A A+ A++

David Ost: Dla wielu swoich wyborców Trump wcale nie był niekompetentny: zapewnił im to, czego oczekiwali, oddając na niego głos. Zamożni ludzie związani z biznesem chcieli niższych podatków i Trump im podatki obniżył. Wyborcy religijni chcieli nominacji dla konserwatywnych sędziów federalnych, zwłaszcza w Sądzie Najwyższym – i Trump faktycznie nominował takich sędziów.

Czytaj też: Tomasz Lis: Bidena lekcja dla Polski

Stany są wyjątkowe na tle innych krajów rozwiniętych także przez silne tradycje antyintelektualizmu. Nie mamy inteligencji, jako osobnej warstwy społecznej, intelektualiści nie cieszą się takim społecznym prestiżem, jak przebojowi ludzie czynu, zwłaszcza przedsiębiorcy. Na listach bestsellerów królują wspomnienia ludzi biznesu, nie naukowców albo poetów. W tej kulturze specyficzna, obraźliwa maniera Trumpa wielu ludziom nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz imponuje. Cztery lata temu Trump wygrał między innymi dlatego, że elitom z uczelni, rządu, prestiżowych instytucji mówił to, co dziś w Polsce protestujący rządzącym: „wypierdalać!”. Z tym komunikatem zidentyfikowało się wiele osób i grup mających poczucie marginalizacji, nigdy wcześniej niegłosujących na Republikanów, najczęściej niegłosujących w ogóle. W tych wyborach Trump mógł ich nawet przyciągnąć jeszcze więcej, niż w 2016 – frekwencja była największa od kilkudziesięciu lat.

Trump poradził też sobie lepiej niż oczekiwano wśród Latynosów i Afroamerykanów.

– Latynoski elektorat jest dziś w Stanach tak liczny i różnorodny, że coraz mniej sensu ma rozpatrywanie go jako jednorodnej grupy. Trump zyskał głównie wśród Latynosów na Florydzie. To zamożna, wpływowa i dość konserwatywna grupa. Ważna w politycznym, społecznym i gospodarczym życiu stanu – dominują np. w największym mieście na Florydzie, Miami. Zupełnie inaczej jest np. w Arizonie, gdzie Latynosi zmobilizowali się wokół Bidena. W Arizonie nie ma żadnego wielkiego miasta z silną, latynoską elitą, jak Miami. Wśród Latynosów dominuje uboższa, politycznie mało wpływowa ludność wywodząca się z Meksyku. Trump do niej nie trafił – ale już np. do migrantów z Ameryki Południowej, zdecydowanie wrogich wobec lewicowych rządów Nicolasa Maduro w Wenezueli, już tak.

Jak poparcie Trumpa wyglądało wśród Afroamerykanów?

– Biden go znokautował w tej grupie. Z tego, co na razie wiemy, prezydent-elekt zdobędzie około 85 proc. głosów Afroamerykanów. Jeszcze więcej wśród czarnych kobiet. Nie bez powodu Biden podziękował w sobotę Afroamerykanom, a zwłaszcza Afroamerykankom za mobilizację – bez nich mógłby przegrać. Trump za to faktycznie zwiększył liczbę głosów wśród czarnych. Mimo że to kandydat konsekwentnie pozycjonujący się jako głos białej Ameryki, odwołujący się do rasistowskich sentymentów. Rasizm Trumpa jest jednak tak specyficznie skonstruowany, że zostawia furtkę niektórym czarnym.

Czytaj też: Anne Applebaum: Ile potrwa odbudowa prestiżu Ameryki? Nie wiem, może w ogóle jej nie odbudujemy

W jaki sposób?

– Wytłumaczę to, posługując się literacką analogią. W powieści „Spisek przeciwko Ameryce” Philip Roth przedstawia alternatywną wizję historii, w której w wyborach w 1940 roku Franklin D. Roosevelt przegrywa z Charlesem Lindberghiem – słynnym lotnikiem, antysemitą i sympatykiem Hitlera. Lindbergh nie tylko nie przystępuje do wojny, ale też otwiera w Stanach drzwi do antysemickich represji. Antysemityzm Lindbergha jest jednak inny niż Hitlera. Lindbergh dba o dobre publicznej relacje z kilkoma wpływowymi Żydami; jeden zostaje jego głównym doradcą. Z jednej strony legitymizuje antysemickie prześladowania, z drugiej zależy mu na iluzji, że Stany to przecież nie III Rzesza i Żydzi tu mogą być bezpieczni i zadowoleni jeśli tylko stoją po jego stronie. W końcu w różnorodnym społeczeństwie, gdzie nie da się pozbawić prawa głosu lub wyeliminować mniejszości, trzeba pokazać im, że ich pojedynczy przedstawicieli mogą być dobrze traktowani – za cenę politycznego poparcia.

Podobnie wyglądały relacje Trumpa z czarnymi. Z jednej strony wypuszczał sygnały do jawnie rasistowskiego elektoratu, z drugiej potrafił powiedzieć, że jest najmniej rasistowską osobą na Ziemi. Dbał o dobre relacje z pojedynczymi czarnymi, np. niektórymi raperami. Wszystko zgodnie z jego transakcyjnym rozumieniem wszelkich relacji: „białym mówię, co mówię, ale możemy się dogadać, zrobię dla was to i to, ale wy mnie popieracie”. Myślę, że część czarnych, mających poczucie żalu do Demokratów, mogła uznać, że warto spróbować. Warto poprzeć potężnego, bogatego, wpływowego człowieka sukcesu, bo jaki by nie był, może coś dla nas konkretnie za poparcie załatwi.

Cztery lata temu Trump wygrał, rozbijając głosującą na Demokratów „niebieską ścianę”, kiedyś przemysłowe, dziś zmagające się z odpływem miejsc pracy stany takie jak Pensylwania, Wisconsin, Michigan. Biden odzyskał je w tym roku. Jak to się mu udało?

– Trump cztery lata temu wygrał w tych miejscach niewielką różnicą głosów, podobnie w tym Biden. Myślę, że główny powód, dla którego te miejsca odwróciły się od Trumpa, jest taki, że nic się w nich od czterech lat nie zmieniło. Trump obiecywał odwrót od globalizacji, powrót dobrze płatnych miejsc pracy w przemyśle, dostępnych dla osób bez dyplomu uczelni. Zapowiadał wielkie projekty infrastrukturalne, które nie tylko naprawią często sypiące się w Stanach drogi i mosty, ale też dadzą ludziom pracę. Nic nie zmaterializowało się z tych obietnic. Pensylwania ciągle ma te same problemy, jak w 2016 roku.

Cztery lata temu mówiliśmy, że o wyborach zadecydował gniew latami zaniedbywanej przez obie partie białej klasy pracującej. Czy jakaś grupa społeczna była podobnie istotna dla wyniku tych wyborów?

– Z tego, co na razie wiemy, to przede wszystkim głosy przedmieść. Zwłaszcza mieszkających tam kobiet. Zamożniejszych, niż przeciętna, z reguły białych, niespecjalnie lewicowych, na ogół bez osobistych, bliskich kontaktów z przedstawicielami mniejszości. Te kobiety często głosowały w 2016 na Trumpa, na co dzień popierają raczej Republikanów, ale teraz odrzuciły jego prezydenturę. Głównie ze względu na jej styl: wulgarność, agresję, obrażanie kolejnych grup społecznych, wypowiedzi o kobietach, nieustanne dzielenie społeczeństwa. Często argumentem mogła być myśl „jakim przykładem dla moich dzieci jest taki prezydent”.

Czytaj też: Tomasz Lis: Trudne będzie sprzątanie po rządach Trumpa i Kaczyńskiego

Demokraci liczyli, że oprócz Białego Domu odbiją Senat oraz przejmą kontrolę nad legislaturami stanowymi. Nie udało się z legislaturami stanowymi, a przewaga Demokratów w Izbie Reprezentantów się skurczy. Czemu wyniki demokratycznych kandydatów były gorsze od wyników Bidena?

– Przez Trumpa. Maksymalnie zmobilizował wyborców, zwłaszcza w republikańskich, „czerwonych”, okręgach wyborczych. Wiele osób, które zwykle nie uczestniczą w wyborach, tym razem poszło specjalnie dla Trumpa, a przy okazji głosując także dla republikańskich kongresmenów. Podobnie było z walką o legislatury stanowe w bardziej konserwatywnych stanach: nadzieje Demokratów pogrzebał wywołany przez Trumpa wzrost frekwencji republikańskich wyborców. Drugi efekt jego prezydentury to przesuwanie się już konserwatywnych stanów jeszcze bardziej na prawo, przez co przestają one wybierać jakichkolwiek Demokratów. Weźmy Montanę. Wyborcy tradycyjnie głosowali tam bardzo różnie: np. w tym samym roku na republikańskiego prezydenta, demokratycznego senatora i republikańskiego gubernatora. Albo odwrotnie. W tym roku odchodzący z urzędu popularny demokratyczny gubernator Steve Bullock przegrał wybory do Senatu. Wybory prezydenckie i gubernatorskie w stanie też wygrali Republikanie, wzięli wszystko.

Warto też pamiętać, że cały system polityczny strukturalnie wzmacnia Republikanów i osłabia Demokratów.

W jaki sposób?

– Choćby przez konstrukcję Senatu. W Senacie od lat Republikanie dominują, reprezentując mniejszość amerykańskiego społeczeństwa. Wszystko przez grupę niewielkich, bardzo konserwatywnych stanów, które zyskują w ten sposób ponadprzeciętny wpływ na amerykańską politykę. Gdyby kontrolę nad Senatem odzyskali teraz Demokraci, może udałoby się to jakoś wyrównać, nadając status stanu stołecznemu Dystryktowi Kolumbii i Portoryko. To dodałoby czterech nowych, raczej demokratycznych senatorów. Kolejną instytucją działająca na korzyść Republikanów jest kolegium elektorskie.

Trudno sobie wyobrazić, że Republikanie pozwolą realnie zreformować którąś z tych instytucji.

– Pytanie, jak długo mogą bez wielkiego politycznego i konstytucyjnego kryzysu działać instytucje, które faktycznie narzucają większości rządy mniejszości. Gdy jako dziecko uczono mnie o amerykańskiej konstytucji, to mówiono mi, że owszem, prezydenta wybiera kolegium elektorskie, ale scenariusz, że wybierze kogoś, kto nie zdobył większości głosów, jest skrajnie nieprawdopodobny. Tymczasem w ciągu ostatnich 20 lat to zdarzyło się dwukrotnie – w 2000 roku z Georgem Bushem jr. i 2016 z Trumpem. Naprawdę niewiele brakowało, by zdarzyło się także w tym roku.

Wróćmy jednak do pytania o Senat. Sprawa nie jest jeszcze stracona dla Demokratów. W styczniu odbędzie się druga tura wyborów w Georgii. Do wzięcia są dwa mandaty. Walka będzie bardzo zacięta. Kluczowe brzmi: czy bez Trumpa na pokładzie Republikanom uda się zmobilizować swoją bazę. Albo: czy zwycięstwo Bidena nie zdemobilizuje wyborców Demokratów.

Wiele wskazuje, że Biden wygra w Georgii – jako pierwszy Demokrata od 1992 roku. Co pozwoliło odbić ten stan?

– Myślę, że to głównie zasługa Stacey Abrams i jej kampanii o stanowisko gubernartorki Georgii w 2018 roku. Abrams wykonała wielką pracę na rzecz rejestracji czarnych wyborców, na rzecz przekonywania ich, że warto zagłosować. Georgia to jeden ze stanów południa, gdzie przez prawie sto lat po wojnie secesyjnej panowały tzw. Prawa Jima Crowa. Nie tylko nakazywały one segregację rasową, ale także faktycznie pozbawiały czarnych prawa głosu. Oficjalnie skończyły się w latach 60. XX wieku. Ale nieformalnie przetrwały w praktyce społecznej. Wielu czarnych na południu nie widziało sensu w oddawaniu głosu. Nie wierzyli, że to coś zmieni. Nie potrafili zaufać białym kandydatom, a czarnych nie było. Republikańskie władze robiły wszystko, by utrudnić im rejestrację. Abrams co prawda przegrała w Georgii, ale zmobilizowała i zaktywizowała czarnych wyborców.

Do tego dochodzą przemiany w strukturze społecznej stanu. Jego największe miasto, Atlanta, to zamożna metropolia, gdzie mieszka liczna, dobrze zarabiająca, politycznie liberalna czarna klasa średnia – liczniejsza niż w jakimkolwiek innym mieście w Stanach. Wraz ze wzrostem jej liczby i znaczenia, rosnąć będą też szanse Demokratów w stanie. Choć walka o Senat będzie w styczniu naprawdę ciężka.

Co, jeśli kontrolę utrzymają Republikanie? Biden będzie prezydentem ze związanymi rękami?

– Na pewno będzie mu ciężko realizować program. Przywódca Republikanów w Senacie, Mitch McConnell, robił wszystko by sabotować program Obamy, blokował zwłaszcza jego nominacje na sędziów federalnych – dzięki czemu Trump mógł nominować ich tak wielu. Być może na tyle wielu, że teraz McConnell puści Bidenowi kilku sędziów. Gorzej będzie jednak z ambitnymi programami. Pewne rzeczy można zrobić z poziomu dekretów prezydenckich. Np. cała polityka Trumpa wobec uchodźców i migrantów, praktycznie zamykająca Stany, była robiona w ten sposób. Biden może to bardzo szybko odwrócić.

Bardziej ambitne reformy wymagają jednak zgody Kongresu. Ugrzęźnięcie w sporach z republikańskim Senatem może być bardzo politycznie kosztowne dla Bidena. Jego wyborcy głosowali nie tylko za odsunięciem Trumpa od władzy, ale też za zmianą społeczną w wielu obszarach: dostępu do opieki zdrowotnej, ekologii, polityki gospodarczej. Jeśli nic nie uda się zmienić w ciągu następnych lat, to popierająca teraz Bidena koalicja zacznie się sypać. Ludzie będą zastanawiać się „po co głosować na Demokratę, skoro nic się nie zmienia”.

Demokraci są dziś silnie podzieleni? Już teraz widać napięcie między lewicowym a centrowym skrzydłem partii.

– Tak, ale jednocześnie lewicowe skrzydło partii w pełni zaangażowało się w te wybory, jego wyborcy zmobilizowali się do urn, pomagając Bidenowi wygrać w kilku kluczowych miejscach. Myślę, że tacy ludzie, jak senator Bernie Sanders wiedzieli, co robią, angażując się w kampanię Bidena ze znacznie większym entuzjazmem, niż w kampanię Clinton.

Pamiętajmy też, że prezydenci, którzy realnie najbardziej zmienili Stany w progresywnym kierunku – Franklin D. Roosevelt i Lyndon B. Johnson – nigdy nie byli radykałami. To byli umiarkowani politycy, którzy reagowali na nastroje opinii publicznej i byli w stanie głęboko przebudować Amerykę. Podobnie może być z Bidenem. Biden nigdy nie stał na froncie politycznych wojen i konfliktów. Można nawet powiedzieć, że pozostawał politykiem niewyrazistym. Płynął z nurtem, zmieniał zdanie, reagując na nastroje społeczne. Dzięki temu nie ma dziś otwartych wrogów, gotowych sprzeciwiać się wszystkiemu, co robi. To, jak będzie wyglądała ta prezydentura, będzie zależeć do nacisku ruchów społecznych, od politycznej zręczności różnych frakcji w Partii Demokratycznej.

Wyborcy Trumpa nie będą postrzegać Bidena, jako uzurpatora, który „ukradł” wybory ich kandydatowi?

– Jakaś część pewnie tak. Zwłaszcza że nie sądzę, by Trump przyznał, że przegrał. Pewnie będzie opowiadał o „fałszerstwach” jeszcze długie miesiące po wyborach. Nie sądzę jednak, by tę narrację kontynuowała Partia Republikańska. To nie jest w jej interesie. Już teraz widać, że czołowi Republikanie taktycznie milczą, nie reagują na oskarżenia Trumpa. Republikanie i chyba większość ich elektoratu nauczą się żyć z Bidenem-prezydentem.

To koniec Trumpa w polityce? Może wrócić w 2024 roku?

– Nie sądzę. Trump będzie oczywiście twittował, będzie skupiał na sobie uwagę – bo w tym jest prawdziwym geniuszem. Jako prezydent był jak gwiazda reality show, na każdy nowy dzień jego prezydentury czekaliśmy, jak na nowy odcinek programu, którym może gardzimy, ale nie potrafimy przełączyć na inny kanał. Trump umiał utrzymywać napięcie i zaskakiwać nieprzewidywalnymi decyzjami. Ale dowiódł też, że jest osobą leniwą, niechętną systematycznej, codziennej, politycznej pracy. Czy jakiejkolwiek innej – nie bardzo wierzę w informację, że Trump zamierza założyć konkurencyjną wobec Fox News konserwatywną telewizję.

W jakimś sensie można go porównać do Lecha Wałęsy. Wałęsa też był geniuszem skupiania na sobie uwagi. Także okazał się fatalnym prezydentem, bo nie potrafił z nikim partnersko współpracować, sam musiał być ciągle w centrum uwagi. Po klęsce w 1995 roku zadowolił się tym, że jest ważną, ciągle skupiającą na siebie uwagę postacią – raczej za granicą, niż w Polsce.

Koniec Trumpa-polityka oznacza koniec trumpizmu w Partii Republikańskiej?

– Z pewnością nie. Obawiam się, że wręcz przeciwnie. W ostatnich dwóch dekadach Republikanie radykalizują się i coraz bardziej przesuwają się na prawo. Trump przyspieszył i zaostrzył ten proces, pokazując, że w rozwiniętej, przemysłowej demokracji można wygrać wybory prezydenckie, sięgając po skrajnie prawicową, czy mówiąc wprost czasem wręcz faszystowską retorykę.

Myślę, że na pewno w przyszłych wyborach Republikanie nie wystawią umiarkowanego kandydata w typie Jeba Busha, tylko jakąś nową wersję Trumpa. Konserwatywnego, autorytarnego populistę, niewykluczone, że politycznie zręczniejszego od odchodzącego prezydenta. Mamy co najmniej dwóch kandydatów szykujących się jako spadkobiercy tego typu polityki: senatora Josha Hawleya z Missouri i senatora Toma Cottona z Arkansas. Ten drugi zasłynął w tym roku napisanym dla „New York Timesa” artykułem, w którym postulował wysłanie wojska przeciw Amerykanom protestującym po policyjnym zabójstwie George’a Floyda.

By zejść z kierunku populistycznego trumpizmu, Republikanie musieliby spektakularnie przegrać kilka następnych wyborów. Ale, jak mówiłem wcześniej, chroni ich przed tym system wyborczy, utrwalający władzę mniejszości nad większością. Choć te wybory skończyły się dobrze i mamy powody do zadowolenia, to niestabilność, konflikty, polaryzacja, paraliż systemu politycznego, spalającego się jałowych sporach – to wszystko, czego symbolem stał się Trump – będzie ciągle problemem amerykańskiej polityki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Jaworzynie Śląskiej inwestycja w 100 nowych miejsc pracy – w Czarnym Borze zwiększenie mocy produkcyjnych w istniejącym zakładzie – Invest-Park wzmacnia gospodarczy potencjał subregionu sudeckiego
Następny artykułBrzęczek może odetchnąć. Kadra bez przypadków koronawirusa