Słuchajmy lekarzy, nie polityków. Bo to lekarze, a nie politycy na codziennych konferencjach prasowych, powiedzą nam prawdę o tym, jak wygląda w Polsce walka z koronawirusem. Dowiemy się od nich na przykład, że w całym kraju nie ma już dawno miejsc dla chorych z COVID-19, a podawane przez rząd statystyki są fikcją. Brakuje nie tylko respiratorów, ale też stanowisk intensywnej terapii. A przede wszystkim brakuje personelu, który będzie się opiekował najciężej chorymi.
Politycy tymczasem widzą sytuację zupełnie inaczej.
„Oczywiście występują problemy” – oświadczył Jacek Sasin zapytany o to, jak rząd walczy z pandemią. I szybko te problemy zdiagnozował: brak zaangażowania personelu medycznego. „Niestety, występuje taki problem jak brak woli części środowiska lekarskiego – chcę to wyraźnie powiedzieć: części, bo oczywiście bardzo wielu lekarzy i bardzo wiele pielęgniarek, personelu medycznego z wielkim poświęceniem wykonuje swoje obowiązki – ale część tych obowiązków wykonywać nie chce” – oświadczył wicepremier, minister aktywów państwowych.
Odpowiedź przyszła szybko. Naczelna Rada Lekarska zażądała od Jacka Sasina przeprosin, a jej szef prof. Andrzej Matyja przypomniał, że ani razu nie otrzymał z resortu zdrowia jakichkolwiek uwag dotyczących lekarzy, którzy nie chcą wykonywać swoich obowiązków. „Wprost przeciwnie, kierownictwo Ministerstwa Zdrowia wielokrotnie podkreślało zaangażowanie personelu medycznego w walce z epidemią” – napisał prof. Matyja do ministra Sasina. „Pana wypowiedź jest policzkiem wymierzonym całemu środowisku” – dodał.
Czytaj też: Rząd stracił kontrolę nad pandemią. Nikt nie koordynuje działania służb
Rzeczywiście, niemal dokładnie pół roku temu lekarze zbierali od rządzących pochwały i oklaski. Nie prosili o nie, mówili wtedy, że pandemia to czas, by wreszcie zacząć naprawiać polską służbę zdrowia, zanim z hukiem upadnie. Bo koronawirus bezlitośnie obnażył wszystkie jej słabości: ogromne braki kadrowe, złą organizację pracy i oczywiście zbyt niskie finansowanie. Lekarzom, zwłaszcza na początku pandemii, brakowało wszystkiego: środków ochrony osobistej, testów i odpowiedniego sprzętu. W szpitalach panował chaos, a mimo to lekarze robili wszystko, by walczyć o zdrowie i życie pacjentów.
I nadal to robią. Zwykle w kilku miejscach, po 300 godzin miesięcznie. Trochę dlatego, że z jednego etatu wyżyć się nie da, ale przede wszystkim dlatego, że lekarzy w Polsce po prostu dramatycznie brakuje.
„A tak wycieńczająca praca jest w głównej mierze spowodowana nieudolnością urzędników państwowych, którzy na czas nie posłuchali środowiska medycznego i nie poprawili warunków pracy oraz wynagrodzeń, aby zwiększyć zasoby kadrowe. Czyli, najbardziej oględnie – ktoś nie potrafił dobrze zorganizować jednej z najważniejszych gałęzi gospodarki na rzecz obywatela, a teraz jeszcze będzie obwiniać się za to lekarzy i twierdzić, że nie są wystarczająco zaangażowani” – napisał na Facebooku Bartosz Fiałek, lekarz specjalista w dziedzinie reumatologii. Pozdrawiając Jacka Sasina z pracy dorzucił ironicznie: „niezaangażowany”.
„Zapraszam na dyżur, po godzinie uciekliby panowie z krzykiem z każdego szpitala. Zapraszamy do pracy w szpitalu – dla idei – skoro panowie nie radzicie sobie na stanowiskach. Zadufani politycy, jedyne, co potrafią, to kłamać i marnować pieniądze Polaków zamiast pomóc w czasie epidemii” – napisała na Twitterze Katarzyna Pikulska, lekarka rezydentka, przewodnicząca Stowarzyszenia Porozumienie Chirurgów.
Stowarzyszenie zaapelowało do członków rządu, a szczególnie do Mateusza Morawieckiego i Jacka Sasina, by przestali oczerniać lekarzy. Wrzuciło też informację, że zamiast robić wszystko, by opanować pandemię, rząd szykuje kolejny bat na lekarzy. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział właśnie, że powstanie system odpowiedzialności za błędy medyczne.
„W sytuacji kiedy oczekuje się od nas bohaterstwa i poświęcenia i zarzuca nam „za małe zaangażowanie” resort sprawiedliwości szykuje nam po cichu takie podziękowanie” – napisali lekarze zrzeszeniu w Porozumieniu Chirurgów.
Najkrócej podsumował wypowiedź Sasina Jakub Sieczko, anestezjolog z Warszawy: „Oczywiście występują problemy. Tym problemem chociażby jest w tej chwili zarządzanie krajem przez amoralnych dyletantów, którym trzy czwarte przedstawicieli zawodów medycznych ma ochotę sprzedać lepę na ryj.”
Naprawdę powinniśmy słuchać lekarzy. Powinniśmy im lekarzom i ich wspierać. Bo to oni pracują w tych szpitalach, z których politycy uciekliby po godzinie z krzykiem.
Czytaj też: Pandemia kosztowała nas dotychczas 270 mld zł. Duża część została wyrzucona w błoto
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS