A A+ A++

Jest tylko jedna rzecz, która potrafi wpędzić nas w bardziej podły nastrój niż mecze reprezentacji Polski z topowymi rywalami za kadencji Jerzego Brzęczka. Są to wypowiedzi medialne Jerzego Brzęczka po meczach reprezentacji Polski z topowymi rywalami. Pan trener selekcjoner albo pojawia się przed kamerami z poczuciem niewytłumaczalnego zadowolenia, albo wręcz przeciwnie – wynajduje kuriozalne usprawiedliwienia dla swoich niepowodzeń i osiąga nieznaną dotąd wirtuozerię w odwracaniu kota ogonem. Dzisiejszą konferencję z udziałem Brzęczka można właściwie streścić w ten sposób: „Wszystkie zadania wykonałem, Lewandowski niech mandoliny nie zawraca, a tak w ogóle to przestańcie gderać i dajcie mi więcej czasu, przecież Euro planowo miało się odbyć zaledwie pięć miesięcy temu”.

Wypowiedzi Brzęczka w całości możecie przeczytać w osobnym artykule, trudno je jednak pozostawić zupełnie bez komentarza. Całe szczęście, że słuchając selekcjonera nie mieliśmy w kieszeni noża, bo z pewnością by się otworzył i dotkliwie nas pokaleczył.

Milczenie kapitana

Pamiętacie słynny nawałkowski „lapsus językowy”? Tak poprzedni trener polskiej kadry skwitował krytyczną wypowiedź Macieja Rybusa po przegranym 0:3 starciu z Kolumbią na mistrzostwach świata w Rosji. Pomny tej sytuacji Robert Lewandowski okazał się sprytniejszy niż „Rybka” i pytanie dziennikarza o plan taktyczny na niedzielny mecz z Włochami podsumował wymownym milczeniem i jeszcze bardziej wymownym uśmieszkiem. O „lapsusie językowym” trudno w tej sytuacji mówić, napastnik Bayernu chytrze uniknął tej pułapki, więc Brzęczek musiał wymyślić coś innego. No i wymyślił, a jego reakcja na pomeczowe zachowanie kapitana biało-czerwonych jest mniej więcej tak samo poważna, jak występ jego podopiecznych w Reggio Emilia.

„To zachowanie Roberta Lewandowski było troszeczkę niefortunne. (…) Robert nie brał udziału w dwóch pierwszych dniach zgrupowania, kiedy mieliśmy dwie jednostki treningowe, co stanowczo praktycznie 50% jednostek podczas zgrupowania. Pewnie gdyby był z nami od początku, to odbierałby to nieco inaczej”

Jerzy Brzęczek

Zdaniem selekcjonera „Lewy” zachował się zatem niefortunnie, ale gdyby był z kadrą przez całe zgrupowanie, to z pewnością by takiej gafy w rozmowie z reporterem TVP nie pełnił. A tak? Chłop przyjechał spóźniony, kompletnie nie połapał się w taktyce, no i w efekcie trudno się dziwić, że potem nie potrafił nic mądrego na jej temat powiedzieć. Podobno jeszcze w tunelu przed wyjściem na murawę Lewandowski nerwowo dopytywał kolegów, na jakiej pozycji ma zagrać.

HOLANDIA POKONA POLSKĘ? KURS: 1,90 W TOTOLOTKU!

Trenerze, umówmy się. Prowadzi pan tę kadrę od nieco ponad dwóch lat. Miał pan już okazję mierzyć się z topowymi rywalami, a przeciwko Włochom gramy ostatnio wręcz co chwilę. Jasne, każdy mecz jest nieco inny, skład i styl przeciwników mocno się zmieniał. Ale punktem wspólnym wszystkich starć biało-czerwonych z europejską czołówką za pana kadencji jest to, że prezentujemy w nich kompletny piach w ofensywie. Niech pan zatem daruje sobie opowiastki, że Lewandowski nie połapał się w pana taktycznych zamiarach, bo mu przepadły dwa arcyważne treningi. „Lewy” grał u Kloppa, u Guardioli, u Heynckesa, u Ancelottiego, teraz gra u Flicka. To jest facet, który potrafi się odnaleźć w rozmaitych systemach (no, jak widać poza pańskim), co już wielokrotnie udowodnił.

O taktyce wie wystarczająco dużo. Być może więcej od pana.

Powiem tak: rozmawialiśmy, temat jest zamknięty. Przynajmniej dla mnie – dodał Brzęczek. Cóż, nam się natomiast wydaje, że ten temat to się dopiero otworzy, gdy Holendrzy zdeklasują nas w podobnym stopniu co Włosi. Bo prawdziwy problem się pojawi, kiedy kadrowicze – zamiast wymownie milczeć – zaczną pewne uwagi artykułować wprost.

Sukces goni sukces

Brzęczek podczas konferencji nie omieszkał też wpaść w odwiedziny do swojej ulubionej, oblężonej twierdzy. Dziennikarze zajadle próbowali szturmować jej mury, zarzucając selekcjonerowi biało-czerwonych kiepski styl w konfrontacjach z oponentami z górnej półki. – Nie zgodzę się, że słabo gramy przeciw wszystkim topowym rywalom – kontrował beztrosko szkoleniowiec. – Pytanie, czy my jesteśmy w tym momencie jesteśmy na poziomie reprezentacji Włoch?

No nie, nie jesteśmy. Byliśmy na poziomie reprezentacji Włoch na początku pana kadencji, gdy oni grali gorzej, a my lepiej niż teraz. Gdyby wysnuwać wnioski wyłącznie na podstawie ostatniego starcia z Italią w Lidze Narodów, to można w ogóle pomyśleć, że jesteśmy na poziomie reprezentacji Gibraltaru. Bo w ofensywie zagroziliśmy rywalom tyle razy, ile zdołałby Gibraltar – czyli zero. Zresztą dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego świetnie to podsumowali, porównując nas z kadrą Estonii. Tego Brzęczek akurat głośno nie powiedział, ale kto wie, czy on się po prostu z taką oceną naszego potencjału nie zgadza. Bardzo wygodnie jest przecież myśleć, że samemu wykonuje się kawał dobrej roboty, ale – jak mówi stare powiedzonko – z gówna bata nie ukręcisz.

REMIS POLSKI Z HOLANDIĄ? KURS: 3,85 W TOTOLOTKU!

W ogóle selekcjoner najwyraźniej jest przekonany, że jego kadencja to pasmo sukcesów:

„Prezes Boniek postawił przede mną trzy zadania: awansować na Euro, ogrywanie młodzieży, utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów. Euro? Jest. Liga Narodów? Utrzymaliśmy się. Wprowadzanie młodzieży? Robiliśmy analizę ostatniej dekady i wyszło nam, że za mojej kadencji wprowadziliśmy największą liczbę młodych graczy do reprezentacji. Musimy ich przygotować, bo zbliża się wymiana pokoleniowa. Potrzeba czasu”

Jerzy Brzęczek

Wygląda na to, że Jerzy Brzęczek już w sierpniu 2018 roku przewidywał dzięki zatajanym jak dotąd zdolnościom profetycznym, że mistrzostwa Europy zostaną przełożone o rok, skoro kilka miesięcy po ich pierwotnym terminie opowiada jak gdyby nigdy nic, że potrzeba mu jeszcze więcej czasu na zbudowanie drużyny.

Trenerze, nie wiemy, co konkretnie powiedział panu Zbigniew Boniek. Trudno uwierzyć, by słowem nie napomknął, że oczekuje dobrego występu naszej kadry na wielkim turnieju. By nawet nie pisnął, że chciałby, aby reprezentacja Polski grała atrakcyjny futbol. Tak czy owak, w normalnych okolicznościach to właśnie wspomniany turniej byłby realną weryfikacją pana kadencji. Miał pan skonstruować zespół, który w czerwcu 2020 nie przyniesie wstydu w fazie pucharowej mistrzostw kontynentu. Teraz właściwie sam pan przyznaje, że akurat tej misji wykonać się panu nie udało. Mamy przecież listopad, a postępów na tle wartościowych przeciwników po prostu nie widać. Wręcz przeciwnie, w niektórych elementach gry drużyna notuje wręcz regres. A nawet jeżeli pojawiają się powody do optymizmu po starciach ze średniakami, to zawsze jest jakieś „ale”. Jedni grają prawie przez cały mecz w dziesiątkę, drudzy rezerwami, trzeci marnują rzut karny.

Ranking żenady. 10 najgorszych meczów kadry za kadencji Jerzego Brzęczka

Chowanie się za puklerzem dobrych wyników stanowi więc kompletnie nietrafioną linię obrony. Bo akurat o wyniki tej kadry opinia publiczna pretensji nie ma. Wszyscy sobie zdają sprawę, że są one co najmniej przyzwoite. Pewnie nikt by się nawet przesadnie nie wściekł, gdybyśmy spadli z Dywizji A w Lidze Narodów. Już raz zresztą spadliśmy i co się wielkiego stało? Nic.

Zastrzyk optymizmu

  Każdy by chciał, żeby ta kadra grała, jak Bayern Monachium. To jest nasz cel, ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, ile jesteśmy razem, na treningach, na meczach. Na to trzeba czasu – dowodzi tymczasem selekcjoner. Znów udowadniając, że kompletnie nie rozumie, dlaczego na jego głowę sypią się takie gromy. Trenerze – drużyny piłkarskie nie dzielą się na takie, które miażdżą rywali jak Bayern, oraz na takie, które nie potrafią sklecić akcji złożonej z pięciu podań na połowie silniejszego przeciwnika. Pomiędzy tymi skrajnościami jest jeszcze sporo przestrzeni, w którą naprawdę może się pan ze swoją kadrą fajnie wstrzelić. Takie są właśnie oczekiwania. Że biało-czerwoni, nawet jeśli przegrają z Włochami czy Holandią, to pojawią się na murawie z wyraźnym i zrozumiałym (dla piłkarzy i kibiców) planem taktycznym. Że kilka razy napsują rywalom krwi, że zdołają raz na jakiś czas odepchnąć zagrożenie od własnej bramki.

Jeżeli próbuje nas pan przekonać, że każde spotkanie polskiej reprezentacji z przeciwnikiem o większym potencjale kadrowym musi przypominać starcie gołej dupy z batem, to bardzo nam przykro, ale się to panu nie uda.

POLSKA WYGRA Z HOLANDIĄ? KURS: 3,94 W TOTOLOTKU!

Jak zwykle po porażce, Brzęczek zapewnił jednak, że przyszłość rysuje się w jasnych barwach. – Czas naszych zwycięstw jeszcze przyjdzie. Bądźmy realni w ocenach reprezentacji i tego, co już osiągnęliśmy – powiedział. I nam nie pozostaje w tej sytuacji nic innego, jak ten apel odbić i skierować go do samego selekcjonera. Panie Jerzy, niech pan będzie realny w ocenach tego, co pan z reprezentacją osiągnął.

Awansował pan na mistrzostwa Europy z grupy, w której każdy inny rezultat niż bezpośredni awans byłby traktowany jako całkowita klęska. Dał pan szansę paru młodym chłopakom, pana zespół pokonał dwa razy Bośnię i Hercegowinę w Lidze Narodów. Brawo, są to jakieś dokonania. Lecz na pewno nie na tyle imponujące, byśmy nagle przestali zauważać, iż kadra pod pana wodzą pod wieloma względami się po prostu od dwóch lat nie rozwija. I coraz mniejsze jest grono optymistów, którzy wierzą, że postępy jeszcze nadejdą.

Kto wie, czy nie jest to już po prostu grono jednoosobowe, do którego należy tylko pan.

fot. FotoPyk

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułThiem wygrał z Nadalem i jest jedną nogą w półfinale ATP Finals
Następny artykułPosiadłość na sprzedaż. Należała do 40 pokoleń jednej rodziny