Hiszpanie śmiali się, że jeśli ktoś chciał we wtorek zobaczyć dobrze grający Real w Europie, powinien był w południe włączyć klubową telewizję, by obejrzeć powtórkę starcia Królewskich z Liverpoolem. W maju 2018 roku madrytczycy wygrali 3:1 po golach Karima Benzemy i Garetha Bale’a, odnosząc zwycięstwo, które – jak się szybko okazało – nie było tylko częścią dynastii budowanej przez Zinedine’a Zidane’a, a zwieńczeniem złotego okresu w historii Los Blancos. Bo jeszcze w Kijowie Cristiano Ronaldo w rozmowie z reporterem Rodrigo Faezem dał do zrozumienia, że pragnie odejść, tak samo jak i Gareth Bale. A niedługo później “adios” powiedział też sam Zizou i rozpoczął się sportowy zjazd ekipy z Chamartin, który trwa do dziś i który wydaje się przeradzać w spadek swobodny, bo tak naprawdę nikt do końca nie wie, jak go zatrzymać. A najlepszym tego dowodem jest wtorkowa porażka mistrzów Hiszpanii z Szachtarem (0:1), który w poprzednich dwóch kolejkach stracił dziesięć goli w meczach z Borussią Moenchengladbach.
Zidane zjadany przez to, co przynosiło sukcesy
W ciągu dwóch lat mnóstwo się zmieniło. Zidane zdążył odejść i wrócić po tym, jak Julen Lopetegui przegrał na Camp Nou 1:5 i wyleciał, a Santiago Solari skompromitował się z Ajaksem w Lidze Mistrzów. I choć końcówkę sezonu 2018/19 wszyscy w Madrycie chcą jak najszybciej zapomnieć, tak kolejny rok był względnie udany. Real zdobył Superpuchar Hiszpanii, później na finiszu LaLiga w znakomitym stylu uciekł rywalom i zdobył mistrzostwo, wygrywając dziesięciokrotnie z rzędu, jednak boleśnie przekonał się, że to zdecydowanie za mało na triumfy w Europie. W lutym Manchester City bez większych kłopotów wygrał na Santiago Bernabéu i w sierpniu to powtórzył. Dwukrotne 1:2 to był najniższy wymiar kary, ale też jasny sygnał, że projekt sportowy idzie w złą stronę, bo różnica w jakości między obiema ekipami była ogromna.
Dziś problemy Realu są widoczne gołym okiem. Drużyna broni fatalnie. W LaLiga traci dwa razy więcej goli niż w końcówce ubiegłego sezonu, a wynik byłby dużo gorszy, gdyby nie znakomity Thibaut Courtois. Sam fakt, że na starcie rozgrywek bramkarz jest najlepszym piłkarzem Królewskich, też jest zresztą symptomatyczny. W ataku brakuje punktu odniesienia. Eden Hazard przejął koszulkę z numerem „7” po odejściu Cristiano Ronaldo, jednak w ciągu niespełna półtora roku spędzonego w Madrycie opuścił z powodu kontuzji dwukrotnie więcej meczów (38 do 18) niż w trakcie siedmiu lat w Chelsea. W pomocy brakuje przebojowości, mobilności, pomysłu. To samo można powiedzieć o samym Zidanie, który jest zjadany przez to, co do tej pory przynosiło mu największe sukcesy.
Real nie potrzebuje rewolucji. On o nią błaga
Opisując Francuza, wiele osób skupiało się na jego znakomitych kontaktach z zawodnikami. Był dla nich mentorem, wzorem do naśladowania i człowiekiem cieszącym się wielkim respektem, który do tego miał nosa. Często przywoływany jest zakończony dubletem sezon 2016/17, gdy Zizou podzielił drużynę na kadrę A grającą w Lidze Mistrzów i kadrę B, która w znakomitym stylu wygrała LaLiga. Dziś trener chce powtórzyć ten plan, jednak materiał ludzki nie jest ten sam. Nazwiska niby dalej robią wrażenia, jednak test oka mówi, że nie ma się czego bać. Widzą to eksperci, widzą to i trenerzy rywali, którzy widzą, że w meczach z Realem strach nie ma sensu, bo ta drużyna jest do ogrania zarówno w Lidze Mistrzów (2:3 z Szachtarem, uratowane w ostatniej chwili 2:2 z Borussią Moenchengladbach) czy w LaLiga (0:1 z Cadizem, 1:2 z Alaves). Madrytczycy, których niegdyś bała się cała Europa, dziś motywują się tylko na wielkie starcia. Dalej są w stanie ograć Barcelonę (3:1) czy Inter (2:0), jednak takie występy przestały być normą, a stały się wyjątkiem. Zresztą, o przeciętności Królewskich dobrze mówi ich bilans w LaLiga – pięć wygranych, dwa remisy i trzy porażki. Niby dobrze, ale w Madrycie “dobrze” to zdecydowanie za mało.
Z dnia na dzień coraz bardziej widać, że kadra Realu nie tyle potrzebuje rewolucji, co wręcz o nią błaga. Drużyna, która jeszcze kilka miesięcy temu imponowała przygotowaniem mentalnym i sprawiała wrażenie gotowej zmiażdżyć każdego rywala, dziś jest wątła. Jej piłkarze, we wtorek padło na nieodnajdującego się w roli lidera obrony Raphaela Varane’a, popełniają kompromitujące błędy. W szatni, którą zarządzanie tak dobrze wychodziło Zidane’owi, dziś panuje chaos. Luka Modrić czy Sergio Ramos nie wiedzą, co ich czeka, bo za pół roku wygasają ich kontrakty. Marcelo, Isco czy Luka Jović wiedzą, że są na wylocie. Dwóch pierwszych od dawna nie powinno być w zespole, bo przez większość sezonu nie dociągają pod względem sportowym, jednak klub nie jest w stanie ich sprzedać. Na miarę potencjału nie grają młodzi, w tym Vinicius Junior, Rodrygo Goes czy Marco Asensio. Rozczarowują też ich starsi koledzy, jak Nacho Fernandez czy Lucas Vazquez, będący dla Zizou zawodnikami mogącymi zagrać na wielu pozycjach, ale nie dającymi elitarnego futbolu na żadnej z nich.
Król Ligi Mistrzów jest nagi
W Hiszpanii pojawiają się głosy, że Zidane idzie śladami Vicente del Bosque. Były selekcjoner też miał swoje złote pokolenie, które doprowadziło go do mistrzostwa świata i Europy, jednak później trudno było mu przeprowadzić rewolucję i odstawić zawodników, z którymi wygrał wszystko czy gruntownie odświeżyć styl ekipy. Skończyło się to kompromitacją na mundialu w Brazylii oraz rozczarowaniem na Euro 2016. Zizou dalej próbuje zachowywać się jak przed dwoma czy trzema laty, jednak to nie działa. – Tylko stoi i się gapi, jak zespół przegrywa, zamiast coś zrobić – narzekał w trakcie meczu z Szachtarem Paco Buyo, były bramkarz Los Blancos. Zinedine próbuje odbudowywać Isco czy Marcelo, ale to mogło przynosić odpowiednie skutki, gdy wokół jednego gracza będącego w fatalnej dyspozycji biegało dziesięciu zawodników w formie. Teraz, gdy większość jedenastki gra miernie, trudno o sukcesy. – Zidane może popełnić błąd, jak każdy, ale ludzie drodzy… Nie ma żadnego planu. Jedynie nadzieja, że któryś z gwiazdorów weźmie piłkę i coś zrobi. A to droga donikąd = narzekał legendarny snajper Predrag Mijatović.
Kiedyś mówiło się, że Liga Mistrzów to rozgrywki Realu, jednak to stwierdzenie z każdym dniem traci na znaczeniu. Trzynaście Pucharów Europy błyszczy w muzeum i dalej robi wrażenie, jednak gdy przychodzi do wyjścia na boisko, okazuje się, że król jest nagi. I że w meczu ostatniej kolejki z Borussią Moenchengladbach powalczy, by po raz pierwszy w historii nie odpaść z Champions League już na etapie fazy grupowej.
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS