A A+ A++

Marian Spychalski poleciał do Pakistanu z oficjalną wizytą jako Przewodniczący Rady Państwa PRL. Choć w Polsce stanowisko to było fasadowe, podczas zagranicznych wizyt traktowany był jak głowa państwa i tytułowany prezydentem. Pięciodniowa wizyta początkowo przebiegała bez zakłóceń. Przewodniczącemu towarzyszyła m.in. żona oraz wiceminister spraw zagranicznych Zygfryd Wolniak.

1 listopada 1970 roku, czwartego dnia wizyty, Ił-18 z peerelowską delegacją na pokładzie wylądował na lotnisku w Karaczi. Było kilka minut po godzinie 11 miejscowego czasu. Dzień był gorący i parny, temperatura sięgała ponad 30 stopni. Po opuszczeniu samolotu Spychalski i towarzysząca mu świta udali się na płytę lotniska, gdzie przygotowano komitet powitalny. Marszałek zdążył uścisnąć zaledwie kilka dłoni, gdy za plecami usłyszał krzyk i pisk opon.

Czytaj więcej: Jak wyglądały ostatnie chwile Stalina?

Nie wiadomo kiedy na pasie startowym pojawiła się ciężarówka pakistańskich linii lotniczych, która wjechała w zebrany tłum. Masywne auto z impetem uderzyło w stojących ludzi. Niektórzy dostali się pod koła i byli wleczeni za pędzącym autem. Samochód staranował jeszcze motocykl obstawy i po kilkudziesięciu sekundach rozbił się o płot zagradzający lotnisko. Wszystko stało się tak szybko, że oficerowie polskiego Biura Ochrony Rządu nawet nie zdążyli zareagować. Spychalski, przed oczami którego rozegrał się dramat, był przerażony. Błyskawicznie został wprowadzony do budynku portu lotniczego.

Bilans zamachu był tragiczny. Trzy osoby zginęły na miejscu, czwarta zmarła w karetce w drodze do szpitala, a 18, w tym troje dzieci, zostało poważnie rannych. Wśród ofiar był wiceminister spraw zagranicznych Zygfryd Wolniak. Oprócz niego zginęło jeszcze dwóch pakistańskich fotoreporterów i zastępca szefa tamtejszego wywiadu.

Zamachowcem był 32-letni Abdullah Feroz, potomek przesiedleńców z Indii i pracownik lotniska. Gdy wyciągnięto go z ciężarówki, żałował, że nie zabił Spychalskiego, którego obrał za główny cel ataku. Początkowo motywy działania sprawcy nie były jasne. Zagraniczni dziennikarze, obecni na lotnisku, twierdzili, że sprawca krzyczał w trakcie zatrzymania „Śmierć komunistom!”, co podchwyciły media na całym świecie (okazało się to nieprawdą). Z raportu złożonego po powrocie do kraju przez płk. Jana Góreckiego, ówczesnego szefa BOR, dla szefa MSW wynikało, że „wypadek na lotnisku w Karaczi był zorganizowanym zamachem”. Winą obarczał on „skrajnie prawicowe antykomunistyczne partie fanatyków muzułmańskich finansowanych przez CIA”.

Przeprowadzone przez pakistański wywiad śledztwo wykazało, że zamachowiec cierpiał na zaburzenia psychiczne, a atakiem chciał zwrócić na siebie uwagę. W 1969 r. zatrudnił się w pakistańskich liniach lotniczych, gdzie odpowiedzialny był za obsługę pojazdów pomocy technicznej.

O jego pracy na lotnisku wiadomo niewiele. Dostał naganę za odmowę prowadzenia autobusu, gdy obok mężczyzny na pojedynczym siedzeniu usiadła kobieta. Inną kobietę potrącił autem, gdy ta przechodziła przez jezdnię. Został nawet za to skazany na więzienie, ale ostatecznie uniknął kary więzienia, bo zawarł ugodę z bratem poszkodowanej. W pracy nazywano go „pomyleńcem” i utyskiwano na jego agitację religijną. Napisał nawet list do prezydenta Pakistanu z żądaniem wprowadzenia szariatu.

Spychalski był celem właściwie przypadkowym. Abdullah Feroz zobaczył pewnego dnia w gazecie zdjęcie, na którym prezydent Pakistanu witał się z gościem z Polski na lotnisku w Islamabadzie. O wizycie polskiej delegacji dowiedział się więc z plakatów rozwieszonych na mieście. Ustalił, że oczekiwany gość pochodzi z kraju chrześcijańskiego, a to wystarczyło do obrania przybysza za cel. Za przeprowadzony zamach został skazany na śmierć przez powieszenie.

Po nieudanym zamachu na swoje życie Marian Spychalski natychmiast przerwał wizytę w Pakistanie i wraz z ciałem zabitego wiceministra wrócił do Polski. BOR obawiał się kolejnego zamachu. Informacja o zamachu wzbudziła sensację. Informowały o nim gazety całego świata.

To był ostatni oficjalny wyjazd Spychalskiego jako przewodniczącego Rady Państwa. Dwa miesiące później został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska, a jego miejsce zajął Józef Cyrankiewicz.

Zobacz także: Okrutny kontynent: Europa tuż po II wojnie światowej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOperacja „Cezary”
Następny artykułKrwawa niedziela