Chętnych na kredyty mieszkaniowe jest więcej. Banki powoli zdejmują też kolejne epidemiczne ograniczenia w hipotekach. Po wiosennym tąpnięciu sami pracownicy tych instytucji mówią, że sprzedaż hipotek rośnie i rosnąć będzie. I choć wciąż sporo brakuje nam do stanu sprzed epidemii, to rynek hipoteczny powoli się odbudowuje.
709 tysięcy złotych – przeciętnie na taki właśnie 30-letni kredyt może dziś liczyć trzyosobowa rodzina, w której rodzice pracują i każde przynosi do domu po jednej średniej krajowej – wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane z banków.
To o 70 tysięcy więcej niż przed rokiem. Przy tym trzeba mieć świadomość, że większość tego przyrostu zawdzięczamy decyzjom Rady Polityki Pieniężnej. To bowiem obniżenie poziomu stóp procentowych doprowadziło do tego, że oprocentowanie kredytów mieszkaniowych spadło o 1/3 względem stanu sprzed epidemii. Co do zasady możemy przecież tym więcej pożyczyć im kredyt jest tańszy.
Nawet dwukrotne różnice w zdolności kredytowej
Warto podkreślić, że wśród banków mamy duże zróżnicowanie ofert. W efekcie w październiku najhojniejszy bank skłonny jest pożyczyć naszej modelowej rodzinie nawet ponad dwa razy więcej niż instytucja najbardziej zachowawcza. Citi Handlowy proponuje naszej modelowej rodzinie 380 tysięcy złotych kredytu. Jeśli dług zaciągany byłby z 20-proc. wkładem własnym, to dzięki niemu można byłoby kupić mieszkanie warte 475 tys. złotych. Kwota wystarczająca na zakup 2-3 pokoi nawet w najdroższym mieście wojewódzkim – Warszawie, a mówimy przecież o najniższej deklarowanej przez ankietowany bank zdolności kredytowej rodziny z naszego przykładu. Z drugiej strony Citi oferuje swój dług z ponadprzeciętnie niskim kosztem (marżą 2,09 proc. i RRSO 2,44 proc.).
Na drugim biegunie znajdziemy takie instytucje jak ING, BOŚ czy BNP Paribas., które skłonne byłyby pożyczyć naszej familii nawet ponad 800 tysięcy złotych na zakup mieszkania. Dla porządku warto dodać, że w BOŚ Banku pod uwagę wzięliśmy specjalny kredyt dla osób chcących kupić lub zbudować nieruchomość o ponadprzeciętnie niskim zapotrzebowaniu na energię. Standardowa oferta jest droższa.
Pełzająca liberalizacja polityki kredytowej
Co jednak ważne z miesiąca na miesiąc coraz więcej jest symptomów łagodzenia podejścia banków do udzielania kredytów. Najjaskrawszym przykładem jest fakt, że banki ING i BOŚ obniżyły wymagania odnośnie wkładu własnego. Przypomnijmy, że w odpowiedzi na epidemię instytucje te wprowadziły wymaganie 30-proc. wkładu własnego. Stało się tak dlatego, że najpewniej bały się spadku cen nieruchomości. Dziś te obawy zanikają, w efekcie czego wystarczy posiadać 20% ceny mieszkania w gotówce, aby te banki przyjęły od nas wniosek kredytowy. Do tego ING – ważny gracz na rynku kredytów hipotecznych w Polsce – kusi klientów marżą niższą niż miesiąc czy dwa miesiące temu.
Pojawiają się też takie elementy liberalizacji jak udzielanie kredytów osobom posiadającym czasową umowę o pracę, a nie tylko taką na czas nieokreślony lub dopuszczanie jako źródło dochodów zysków z prowadzonej działalności gospodarczej – o ile nie podlegały one nadmiernym wahaniom w ostatnim czasie. Wciąż w najgorszej sytuacji są osoby pracujące na tzw. umowach śmieciowych. Takie źródła dochodu akceptuje wciąż niewiele instytucji. Reasumując – widoczne są powoli wprowadzane ułatwienia dla kredytobiorców, ale minie jeszcze wiele czasu zanim kredyty będą równie łatwo dostępne, co przed epidemią.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS