Niepewność gospodarcza, która nastała wraz z nadejściem pandemii COVID-19 zmusiła wiele firm do zredefiniowania priorytetów biznesowych i porzucenia większości uznanych za drugoplanowe. Wśród wielu przedsiębiorstw za takie uznano między innymi klasyczne inwestowanie w innowacje. „Klasyczne”, czyli w formie ciągłego poszukiwania rozwiązań, które w dalszej perspektywie czasowej dają szansę na usprawnienie funkcjonowania firmy. Rozwoju technologicznego nie można było jednak po prostu wykreślić z planów, dlatego do gry weszła alternatywna i dotychczas mniej popularna strategia określania mianem „innowacji na życzenie”.
W klasycznej ścieżce start-upowej najpierw obmyśla się i tworzy rozwiązanie postrzegane jako potencjalnie interesujące dla rynku, a następnie (lub jeszcze w trakcie jego tworzenia) rozpoczyna się poszukiwania konkretnych inwestorów oraz odbiorców produktu. Walidacja pomysłu następuje zatem bliżej końca całego procesu. Model „on demand” charakteryzuje się natomiast tym, że inicjatywa innowacyjna leży po stronie klienta. Precyzyjnie określa on obszar zapotrzebowania na nową technologię i wskazuje cel, jaki chce przy jej pomocy osiągnąć. Następnie rozpoczyna poszukiwania start-upu, którego dotychczasowe doświadczenie będzie w stanie najlepiej odpowiedzieć na tak zdefiniowane potrzeby firmy.
– W obecnych realiach nie ma czasu, ani środków na próby wdrażania koncepcji, których skuteczności nie można być pewnym. To musi być konkretne, punktowe działanie. Dlatego z odpowiedzią na dane zapotrzebowanie zgłaszają się start-upy już dysponujące produktem, który może zostać użyty jako podstawa do opracowania nowego rozwiązania, dopasowanego do klienta – tłumaczy Janusz Dziurzyński, wiceprezes zarządu Związku Liderów Sektora Usług Biznesowych (ABSL).
Trudna sytuacja wymaga bliskiej współpracy inwestorów i firm
Reprezentowana przez Dziurzyńskiego organizacja tworzy platformę ABSL TechLab, która od wielu lat łączy młode firmy technologiczne z największymi graczami polskiego rynku. Podkreśla jednak, że ich dotychczasowa działalność opierała się o standardowy dla świata start-upów model konkursowy, w którym tylko niektórzy finaliści nawiązywali później współpracę z inwestorami. W tegorocznej formule koncepcja ta uległa zmianie. Chodzi w niej już nie o wyłanianie potencjalnie ciekawych pomysłów, a o dopasowywanie start-upów do konkretnych potrze korporacji. Trudniej tym samym zaprezentować koncepcję, która sprosta określonym wymaganiom. Jeśli jednak dany start-up takową dysponuje, wówczas może być niemal pewien nawiązania współpracy z inwestorem.
– Nie można jednak powiedzieć, że model „on demand” wyklucza ryzyka charakterystyczne dla tworzenia rozwiązań innowacyjnych. Start-up nie może niewłaściwie zdiagnozować potencjalnego zapotrzebowania na produkt, ponieważ wynika ono z samej definicji innowacji „na żądanie”. Może jednak chociażby przecenić swoje siły w porównaniu do oczekiwań inwestora. Dlatego przed podjęciem ostatecznej decyzji firma technologiczna musi zadać sobie pytanie, czy faktycznie jest w stanie sprostać postawionym jej wymaganiom i czy podjęty wysiłek na pewno będzie dla niej wystarczająco opłacalny – zastrzega wiceprezes ABSL. – Z drugiej strony tylko model „on demand” w ogóle pozwala na tego typu rozważania. W podejściu klasycznym korporacje z góry odrzucałyby rozwiązania wymagające dostosowania do ich potrzeb i czekały na takie, które od razu będą gotowe do wdrożenia w firmie – dodaje.
W modelu „na życzenie” obie strony – zarówno małe firmy technologiczne, jak i giganci rynku – muszą zdecydować się na krok ku sobie, którego w sytuacji pełnego gospodarczego komfortu nie zrobiłyby. Jak podkreśla Dziurzyński nie ma tutaj mowy o schemacie znanym z modelu klasycznego, w którym po otrzymaniu środków od inwestora start-up działa po swojemu. Do takiego projektu obie strony muszą oddelegować wyspecjalizowane zespoły, tak aby prace nad rozwiązaniem były na bieżąco konsultowane z klientem.
Inwestycje w konkrety, nie w potencjał
– Aktywny udział inwestora w projekcie wpływa również na sposób finansowania przedsięwzięcia, który nie jest tak medialnie spektakularny jak w przypadku modelu klasycznego. Zamiast od razu wykładać całą pulę środków inwestor podzieli ją na kilka mniejszych cegiełek, które będzie dokładał wraz z rozwijaniem się projektu w dobrym kierunku. Nie jest to strategia efektowna, ale bardzo efektywna biznesowo – tłumaczy Dziurzyński.
O ile w przypadku tradycyjnego inwestowania w start-upy zwykło się mawiać o inwestowaniu nie tyle w konkretny projekt, co w tworzących go ludzi, tak model „na życzenie” stawia szczególny nacisk na samo rozwiązanie.
– Można to porównać na przykładzie różnicy między zatrudnieniem doświadczonego fachowca a osoby, która ma potencjał, by dopiero się nim stać. Wszystko jest kwestią tego, w jak odległej perspektywie będziemy musieli ocenić efekty powziętej decyzji. Jeśli możemy patrzeć długoterminowego, wówczas dobrze dać szansę osobie z potencjałem. Obecnie nie mamy jednak takiego komfortu, dlatego musimy stawiać na pewne rozwiązania – mówi wiceprezes ABSL.
Przykładu współpracy w modelu „on demand” z dużą korporacją dostarcza JustTag – polska firma technologiczna specjalizująca się w tworzeniu narzędzi dedykowanych reklamodawcom, które profilują użytkowników w oparciu o ich zachowania w sieci oraz przy półkach sklepowych.
– Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że Procter & Gamble poszukuje poprzez platformę TechLab ABSL rozwiązania problemu, który jest bliski zagadnieniom, z jakimi zmaga się rozwijana przez nas technologia. Nawiązując współpracę, ustaliliśmy, jakie są ich dokładne oczekiwania i przystąpiliśmy do modyfikowania naszych technologii. W P&G potrzebowali narzędzia do badania efektywności sprzedaży produktów stomatologicznych, dlatego naszym zadaniem było precyzyjne określenie ich grupy docelowej i dostrojenie istniejących algorytmów do tego konkretnego przypadku – tłumaczy Tomasz Chłodecki, CEO JustTag.
Chłodecki podkreśla, że stworzona przez nich technologia była bardzo bliska potrzebom Procter & Gamble i dlatego personalizacja produktu była łatwa do osiągnięcia. CEO JustTag ostrzega jednak, że przed podjęciem takiej współpracy każda firma technologiczna musi ocenić, jak dużych modyfikacji będzie wymagało dostosowanie jej produktów do potrzeb klienta.
– Koniecznie trzeba zorientować się, czy wskazywany przez potencjalnego klienta problem występuje tylko w jego strukturach, czy jest obecny także wśród innych podmiotów z branży. Jeśli personalizacja technologii wymaga dużych nakładów sił, a problem ma charakter jednostkowy, wówczas trzeba pomyśleć, czy zaangażowanie się we współpracę będzie opłacalne w dłuższej perspektywie czasowej – mówi Chłodecki.
Jak sprawić, by zdalna komunikacja stała się bardziej atrakcyjna?
W kontekście innowacji „na życzenie” nie sposób nie wspomnieć o obszarach, w których obecnie zauważalne jest duże zapotrzebowanie na rozwiązania technologiczne. Nie będzie zaskoczeniem, że w przeważającej mierze są to obszary, których dotychczasowe funkcjonowanie zostało poważnie zaburzone przez pandemię COVID-19.
Pierwszą kategorią potrzeb związaną z aktualną rzeczywistością jest szeroko pojęte wspieranie komunikacji zdalnej. Od momentu pojawienia się w Polsce pandemii większość firm zdecydowała się odesłać pracowników do domowych biur, udostępniając swoje siedziby jedynie tym, którzy faktycznie nie mogą wykonyw … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS