A A+ A++

W Kalinowicach pod Zamościem doszło do tragicznego wypadku. Tomasz Grzybek prowadził na smyczy psa rasy golden retriever. W pewnym momencie zwierzę dotknęło nosem słupka znaku drogowego. – Usłyszałem głuche uderzenie, takie jakie wydaje defibrylator. Psa wysztywniło i sparaliżowanego odrzuciło w trawę. Żona chciała podbiec, sprawdzić, co mu się stało. Całe szczęście, że ją powstrzymałem. Całe szczęście, że byłem w ogóle z nią na tym nocnym spacerze, bo miała iść sama – opowiadał mężczyzna. Kiedy właściciel psa pożyczył od sąsiada miernik elektryczny, okazało się, że znak drogowy był pod napięciem 230V. W całą historię nie chciało uwierzyć pogotowie energetyczne. Na miejsce została także wezwana policja.

Mężczyzna nie kryje żalu po stracie ukochanego psa. Zwierzaka przygarnął, gdy ten był jeszcze szczeniakiem. Moris mieszkał z rodziną od siedmiu lat. – Dopiero gdy zgasły latarnie, mogliśmy się zająć naszym ukochanym czworonogiem. Był przytomny, próbował tylko podnosić głowę, bo całą lewą stronę miał sparaliżowaną. U weterynarza dostał kroplówkę, leki. Noc spędził w domu, ale widać było, że bardzo się męczy. Rano czuł się jeszcze gorzej, zapadła bardzo trudna dla nas decyzja o eutanazji. Fakt, że nosem dotknął metalowej rury pod napięciem sprawił, że poraziło mu głowę i całe ciało – opowiadał.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułChodźMY na rower!
Następny artykułZwolnienie ze składek w ZUS? Sami możemy sprawdzić co się dzieje z naszym wnioskiem