Warunki atmosferyczne gry nie ułatwiają. Twarda jak kamień gleba, temperatura spadająca momentami do minus 50 stopni Celsjusza. Dlatego w Nunavut przez większą część w roku w piłkę gra się w hali.
– Poza rzadko rozgrywanymi meczami na świeżym powietrzu latem piłka nożna jest dla nas zdecydowanie sportem halowym – twierdzi w rozmowie z FIFA.com Joselyn Morrison, prezes Stowarzyszenia Piłkarskiego Nunavut.
Morrison pochodzi z Iqaluit, największej społeczności w Nunavut. – Ale nadal jest nas bardzo mało, ledwie osiem tysięcy. Pasja, którą możesz się zająć, pomaga. A zwłaszcza w trakcie długich zimowych miesięcy, gdy brakuje nam światła – dodaje.
Geografia wpędza w depresję
Dlatego futbol w Nunavut – najdalej wysuniętej na północ część Kanady, od wschodu graniczącej z Grenlandią – potrafi ratować tutejszym mieszkańcom w życie. Czasem w sposób dosłowny.
Nunavut to bowiem jedno z najbardziej nieprzyjaznych do życia miejsc na świecie. Region od lat ma bardzo wysoki wskaźnik samobójstw – według informacji rządu aż dziewięciokrotnie wyższy od średniej w Kanadzie, wynosi 100 przypadków na 100 tys. mieszkańców. Gdyby był to oddzielny kraj, miałby jeden z najwyższych wskaźników na świecie.
Problemem mieszkańców Nunavut jest też wysoki odsetek zachorowań na gruźlicę. “Inuici, którzy stanowią ponad 80 proc. populacji tego terytorium, należą do grupy wysokiego ryzyka infekcji dróg oddechowych” – informuje organizacja Inuit Tapiriit Kanatami, cytowana przez BBC. Inuici są prawie 300 razy bardziej narażeni na gruźlicę niż nierdzenni Kanadyjczycy. Przez większość życia są odizolowani od reszty świata i przez to mało odporni na choroby zakaźne.
36 tys. osób na terytorium sześć i pół raza większym od Polski
Dlatego gdy w marcu koronawirus dotarł na wszystkie kontynenty, władze w Nunavut wprowadziły jedne z najsurowszych przepisów dotyczących podróżowania, zakazując wjazdu prawie wszystkim spoza regionu. Ci, którzy wracają do domu z południa kraju, najpierw muszą spędzić dwa tygodnie na koszt rządu w izolatkach – w hotelach położonych w miastach Winnipeg, Yellowknife, Ottawa i Edmonton. W każdym z nich stacjonują ochroniarze, a pielęgniarki sprawdzają stan zdrowia izolowanych. Do dziś ponad siedem tysięcy mieszkańców tego arktycznego regionu musiało przebyć taką kwarantannę w drodze do domu.
– Dość drastyczna decyzja o wprowadzeniu tego mechanizmu została podjęta zarówno z powodu potencjalnej wrażliwości populacji Nunavut na COVID-19, jak i wyjątkowych wyzwań tego regionu – mówi cytowany przez BBC minister zdrowia dr Michael Patterson. Na terenie Nunavut mieszka zaledwie 36 tys. osób. Żyją w 25 miejscowościach rozrzuconych na dwóch mln km kwadratowych – to powierzchnia większa sześć i pół raza od Polski. Od 21 lat region ten cieszy się statusem terytorium autonomicznego. – Odległości są czasami zadziwiające, z miejscowości do miejscowości można dotrzeć jedynie samolotem – przyznaje dr Patterson.
Dzięki naturalnej izolacji Nunavut, jako jedno z niewielu miejsc na świecie, było do niedawna wolne od koronawirusa.
Pod koniec września doszło co prawda do epidemii związanej z robotnikami, którzy przylecieli z południa Kanady do kopalni złota odległej o 160 km od koła podbiegunowego, ale te przypadki COVID-19 są jednak zaliczane jako zakażenia w miejscach zamieszkania górników.
Jedyna jak dotąd osoba zakażona koronawirusem w Nunavut została natychmiast odizolowana. Dr Patterson powiedział, że jest za wcześnie, aby stwierdzić, w jaki sposób zakaziła się wirusem. Mieszkańcy zostali poproszeni o pozostanie w domach. – Ważne jest, aby wszyscy przestrzegali środków bezpieczeństwa wprowadzonych w związku z pandemią i abyśmy zrobili, co w naszej mocy, by szybko powstrzymać potencjalne rozprzestrzenianie się wirusa – dodał dr Patterson.
Jedyny przypadek koronawirusa
Sprawę potraktowano niezwykle poważnie. Od piątku sklepy spożywcze w Nunavut wprowadziły skrócone godziny pracy, a kupujący muszą nosić maseczki. Rząd tego regionu nakazał zamknięcie wszystkich firm z wyjątkiem sklepów spożywczych, stacji paliw, instytucji finansowych, poczty i restauracji serwujących dania na wynos. Wszyscy klienci muszą przez cały czas pozostawać w odległości dwóch metrów od siebie, a w kolejce może się ustawić nie więcej niż 10 osób. Wszystkie szkoły, w tym Nunavut Arctic College, są zamknięte, a rząd wysyła uczniom i nauczycielom potrzebny sprzęt, np. laptopy i tablety. – Proszę pamiętać, że potwierdzony przypadek nie jest powodem do paniki. Przygotowaliśmy się na to i reagujemy – powiedział premier Nunavut Joe Savikataaq.
W pozostałej części Kanady sytuacja epidemiologiczna jest coraz bardziej dramatyczna. Dziennie przybywają cztery tysiące zakażeń, od początku pandemii wykryto ponad 255 tys. przypadków zakażonych, a 10 tys. osób zmarło.
– To nasza narodowa tragedia – przyznał cytowany przez Agencję Reutera premier Kanady Justin Trudeau, który nie ma wątpliwości, że najgorsze dopiero przed Kanadyjczykami.
Jak mieszkańcom Nunavut pomaga piłka nożna. “Naszą epidemią są samobójstwa”
Choć naturalna izolacja z przyczyn geograficznych może pomóc mieszkańcom Nunavut w okresie pandemii, jest jednak przyczyną innych problemów. Mieszkańcy mają utrudniony dostęp do testów na COVID-19. Te muszą być dostarczane samolotem i tak też wracają do laboratoriów. Na wyniki czeka się nawet tydzień. Ograniczone są też zasoby medyczne. Dr Patterson szacuje, że 35-łóżkowy szpital Qikiqtani General w Iqaluit, stolicy regionu, może obsłużyć ledwie 20 pacjentów z koronawirusem. W przypadku wybuchu pandemii osoby, które wymagają innego leczenia niż koronawirus, będą musiały udać się na południe kraju.
Joselyn Morrison nie ma wątpliwości, że piłka nożna ma moc, by podnieść na duchu mieszkańców Nunavut. I choć nie przebija ona popularnością hokeja na lodzie, to pomaga mieszkańcom – fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza w czasie zagrożenia epidemią. Ale nie koronawirusa, tylko samobójstw. – Nie mamy pandemii COVID-19. Naszą epidemią są samobójstwa – mówi Morrison.
“Piłka nożna jest dla nas wyjątkowa”
– Trenuję głównie dziewczęta z gimnazjum, a jesteśmy jedyną szkołą średnią w mieście, więc nie ma z kim konkurować – opowiada. – W Yellowknife, stolicy Terytoriów Północno-Zachodnich [region Kanady na zachód od Nunavut – red.], co roku odbywa się turniej Super Soccer. Zbieramy na to pieniądze. Za przeloty i hotele tylko na weekend musimy zapłacić od 85 tys. do 100 tys. dol. Z Yellowknife do Iqaluit jest 2300 km, ale gdy już tam dotrzemy, jest to naprawdę warte zachodu. Niektóre z dzieci nigdy nie opuściły swojej społeczności ani naszego regionu, a w Yellowknife zobaczą np. drzewa, których u nas nie ma. Albo restaurację McDonald’s. Taka podróż i świadomość bycia częścią zespołu to coś, co pozostawi te dziewczyny ze wspaniałymi wspomnieniami przez całe życie. To właśnie sprawia, że piłka nożna jest dla nas tak wyjątkowa – kończy. Z powodu jednego przypadku wprowadzono w Nunavut wiele ograniczeń, nie można też grać w piłkę. Nowych zakażonych jak na razie nie przybywa, więc nie wykluczone, że mieszkańcy wrócą niebawem do normalności, także do futbolu, który wyciąga ich z depresyjnych nastrojów.
Największym wyzwaniem, przed którym stoi piłka nożna w Nunavut, są podróże. Organizowane są tutaj dwa turnieje w roku – jeden dla dzieci do lat 15., drugi dla starszej młodzieży i dorosłych. Zespoły z mniejszych miejscowości zbierają pieniądze na wyjazd do stolicy przez cały rok. Bywa jednak tak, że w dniu wylotu do Iqaluit nadchodzi burza śnieżna i lot jest odwoływany.
Człowiek znów zdany jest tam na łaskę przyrody.
Dzieci z Nunavut wysyłają wiadomość podczas warsztatów zapobiegających samobójstwom na tym terytorium https://twitter.com/iamcmovement
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS