Wyjeżdżają nie tylko do pożarów czy wypadków, ale też gdy potrzebna jest natychmiastowa pomoc medyczna, a wolnych karetek brak. Tak się zdarza… W bieżącym roku strażacy mieli do czynienia z kilkunastoma takimi sytuacjami.
Bez ich interwencji niektórzy czekaliby na przyjazd ratowników medycznych zbyt długo. Dlatego dyspozytorzy pogotowia proszą czasami o wsparcie.
Ze statystyk komendy powiatowej PSP w Pabianicach wynika, że od 1 stycznia do 31 października ubiegłego roku było sześć takich wyjazdów. Bieżący wygląda inaczej.
– W ciągu dziesięciu miesięcy odnotowaliśmy ich już dwanaście, co oznacza wzrost o 100 procent. Natomiast od początku listopada – kolejne trzy – zauważa st. kpt. Michał Kuśmirowski z PSP.
Dwa z nich miały miejsce w poniedziałek, 16 listopada. Tego dnia rano straż pożarna została skierowana do jednego z domów w Chechle Drugim. Wszystkie karetki były w tym czasie u innych chorych. Kobiecie, która wymagała pilnej pomocy strażacy podali tlen i udzielili wsparcia psychicznego. Pogotowie przyjechało po nich (zabrało pacjentkę do szpitala).
Jak się później okazało, była to Renata Jary, dyrektor Szkoły w Mogilnie Dużym. Kobieta zmarła tego samego dnia, a jej syn opisał sytuację na Facebook’u.
W poniedziałek rano mama gorzej się poczuła i straciła na chwilę przytomność. Wezwaliśmy karetkę. Dyspozytor ZRM olewającym tonem przyjął moje zgłoszenie. Mama zaczęła się dusić… Nie myśląc wykręciłem numer 998. Odebrał mój sąsiad. Bez wahania wysłał do mnie zastęp od siebie z jednostki i postawił na nogi kolegów z mojej OSP. Po przyjeździe kolegów, którzy przyjechali w 5 minut podaliśmy mamie tlen. Trochę jej ulżyło. Saturacja 99%. Po 30 minutach przyjechał zespół ZRM który na wstępie zapytał „Po co tu ta straż”. Twierdzili, że mieli wolny zespół. Zapytałem później ratownika to dlaczego jechaliście tak długo. Nic nie odpowiedział… Ratownicy nie chcieli początkowo zabrać mojej mamy do szpitala. Twierdzili, że to na tle nerwicowym i kazali jej wyregulować oddech i usiąść… Po pół godzinie obserwacji stwierdzili w końcu, że zabiorą mamę do szpitala. Po przyjęciu na SOR mama się zatrzymała. Lekarze reanimowali ją przez prawie godzinę. Niestety mama odeszła..
Kolejny wyjazd strażacy mieli na parking przy ul. Grota Roweckiego, naprzeciwko kortów tenisowych, gdzie karetkę wezwano do mężczyzny. W tym przypadku również nie mogła pojawić się od razu, więc ruszyli tam strażacy. Ostatecznie okazało się, że mężczyzna odmówił przyjęcia pomocy, więc ambulans został odwołany.
Takie zdarzenia komenda PSP odnotowała również w minionym miesiącu. 9 października strażacy byli pierwsi w mieszkaniu przy ul. Cichej, w którym skutecznie reanimowano lokatorkę (starsza pani trafia do szpitala). Niespełna trzy tygodnie później dyspozytor pogotowia poprosił ich, by udali się do Stanisławowa Starego w gminie Lutomiersk. Znów zabrakło karetki… W tym przypadku pomoc nadeszła jednak za późno (widoczne znamiona śmierci na ciele 88-latka). Z kolei 3 listopada wyjechali na ratunek 65-letniemu mieszkańcowi Konstantynowa Łódzkiego. U mężczyzny zatrzymało się krążenie. Niestety, mimo resuscytacji zmarł.
Jak długo trwa oczekiwanie na ambulans? Bywa że kilka minut, czasami kilkanaście, nieraz dłużej. Ale, jak mówią strażacy, w naszym powiecie nie zdarza się, by więcej niż godzinę.
– Jeśli nie ma wolnej karetki, zabezpieczamy pacjenta tak długo, jak wymaga tego sytuacja, czyli do czasu przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego – dodaje Michał Kuśmirowski.
Niestety, pandemia koronawirusa i stan naszej służby zdrowia to powody, dla których można przypuszczać, że straż pożarna będzie kierowana do chorych jeszcze niejednokrotnie.
Strażacy przypominają też o dostępnych w mieście defibrylatorach AED (WIĘCEJ).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS