„Położenie zaboru pruskiego jest krytyczne” – pisał w połowie stycznia 1918 r. Władysław Grabski do Komitetu Narodowego Polskiego, który reprezentował Polskę w negocjacjach z państwami ententy w Paryżu. Podczas gdy w stolicy Francji rozpoczynała się konferencja pokojowa, w Wielkopolsce powstańcy toczyli zacięte walki z Niemcami próbującymi odbić utracone wcześniej miasta. W pierwszej fazie powstania Wielkopolanie szybko opanowali większość regionu, ale z czasem utrzymanie go stało się coraz trudniejsze. Tworzenie regularnej Armii Wielkopolskiej dopiero się zaczynało. Do końca miesiąca dowodzący powstańcami gen. Józef Dowbor-Muśnicki sformował wojsko liczące 27,6 tys. ludzi. Tempo mobilizacji było imponujące, ale same siły powstańców nie miałyby szans w konfrontacji z całą niemiecką armią.
W tej sytuacji Wielkopolanie byli zmuszeni do podjęcia próby negocjacji z Niemcami. Do Berlina udała się delegacja z Wojciechem Korfantym i ks. Stanisławem Adamskim. Rozmowy trwające do 3 do 5 lutego nie przyniosły jednak rezultatu.
Warunki zaproponowane przez Niemców były nie do zaakceptowania. Od strony polskiej domagano się, aby powstańcy rozwiązali Armię Wielkopolską, uznali prawa Niemiec do Wielkopolski i wypłacili odszkodowanie za spowodowane straty. Sytuacja powstańców stawała się coraz gorsza, Berlin nie miał więc powodów, aby dążyć do porozumienia.
Sukces powstania w pierwszej fazie walk udało się osiągnąć dzięki wybraniu odpowiedniego momentu i serii dobrze zorganizowanych ataków. Na przełomie grudnia i stycznia, gdy wybuchło powstanie, państwo niemieckie było sparaliżowane. Próba ustabilizowania sytuacji po rewolucji listopadowej zakończyła się niepowodzeniem. Komuniści ze Związku Spartakusa, na czele m.in. z Różą Luksemburg, odcięli się od socjalistów z SPD i 5 stycznia rozpoczęli w Berlinie powstanie. Próbę komunistycznego przewrotu udało się stłumić w 10 dni m.in. dzięki zalegalizowaniu Freikorpsów – nacjonalistycznych organizacji paramilitarnych tworzonych głównie przez zdemobilizowanych żołnierzy. W lutym sytuacja zaczęła się już stabilizować.
Niemieckie przygotowania
Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych przeniosło się do Kołobrzegu, podporządkowano mu dwa regionalne dowództwa we Wrocławiu i w Królewcu. Kierowały one zgrupowaniami wojsk, które miały zrealizować plan operacji „Wojna Pozycyjna”. Jego celem było okrążenie i zajęcie Wielkopolski.
Sytuację Polski pogarszało to, że po zakończeniu wojny liczne niemieckie jednostki wracały dopiero ze wschodu. Przed przerzuceniem na zachód gromadziły się w Prusach Wschodnich. „Na wschodzie, o niecałe 200 kilometrów od Warszawy, przelewało się mrowie, najeżone bagnetami, uzbrojone od stop do głów, tysiąckroć silniejsze od nas technicznie – wspominał Józef Piłsudski. – Przelewało się, omijając na razie wolne części Polski i dążąc z powrotem do Niemiec. Jaka jest siła wewnętrzna tych setek i setek tysięcy ludzi, pozostawało zagadką, którą rozstrzygnąć w owe czasy nie byłem zdolny”.
W granicach Polski znajdowały się wówczas tylko Królestwo Polskie i zachodnia część Galicji. W czasie, gdy powstańcy bronili swoich zdobyczy w Wielkopolsce, na wschodzie trwały zacięte walki o Lwów. 3 stycznia powstała Rewolucyjna Rada Polski. Miała objąć władzę w Warszawie po zdobyciu kraju przez bolszewików, którzy już w styczniu 1919 r. zajęli Wilno. Regularne walki z bolszewikami zaczęły się zaledwie miesiąc później. Na siłowe rozwiązania wobec Polski zdecydowali się nawet Czesi. 23 stycznia wystarczyło im zaledwie 16 tys. żołnierzy, aby zająć Śląsk Cieszyński. W tym czasie, po pierwszym poborze ochotników, Wojsko Polskie liczyło ponad 100 tys. żołnierzy. Było jednak jeszcze w trakcie organizacji.
Czytaj także:
Józef Piłsudski napada na pociąg. Akcja pod Bezdanami
W tak trudnym położeniu podjęcie walki z całą niemiecką armią było szalenie ryzykowne. Najlepszą strategią było zachowanie lokalnego charakteru konfliktu w Wielkopolsce i czekanie na rozstrzygnięcia konferencji pokojowej w Paryżu. Układ geopolityczny i stosunki dyplomatyczne działały na korzyść Polski, co w ostatnich stuleciach było raczej ewenementem, a nie zasadą.
Przyjaciel Foch
W tej sytuacji powstańcy musieli liczyć tylko na siebie i na polską delegację w Paryżu – Komitet Narodowy Polski z Romanem Dmowskim na czele. Problem w tym, że reprezentujący Polskę politycy nie tylko nie mieli głosu przy podejmowaniu decyzji, lecz także często nie byli nawet o nich informowani. O kształcie przyszłego traktatu decydowała rada dziesięciu składająca się z szefów rządów i ministrów spraw zagranicznych Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Włoch i Japonii.
Dmowski, a także znany na całym świecie Ignacy Jan Paderewski, użyli jednak wszelkich sposobów, aby przekonać rządy państw ententy do swoich racji. Dmowski przygotował odpowiedni grunt już pod koniec wojny, starając się zapewnić zrozumienie dla polskich postulatów w Paryżu i Londynie. W sierpniu 1918 r. spotkał się również dwukrotnie z prezydentem USA Thomasem W. Wilsonem.
Swoją wielką szansę otrzymał 29 stycznia 1919 r., gdy premier Francji Georges Clemenceau zaprosił go do zabrania głosu przed radą dziesięciu. Dmowski był zaskoczony i nie miał przygotowanego przemówienia. Mimo to przez kilka godzin przedstawiał w języku francuskim argumenty za włączeniem w granice Polski Wielkopolski, Śląska i Pomorza Gdańskiego. Na wschodzie „linia Dmowskiego” sięgała dalej niż ostateczne granice II RP. Gdy zorientował się, że tłumacz nieprecyzyjnie przekłada jego słowa na angielski, zaczął tłumaczyć samodzielnie. W obu językach mówił doskonale, umiejętnie grając przy tym na antyniemieckich uprzedzeniach. Zrobił znakomite wrażenie.
13 lutego reprezentujący ententę gen. Pierre Nudant przekazał delegacji niemieckiej warunki przedłużenia rozejmu. Propozycje były dla Niemców szokiem. Ostre protesty Berlina nie odniosły żadnego skutku. Trzy dni później w Trewirze podpisano traktat rozejmowy, przedłużający wygasający rozejm z Compiègne. Według dokumentu: „Niemcy muszą zaniechać niezwłocznie wszelkich kroków zaczepnych przeciwko Polakom w Poznańskiem lub wszelkiej innej prowincji”.
W Wielkopolsce wyznaczono linię demarkacyjną, a Armia Wielkopolska została uznana za jedną ze sprzymierzonych armii ententy. Atak na Wielkopolskę oznaczałby dla Niemiec wznowienie wojny na froncie zachodnim. Nie spowodowało to automatycznego zawieszenia broni. W kolejnych miesiącach w walkach z Niemcami zginęła ponad setka Polaków, regularne walki zostały jednak wstrzymane. Powstanie zostało uratowane.
Ustępstwa na rzecz Polski nie były oczywiście wyłącznie efektem jednego przemówienia ani wcześniejszego „urabiania” decydentów z państw ententy. Kluczowy, jak zwykle, był interes polityczny wielkich mocarstw, który tym razem okazał się zbieżny z interesem Polski. Zasadniczą rolę w negocjacjach odegrała Francja, szczególnie marszałek Ferdinand Foch. Ten znakomity dowódca, głównodowodzący wojskami ententy, był jednocześnie wielkim miłośnikiem Polski (lekarzem jego rodziny był Polak, uczestnik powstania styczniowego). Popierał utworzenie Polski w granicach przedrozbiorowych, a Niemcom sprzeciwiającym się oddaniu Wielkopolski powstańcom zagroził interwencją zbrojną.
Czytaj także:
Pruski walec na marne
Nie był to oczywiście wyłącznie wyraz sympatii. W sytuacji faktycznej utraty Rosji jako sojusznika Francuzi postawili na Polskę, nazywając nasz kraj „sojusznikiem zastępczym”. Państwem, z którego powodu Niemcy, wznawiając wojnę z Francją, musiałyby walczyć na dwóch frontach. Przeciwne stanowisko reprezentowała Wielka Brytania, obawiająca się, że po rozpadzie Austro-Węgier i osłabieniu Niemiec Francja stanie się najpotężniejszym mocarstwem na kontynencie.
Niemcy wiedzieli, że będą musieli zapłacić za przegraną wojnę. W Berlinie spodziewano się utraty Alzacji i Lotaryngii, konieczności wypłaty reparacji, a po rozejmie w Trewirze również utraty Wielkopolski. Dlatego otrzymana 7 maja 1919 r. propozycja traktatu pokojowego znów była dla nich szokiem. Ententa przyjęła niemal wszystkie postulaty Dmowskiego dotyczące zachodniej granicy Polski. Republika Weimarska miała zostać pozbawiona nie tylko Wielkopolski, lecz także Pomorza Gdańskiego i Śląska.
Stawką była niepodległość
Wielu niemieckich dowódców było gotowych raczej wznowić wojnę, niż zgodzić się na takie warunki. Sytuacja wewnętrzna stabilizowała się. W marcu komunistyczni rewolucjoniści podjęli jeszcze próbę wzniecenia rewolucji, walki w Berlinie pochłonęły ponad 1 tys. ofiar. Zryw został jednak stłumiony, a 15 marca zamordowano liderów komunistów – Różę Luksemburg i Karola Liebknechta. Wojsko wspierane przez Freikorpsy pacyfikowało bunty w kolejnych regionach. Zreorganizowana armia była gotowa do zajęcia się kwestią granic z Polską.
Według francuskiego wywiadu na przełomie marca i kwietnia Niemcy zgromadzili blisko granic z Polską 200-tysięczną armię, a kolejne 150 tys. ochotników miało sformować oddziały na Pomorzu Zachodnim. Docelowo regularna armia w tym rejonie miała liczyć 400 tys. ludzi. Żądania państw ententy spowodowały modyfikację niemieckich planów. Operacja „Frühlingssonne” („Wiosenne Słońce”) zakładała już nie tylko okrążenie i odbicie Wielkopolski po wyprowadzeniu ataku ze Śląska i z Pomorza, lecz także przeprowadzenie ataku w kierunku Łodzi, Skierniewic i Częstochowy. Plan zakładał więc, że w wyniku operacji Niemcy znajdą się niedaleko Warszawy, po zachodniej stronie Wisły. Stawką była już nie tylko Wielkopolska, lecz także niepodległość Polski.
W Wielkopolsce gen. Dowbor-Muśnicki powołał kolejne roczniki poborowych. Jego wojsko liczyło już ponad 100 tys. ludzi, służyło w nim 15 proc. mieszkańców regionu. Wielkopolanie dysponowali artylerią, pociągami pancernymi i eskadrami lotniczymi. Samoloty udało się zdobyć podczas dobrze zaplanowanego ataku na lotnisko w Ławicy. Nieliczni piloci nie zostali od razu rzuceni do boju (legendą okazał się samowolny nalot na frankfurckie lotnisko, o czym mówi Marek Rezler w rozmowie z Piotrem Włoczykiem na s. 6).
Wielkopolscy piloci okazali się bardziej zdyscyplinowani, niż wynikało z historii o rzekomym pierwszym nalocie w historii Polski. Chociaż sam fakt posiadania lotnictwa – najnowocześniejszej wówczas broni – wywoływał powszechny entuzjazm, przewaga w sprzęcie była po stronie formacji niemieckich. Poza Armią Wielkopolską przy zachodniej granicy znajdowało się jeszcze cieszyńskie zgrupowanie płk. Franciszka Latinika. Była to zaledwie jedna dywizja. Pozostałe odcinki granicy początkowo były niemal zupełnie niebronione. Piłsudski nie zamierzał jednak pozostawiać powstańców samym sobie.
„My również prowadziliśmy nasłuch radiostacji niemieckich, znaliśmy więc bardzo dobrze niemiecką koncentrację na Pomorzu i Śląsku – mówi prof. Grzegorz Nowik z Instytutu Studiów Politycznych PAN. – Wiedzieliśmy w zarysach, jakie są niemieckie plany. W związku z tym marszałek Piłsudski wstrzymał działania na froncie wschodnim, licząc się poważnie z możliwością ewakuacji dużej części formacji ze wschodu. Wstrzymane zostały również działania przeciw Ukraińcom. Większość Wojska Polskiego – od 14 do 16 spośród 22 istniejących wtedy dywizji – została skoncentrowana na froncie przeciwniemieckim”. To ogromne przedsięwzięcie logistyczne zostało zrealizowane w pierwszej połowie maja 1919 r. 25 maja 1919 r. Armia Wielkopolska została połączona z Wojskiem Polskim i podporządkowana Piłsudskiemu.
Istotnym wzmocnieniem była również Błękitna Armia gen. Józefa Hallera, licząca niemal 70 tys. żołnierzy. Początkowo miała zostać przerzucona drogą morską, ale nie zgodził się na to premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George, spodziewając się, że hallerczycy zajmą Gdańsk, gdy tylko zejdą na ląd. Dlatego od kwietnia do początku czerwca Polacy wracali z Francji pociągami przez Niemcy!
Twarde, jednoznaczne stanowisko Francji nie pozostawiało wątpliwości, że w przypadku ataku na Polskę nasi sojusznicy wznowią działania na froncie zachodnim. Na to Niemcy nie byli gotowi. Przygotowanie operacji „Wiosenne Słońce” miało jednak swoje konsekwencje. Pozwoliło Berlinowi zyskać na czasie. „Niemcy przez cały czas targowali się o ustępstwa. Zdążyli wynegocjować plebiscyt na Śląsku” – wyjaśnia prof. Nowik.
Podpisanie traktatu wersalskiego zażegnało zagrożenie ze strony Niemiec. Wojsko Polskie, wspomagane już przez jednostki wielkopolskie, mogło wrócić na front wschodni. „W końcu czerwca i w lipcu zaczęły się działania bojowe przeciw Zachodnioukraińskiej Republice Ludowej, w sierpniu rozpoczęła się nasza ofensywa na Białorusi, zajęliśmy Mińsk i doszliśmy aż pod Połock” – mówi prof. Nowik.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS