Jak wyglądała sytuacja płynnościowa firm przed pandemią? Sytuacja makro była bardzo dobra, co przekładało się na wzrost przychodów i zysków firm. Z drugiej strony pojawiały się nowe regulacje, jak split payment, które odbierano jako narzędzie do poprawy płynności budżetu, a nie firm.
W większości sektorów firmy są przygotowane, aby możliwie bezpiecznie przejść przez jesienną falę kryzysu
W kryzys wchodziliśmy w dobrej koniunkturze, z wysokimi depozytami przedsiębiorstw w bankach. Częściej się martwiliśmy o to, dlaczego firmy nie przeznaczają wolnych środków na inwestycje. Mimo dobrej sytuacji, choć jak już w marcu czy kwietniu były robione badania, jaka część firm posiada bufor płynnościowy na okres np. 3 miesięcy, to okazywało się, że było ich 30–40 proc., czyli nie tak dużo.
Większość naszych partnerów płaciła, więc i my byliśmy w stanie płacić większości naszych dostawców
Jeśli chodzi o inwestycje – bardzo ważną rzeczą jest poczucie bezpieczeństwa. A żyliśmy w takim świecie, gdzie ciągle pojawiały się nowe podatki – a to handlowy, a to bankowy, a to minimalny. Mnie jako producenta kosmetyków one wszystkie dotknęły. Gdy wszedł podatek bankowy, to banki się zgłosiły, że chcą mieć na niego pieniądze. Gdy podatek handlowy pojawił się jako pomysł, od razu handel chciał renegocjować umowy. To nie była katastrofa, ale przedsiębiorcy zaczęli się zastanawiać, czy to jest dobry moment na inwestowanie. Ale oczywiście w kryzys weszliśmy jako firmy w dość dobrej sytuacji.
Staramy się szyć na miarę rozwiązania dla poszczególnych branż, które są dotknięte bardziej niż inne
Mamy za sobą lata systematycznego wzrostu w gospodarce. Koniec 2019 r. i początek 2020 r. to okres rekordowo niskiego poziomu bezrobocia. Nawet na jesień planowaliśmy zmniejszenie liczby urzędów pracy. Mieliśmy pierwszy raz od 1989 r. skuteczną próbę zbudowania budżetu zerodeficytowego i bardzo niski poziom zadłużenia w stosunku do PKB. To sprawiło, że kroki, które zostały podjęte w pierwszych dniach pandemii, mogły być pragmatyczne, odważne i ryzykowne. Pierwsze elementy osłonowe weszły w życie już 1 kwietnia. Najmniejsi przedsiębiorcy nie musieli płacić składek na ubezpieczenia społeczne, mogli korzystać z mikropożyczek czy z dopłat do wynagrodzeń. Pod koniec kwietnia Polski Fundusz Rozwoju uruchomił tarczę finansową. Dziś łączna wartość gotówki, która trafiła na rynek, to ponad 115 mld zł. I to nie jest koniec.
Z początkiem roku weszły w życie przepisy dotyczące zwalczania zatorów płatniczych. Czy one zdążyły zadziałać przed rozpoczęciem kryzysu?
Może być tak, że koniunktura zacznie się poprawiać, ale firmy nie skorzystają, bo zatory płatnicze będą narastać
Niestety, nie zdążyły. Temat zatorów płatniczych w polskiej gospodarce nie jest nowy. Ponadto opiera się on cykliczności – doświadczenia przedsiębiorców wskazują, że to jest bolączka polskiej gospodarki. Polscy przedsiębiorcy próbują zabezpieczyć się na czarną godzinę, mówiąc „dopóki nie muszę zapłacić, dopóty płatności wstrzymuję”. To dotyczy dużej grupy firm i nie zawsze jest związane z tym, że brakuje środków na uregulowanie tych płatności. W ten sposób napędzany jest mechanizm kuli śniegowej: opóźnianie płatności przekłada się na kolejne elementy łańcucha – dostawców czy kontrahentów.
Czy rzeczywiście jest w Polsce przyzwyczajenie do niepłacenia dostawcom, dopóki się da? Jak to wyglądało, gdy wybuchł kryzys?
Henryk Orfinger: My nigdy nie mieliśmy takiego zwyczaju. Zawsze byliśmy solidnym płatnikiem. Ale oczywiście, gdy przyszła pandemia i w połowie marca okazało się, że nie wiemy, co nas czeka – przyszedł tajfun, który zmiótł wszystkie prognozy – to ja rzeczywiście powiedziałem wtedy: wstrzymujemy wszystkie płatności. Ale na kilka dni. Założyłem, że nam nikt nie będzie płacił, więc i my musimy chwilę poczekać. W ciągu kilku dni ustaliliśmy szczegółowy harmonogram: że małym kontrahentom płacimy wszystkie faktury od ręki, ze średnimi negocjujemy, a dużych prosimy o odroczenie. To miało dać nam czas, żeby przyjrzeć się, jaka jest sytuacja. Okazało się, że większość naszych partnerów płaciła. W związku z tym i my byliśmy w stanie płacić większości naszych dostawców. Równocześnie mieliśmy sporą poduszkę płynnościową. Jeśli ktoś uważa, że trzymiesięczna poduszka to jest mało, to ja przepraszam, ale nigdy więcej nie będzie. My przecież cały czas inwestujemy. Poduszka na rok? To byłoby bez sensu z biznesowego punktu widzenia. Jeśli potrzeba więcej kapitału, to od tego są instytucje finansowe.
Nie słyszymy o dużych bankructwach, mimo że wiele branż przeżywa bardzo trudne chwile
Wraz z naszymi spółkami portfelowymi podjęliśmy decyzję, że nie kończymy współpracy z podwykonawcami, kontynuujemy zasilanie dostawców, ponieważ stworzenie zatorów spowodowałoby katastrofę, przynajmniej pośród tych mniejszych. Myślę, że … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS