongołowie budują jurtę, to zawsze wieje i u nas to się rzeczywiście sprawdzało. Trzecią nazywamy Etno. Ona nie ma mebli. W tym roku mieliśmy przywieźć wszystkie tak zwane gadżety z Mongolii: dywaniki, elementy mongolskie, ale koronawirus spowodował, że nie mogliśmy tam pojechać. Dlatego tam odbywają się teraz lekcje jogi, są ćwiczenia i spotkania różnych grup. Można zorganizować wieczory panieńskie, urodziny, imieniny, jakieś jubileusze. Wyposażyliśmy ją w fajne stoły ustawione wkoło. Zdarzają się nam spotkania biznesowe i również mamy nadzieję, że właśnie biznes kłodzki doceni to miejsce i będzie chciał się tutaj spotykać.

Jak to cenowo wygląda?

Cenowo to wszystko jest na zasadzie negocjacji. Generalnie staramy się trzymać pułap cenowy, aby poziom naszych gości nie schodził poniżej pewnego zakresu, który sobie założyliśmy. W związku z tym nie jest to bardzo tanie miejsce. Natomiast zdarzają się sytuacje, że wynajmujemy je w naprawdę przystępnych cenach, gdyż zależy nam na określonym poziomie gości, ich specyfice. Jeżeli spotykamy ludzi, którzy są na przykład podróżnikami, to nawet półdarmo ich przyjmujemy, bo nam samym ciekawie ich przyjmować, posiedzieć, porozmawiać. Zyskujemy z tego bardzo dużo energii i satysfakcji.

Czy swoim gościom też pokazujecie piękno ziemi kłodzkiej?

Oczywiście. Znamy tutaj każdą piędź ziemi. Zapoznajemy ludzi z naszym regionem, więc doradzamy gdzie się wybrać, co zobaczyć i niekoniecznie są to te miejsca najbardziej wydeptane.

Czy masz wiedzę, ile ludzi na świecie żyje w takich jurtach?

Nie robiłem takich statystyk, ale sądzę, że parę milionów.

Tylko w Mongolii?

Nie. Mnóstwo ludzi mieszka w jurtach w Kirgizji, w części Kazachstanu, duża część Turkmenii mieszka w jurtach. Każda jurta jest trochę innego stylu budowy, natomiast my wybraliśmy jurty mongolskie, dlatego że one są podparte w środku takimi słupami. Jurty z Kirgizji, czy jurty z Turkmenii nie mają takiego podparcia. Bardziej obawiamy się mokrego śniegu, który nam tutaj może zaszkodzić, co w suchym klimacie Kirgizji rzadko się zdarza. W budowie tych jurt pomagała nam nawet miejscowa Mongołka Zaja, doradza nam jak je konserwować, jak się zachowywać z nimi.

Baikal-yurta to firma rosyjska?

Właściwie to nie firma rosyjska, bo znajduje się Buriacji, a Buriacja to jest część Mongolii. To jest tak, jak my i Słowacy. Znajduje się na terytorium Rosji, ale tak naprawdę to jest firma Mongolska. Przesympatyczni ludzie, wspaniali. Jurij, który jest właścicielem tej firmy, jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Powiem więcej, że nasze działania spowodowały, że jest coraz więcej Polaków – a wiem już o kilku – którzy kupują u niego jurty, bo i w Polsce są ludzie, którzy na stałe mieszkają w jurtach i właśnie są szykowane kolejne cztery jurty do wysyłki do Polski, które będą postawione w różnych częściach kraju.

Powiedz mi jeszcze jak na imię ma twoja żona i czym się zajmuje?

Moja żona ma na imię Oksana – człowiek z dalekiego wschodu, który pokochał Kotlinę Kłodzką i który mieszka tu z wyboru i który wiele serca wkłada w funkcjonowanie tego wszystkiego. Jest też leśnikiem, jest także projektantem ogrodów i architektem krajobrazu, w związku z tym spełnia się tutaj, jeśli chodzi o cały wystrój. To ona jest projektantem całości tego miejsca.

Co chciałbyś dodać na zakończenie?

Przede wszystkim podziękować i zaprosić wszystkich gorąco do skorzystania z naszej oferty (www.domyslonca.pl).

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMiejski #SylwesterŻycia. Nowa lokalizacja imprezy
Następny artykułPierwszy dzień z zaostrzonymi przepisami. Turyści opuścili Zakopane, znalezienie pokoju prawie niemożliwe